dominique.p
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 27 Grudzień 2005
- Postów
- 1 746
Historia pewnego testu (a nawet trzech ):
My za to w wakacje zeszłego roku stwierdziliśmy, że nic strasznego by się nie stało, jakbyśmy mieli małego "szkodnika" Od lutego nie brałam pigułek, więc od lata po prostu przestaliśmy "uważać". I wtedy zaczęłam mieć straszne "ciśnienie" i jako wielką traumę przeżywałam każdą kolejną @. Po 3 nieudanych próbach myślałam już, że jakaś wybrakowana jestem, że mam jakieś choróbsko albo coś, byłam nawet u gina, robiłam badania, ale wszystko bylo ok, a ja dalej załamana. P., biedny, wykorzystywany przy każdej możliwej okazji, zaczął się już buntować, więc stwierdziłam, że może to nie jest czas na dziecko i odpuściłam, bo to już z obsesją zaczęło graniczyć. Na początku października przygarnęliśmy Gandzię (wg P., aby trochę ujarzmić mój dalece rozwinięty instynkt macierzyński ), rzuciliśmy się oboje w wir pracy i to tak, że od nawału obowiązków prawie nie spaliśmy, w ogóle bardzo malo czasu ze sobą spędzaliśmy, a częstotliwość bzykania drastycznie spadła I to trwało prawie do Bożego Narodzenia. Pierwszym objawem, że coś jest nie tak była moja całkowita awersja do alkoholu i dymu papierosowego (10.12 byłam u koleżanki na imprezie i nie mogłam jednego drinka zmęczyć, a od dymu głowa mnie rozbolała i niedobrze mi było), ale zrzuciłam to na przemęczenie. P. po tym zaczął coś przebąkiwać, że jakoś inaczej wyglądam i w ogóle, i że może jestem w ciąży. A ja się za każdym razem śmiałam, że to chyba byłoby niepokalane poczęcie, bo w listopadzie kochaliśmy się li i jedynie razy 3 (słownie: trzy, three, drei, tres). I tak się podśmiewałam do 19.12, kiedy P. sam z własnej inicjatywy zakupił mi test ciążowy i po moim powrocie z pracy wieczorową porą kazał go zrobić. Akurat przyjechał do nas mój brat i szykował się na ubaw jak z "Kasi i Tomka" (podobno bardzo podobnie do nich się zachowujemy ). No, to poszłam do WC, nasikałam, pobrałam próbke w zakraplacz, na oko wkropiłam do okienka, i zatopiłam się w lekturze, siedząc dalej na kibelku. Po chwili patrzę, a na teście robi się kreska gruba czerwona, ale PIONOWA. Wrzeszczę do P.: "Przeterminowany ten test kupiłeś". Po 2 sekundach był już w łazience, opieprzajac mnie, że na pewno źle zakropiłam, bo nie przeczytałam instrukcji (jakbym pierwszy raz w życiu co najmniej test robiła phi!), za nim mój brat (a ja dalej bez gaci na tym kilbu jak sierota). P. podniósł test i razem z bratem się w niego wgapili, P. robił się coraz bledszy, a mój brat coraz czerwieńszy od śmiechu i skomentował :"Szwagier, chlejemy!". Wyrwałam P. test z ręki, a tam 2 poziome walące po oczach grube krechy! ;D Musiałam sobie z wrażenia posiedzieć jeszcze trochę (na szczęście już bez asysty), a zanim wydobyłam się z toilety, P. zdążył obdzwonić swoją rodzinę i kolegów, a mój brat otworzyć moją schowaną na specjalne okazje butlę Johnny Walkera Red Label. Dla pewności zrobiłam jeszcze 2 testy, każdy innej firmy , jeden następnego dnia, kolejny za dni 3, i wszystkie były bardzo wyraźne. Po świętach poszłam do gina i potwierdził, że to już 7 tc (no bardzo spostrzegawcza jestem, nie powiem ). I to właśnie tak zaczęło się moje szczęście ;D
A co do ciężarówek, to rzeczywiście, nie dość, że co druga prawie moja koleżanka zaciążona albo dopiero co rozdwojona, to na każdym kroku jakiś brzuchol widzę Bardzo płodny jest rok 2006 :laugh:
