A z tym gotowaniem to dałyście mi pomysł, w końcu trzeba go nauczyć! W jakiś weekend mu dam zadanie,że ma nam obiad zaserwować. I nie ma to być zamówiona pizza z restauracji czy ugotowane ziemniaki
Książek kucharskich trochę mam więc... Ciekawe co zrobi. Jak się wprowadzaliśmy był tak skrzywdzony przez matkę,że zadał mi pytanie (uwaga) "Jak się kroi pomidora"... Pochodzimy z dwóch róznych typów rodzin. Moja mama do nadopiekunczych nie należała. Nie posprzątalam sobie,miałam bałagan.Ona się w to nie wtrącała. Do kuchni mnie nie wpuszczała bo ją denerwowało gdy ktoś pod nogami się plątał więc zamieszkując z M musiałam przejść szybki kurs gotowania .Nie ukrywam,wstyd... nie wiedziałam nawet jak długo się kiełbasę podgrzewa , albo jak długo jajka gotuje. Ale mus to mus, nauczyłam się wszystkiego telefonicznie. Mama puszczała nas na głęboką wodę. Typ w stylu "Nie uczysz się, idziesz natychmiast do pracy i dajesz mi na utrzymanie" albo "Uczysz się, mieszkasz ze mną ale na moich warunkach" , wyfruwasz z gniazda -radź sobie sam. Twarde,samolubne trochę wychowanie ale nie uważam,że złe. A mąż? Jedynak... Mamusia robiła wszystko za niego. Sprzątała, układała majtki w kostkę, dobierała pod światło skarpetki żeby były do pary, no poprostu wszystko. NIe pracował... "truudno,poszuka". No i wyszło szydło z worka, że młotek pierwszy raz w ręce trzymał mając 25 lat ( gdzie ja w wieku 15 lat dwa razy sama malowałam pokój bo nikt mi w tym ni pomagał). Stąd pewnie teraz takie problemy.
Oczywiście,nie mogę powiedzieć że ma same wady bo bym z nim tak długo nie była. Te wady wychodzą w takich sytuacjach,.wcześniej nie było ich aż tak widać. Dorastanie to brutalny proces. Nie każdy nadąża.