Ja w sumie nie wiem co bym zrobiła, bo mój mąż to mój pierwszy i ostatni chłopak. Po prostu olewałam takich, którzy na początku czegokolwiek dawali jasne sygnały, że nie ma z nich materiału na porządny związek. Dobra, raz się dałam wkręcić, ale typ był naprawdę wytrawnym graczem, zresztą cały "układ" trwał tylko rok, więc spoko. Dzisiaj się mówi na to "ghosting", a ja po prostu wykreślałam z życia delikwenta. Nie mogłam się do niego dodzwonić, nie odpisywał, a okazało się, że żyje i ma się świetnie? Uznałam, że to nie jest mój chłopak i przestałam z nim szukać kontaktu, kiedy po dwóch tygodniach chciał się spotkać, to byłam wielce zdziwiona czego on chce. Okazał się mega prostakiem? Po kłótni chciał się spotkać, ale ja powiedziałam, że nie ma sensu. I tego typu sytuacje. Nigdy nie doszłam do etapu "to jest mój chłopak everybody!".
A takich wątków jak mówisz jest masa i po kilkunastu przepychankach między stałymi bywalczyniami okazuje się, że autorka znikła. Ale była też taka, którą zdemaskowała jedna z nas, a która opowiadała niesamowite historie, że żyje w przemocowym związku, cierpi każdego dnia, próbuje odejść, bo to nie takie łatwe, była policja, chyba kurator, cuda wianki,a potem na innym forum się okazało, że w tym samym czasie komentuje wesoło o pielęgnacji twarzy, chociaż tutaj była roztrzęsiona i szukała, że się tak wyrażę, domu tymczasowego dla siebie i dziecka. To było mega dobre, moja ulubiona historia