My za to w wakacje zeszłego roku stwierdziliśmy, że nic strasznego by się nie stało, jakbyśmy mieli małego "szkodnika" Od lutego nie brałam pigułek, więc od lata po prostu przestaliśmy "uważać". I wtedy zaczęłam mieć straszne "ciśnienie" i jako wielką traumę przeżywałam każdą kolejną @. Po 3 nieudanych próbach myślałam już, że jakaś wybrakowana jestem, że mam jakieś choróbsko albo coś, byłam nawet u gina, robiłam badania, ale wszystko bylo ok, a ja dalej załamana. P., biedny, wykorzystywany przy każdej możliwej okazji, zaczął się już buntować, więc stwierdziłam, że może to nie jest czas na dziecko i odpuściłam, bo to już z obsesją zaczęło graniczyć. Na początku października przygarnęliśmy Gandzię (wg P., aby trochę ujarzmić mój dalece rozwinięty instynkt macierzyński ), rzuciliśmy się oboje w wir pracy i to tak, że od nawału obowiązków prawie nie spaliśmy, w ogóle bardzo malo czasu ze sobą spędzaliśmy, a częstotliwość bzykania drastycznie spadła I to trwało prawie do Bożego Narodzenia. Pierwszym objawem, że coś jest nie tak była moja całkowita awersja do alkoholu i dymu papierosowego (10.12 byłam u koleżanki na imprezie i nie mogłam jednego drinka zmęczyć, a od dymu głowa mnie rozbolała i niedobrze mi było), ale zrzuciłam to na przemęczenie. P. po tym zaczął coś przebąkiwać, że jakoś inaczej wyglądam i w ogóle, i że może jestem w ciąży. A ja się za każdym razem śmiałam, że to chyba byłoby niepokalane poczęcie, bo w listopadzie kochaliśmy się li i jedynie razy 3 (słownie: trzy, three, drei, tres). I tak się podśmiewałam do 19.12, kiedy P. sam z własnej inicjatywy zakupił mi test ciążowy i po moim powrocie z pracy wieczorową porą kazał go zrobić. Akurat przyjechał do nas mój brat i szykował się na ubaw jak z "Kasi i Tomka" (podobno bardzo podobnie do nich się zachowujemy ). No, to poszłam do WC, nasikałam, pobrałam próbke w zakraplacz, na oko wkropiłam do okienka, i zatopiłam się w lekturze, siedząc dalej na kibelku. Po chwili patrzę, a na teście robi się kreska gruba czerwona, ale PIONOWA. Wrzeszczę do P.: "Przeterminowany ten test kupiłeś". Po 2 sekundach był już w łazience, opieprzajac mnie, że na pewno źle zakropiłam, bo nie przeczytałam instrukcji (jakbym pierwszy raz w życiu co najmniej test robiła phi!), za nim mój brat (a ja dalej bez gaci na tym kilbu jak sierota). P. podniósł test i razem z bratem się w niego wgapili, P. robił się coraz bledszy, a mój brat coraz czerwieńszy od śmiechu i skomentował :"Szwagier, chlejemy!". Wyrwałam P. test z ręki, a tam 2 poziome walące po oczach grube krechy! ;D Musiałam sobie z wrażenia posiedzieć jeszcze trochę (na szczęście już bez asysty), a zanim wydobyłam się z toilety, P. zdążył obdzwonić swoją rodzinę i kolegów, a mój brat otworzyć moją schowaną na specjalne okazje butlę Johnny Walkera Red Label. Dla pewności zrobiłam jeszcze 2 testy, każdy innej firmy , jeden następnego dnia, kolejny za dni 3, i wszystkie były bardzo wyraźne. Po świętach poszłam do gina i potwierdził, że to już 7 tc (no bardzo spostrzegawcza jestem, nie powiem ). I to właśnie tak zaczęło się moje szczęście ;D
A co do ciężarówek, to rzeczywiście, nie dość, że co druga prawie moja koleżanka zaciążona albo dopiero co rozdwojona, to na każdym kroku jakiś brzuchol widzę Bardzo płodny jest rok 2006 :laugh: