reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z porodow.........

Juana to my rodziłysmy praktycznie jednoczesnie :-D mi tez zaczelo sie o 9 no tylko mi to troche dluzej zajeło mala przyszla na swiat dopiero o 16.40 No ale jeszcze obie Zuzie sie urodzily:-D
 
reklama
Niesia dobrze,ze masz tak blisko do szpitala bo inaczej maz by porod odbieral :-D:-D
 
No to i ja moze w koncu choc tez mialam szybki porod ale cos skrobne.Przed dzienporodu czyli 23 maja bylam na ktg,mieli mnie zostawic juz w szpitalu ale ze zapis wyszedl dobry i byly to moje imieniny to puscili mnie do domu swietowac ale wczesniej super n[pani ginka zrobila mi tam pozadny masaz i chyba odkleila mi pecherz z woda.Powiedziala ze jak dzis w nocy nie urodze to mam rano wstawic sie na patologie.... wrocilismy do domu,pojawilo sie krwawienie i brzuch pobolewal jak na @ i tak do poznego wieczora.Lapaly mnie slabe skurcze co 7 minut ale po kilku razach uspokajaly sie.Okolo godziny 1 w nocy wylaczylismy z mezem TV i poszlismy spac.O godzinie 2:05 wlaczyla sie czujnik czadu i Robert zaczal go szybko wylaczac bo jest on bardzo glosny(do tej pory nie wiemy czemu sie wlaczyl) ja wstalam siusiu i jak mnie nie zlapie skurcz to juz wiedzialam ze to to...odrazy skurcze byly co 2-3 minuty.Zadzwonilismy po szwgriegke zeby szybko przyjezdzala do Vanesski spacej sobie slodko i ruszylismy o godzinie 2:25 do szpitala.Na miejscu dokonczenie formalnosci,badanie 5 cm rozwarcia,lewatywa....tam w toalecie po stekalam jeszcze z pol godzinki i na porodowke trafilam o 3:10 a 4:25 24 maja Klaudia byla juz na swiecie!
Wazyla 3640 i 57cm.To tyle,Acha bylam nacieta bo balismy sie ze pekne bo wiadmo juz bylo ze to bedzie duze dziecko.Ale odrazu po porodzie siadalam na dupe takze jest ok i juz w sumie nic mi nie dolega.
 
Jestem tu nowa, dzis mam termin porodu. Mam pytanie czy ten masaz szyjki boli, bo dzis jade do mojej pani doktor ale troche sie boje..
 
Kk mnie masaz szyjki bolal niesamowicie ale to bylo w czasie porodu jak lezalam podlaczona pod oxy.Jedna z majowek niemal na kazdej wizycie pod koniec ciazy miala robiony masaz szyjki i dla niej to nie bylo takie straszne wiec ja juz nie wiem jak to jest z ta bolesnoscia masazu.
 
Witam! To ja jestem majówką która miała regularne masaże szyjki.... nieszczególnie przyjemne, ale do zniesienia ;-)
A i tak z przyspieszaczy porodu pomógł najwyraźniej seks hihi

Było to tak: 22 maja byłam na ktg, zapis prawidłowy, skurczów brak. Późnym wieczorem w końcu się mój mąż przemógł i ok. północy się kochaliśmy. O 4:30 obudził mnie skurcz, ale pomyślałam, że pewnie gwałtownie przekręciłam się z boku na bok i dlatego zabolało. Znów zasnęłam. Kolejny skurcz. Potem po ok. 10 minutach następny, i następny.... obudziłam po cichutku męża, a była gdzieś 5:40, i mówię że chyba się zaczyna, ale pochodzę trochę po mieszkaniu i może wezmę kąpiel, kto wie, może przejdzie? Mąż się spojrzał jak na wariatkę i poradził, zebym lepiej się ubierała do wyjścia.
W kąpieli, w czasie której skurcze jednak nie przeszły :sorry2: wpadłam na rewolucyjny pomysł: do szpitala odwiezie mnie teść, a mąż obudzi naszego synka, zawiezie go do żłobka i przyjedzie szybciutko do szpitala. Chodziło mi o to, że Maksio bez rodziców rano mógłby dać dziadkowi popalić, no i nie chciałam narażać małego na stres - teraz wiem, ze chyba ja sama przeżywałam tę rozłąkę z nim bardziej niż on.... no cóż!
Obudziliśmy teścia, o 6:40 ruszyliśmy do szpitala - skurcze co 4 minuty, bolesne ale jeszcze do wytrzymania. Na szczęście był to długi weekend, więc przejechaliśmy przez miasto szybciutko i o 7:10 byliśmy w szpitalu. Po drodze zadzwoniłam do położnej, powiedziała, ze rusza do szpitala. W izbie przyjęć badanie, 4cm rozwarcia. Formalności, zostałam na wózku przewieziona na blok porodowy - a tam moja połozna mówi, że nie ma sali.... tyle było pacjentek, że w kilku salach porodowych spały pacjentki oczekujące na poród, wyobrażacie sobie?? Jedną z nich obudzono i poproszono, żeby szybko opuściła salę. Ja juz wyłam z bólu na korytarzu, stanowczo domagając się znieczulenia, a mój teść który dotarł na blok porodowy z moją ciężką torbą, powiedział, żen iestety musi wyjść, bo on tego nie zniesie ;-)
Wchodzimy do sali porodowej, położna każe mi wejść na łóżko, bada i mówi, że pełne rozwarcie i rodzimy. Ja dalej o tym znieczuleniu, chociaż dobrze wiedziałam, że już za późno. Darłam się w czasie skurczów jak opętana, ale o 7:45 zaczęły się skurcze parte i przestałam się drzeć a zaczęłam działać... pęcherz płodowy pękł w czasie parcia lub może został przebity, nie wiem już.... o 8:03 znienacka na moim brzuchu pojawia się płaczący Mikołaj... więc i ja płaczę, mówię "mój ty malutki" a położna zaczyna się śmiać i mówi "przecież on ma ze 4 kg, to duże dziecko". Jeszcze jeden skurcz, wyszło łożysko... a potem wszyscy sobie poszli, zostałam z Mikołajkiem na brzuchu, i z lekarzem, który mnie zszywał.... dostałam znieczulenie miejscowe ale i tak bolało, tylko że było mi to już obojętne. Leżałam sobie z moim dzidziusiem, lekarz mnie zszywał, rozmawialiśmy sobie, grało radyjko.... fajnie :tak:

Zadzwoniłam do męża, była 8:40. Mąż zapytał czy leżę w sali porodowej, a ja mu na to że tak... z Mikołajem na brzuchu. Nie zdążył mój kochany dojechać. ale nie szkodzi.... a Mikołaj miał dokładnie 4kg i 56cm.

No a teraz Miki się wydziera, więc zmykam. Buziaki.
 
Napiszę jak było u mnie, bo później już nie będę pamiętać i całe szczęście:tak:
Rodziłam na brochowie. A jak się zaczęło już piszę.
Więc w poniedziałek minęły wszystkie dolegliwości. Ale co mnie nie pokoiło to to że nie czułam ruchów małej, były jakieś tam na wieczór. Przez cały dzien myślałam o tym, potrząsałam brzuchem i nic. Stwierdziłam, że na następny dzien pojadę jak nic się nie zmieni na izbę bo gina i tak miałam umówionego po skierowanie.
Położyłam się spać. Rano Marek mnie obudził, troche pogadaliśmy przed wyjściem do pracy. Stwierdziłam, że czas na "obchód", czyli najpierw toaleta. Poszłam na kibelek i... coś się leje- krew. No to mówię do Marka, że do pracy nie idzie. Była 6:30. Marek juz chciał jechać, ale kazałam mu czekać. Zjedliśmy śniadanie, dopakowałam parę rzeczy, wygoniłam go do sklepu po lody i o 9 pojechaliśmy. Po jakiś 10 min byliśmy na miejscu. Na izbie pełno kobitek ze skierowaniami, jedna w ciązy. Zaraz przyszły dwie kolejne, a babka z IP mówi do kogoś, że jest juz 18 rodzących przyjętych i nie ma miejsc:szok:! Pyta się kto ma skierowanie, a że nie miałam, to popatrzyła na mnie jak na intruza. Mówię do niej, że wody mi odeszły. I tak czekałam na swoją kolej do 10 :crazy: . Później załatwianie formalności na IP, stwierdzenie, że mam pierszeństwo (!) i na porodówkę. A Markowi nie powiedzieli, gdzie mnie zabierają:baffled:!
Na porodówce od 10:30 jestem podpięta pod ktg i mam rejstrować ruchy małej, ale sie nie rusza. O 11:30 przychodzi lekarz na badanie. 5 cm rozwarcia i prawie bez skurczy. Ponieważ wody były zielone, to odłączyli mi oksy :oo2: Przez 3 godziny miałam skurcze co 3 min i były tak mocne, że między nimi zasypiałam z wycięczenia. Na szczęście miałam starzystkę pielęgniarstwa przy sobie :) Przed 15 kolejne badanie. Rozwarcie 5 cm ! Prawie nic nie drgnęło, a ja już nie mam siły. Po tym badaniu spadło mi ciśnienie, a następnie skoczyło. Podobnie małej tętno, bo widziałam na aparacie spadło jej poniżej 90, a później skoczyło do 180. Starzystka zawołała lekarza i położną i pytają sie czy wyrażam zgode na cc, bo nie ma sensu mnie męczyć, jak mała ma problemy. I pojechałam na blok. Tam żartowałam cały czas z anestezjologiem (ciekawe co oni biorą, :rofl2:) Mała urodziła się o 15:20. Widziałam wszystko w odbiciu lampy. Dostała 9 pkt, za kolor skóry jej odjęli, bo była niedotleniona.
A później chwilę byłam z nią i pojechałam na salę pooperacyjną do następnego rana. Rano przenieśli mnie i dwie pozostałe po cc na ginekologię, bo na położnictwie nie było miejsc:crazy:! Ale po 15 po wypisach już byłam na właściwym oddziale. Dostałam salę dwuosobową i już mogłam byc z mała cały czas:-).
Ogólnie nie było tak źle. Ale: nikt nie pokazał mi jak ja przystawić, na szczęście szybko obie załapałyśmy o co chodzi, nikt nie pokazał mi jak ja kąpać, przebierać i takie tam podstawy. A z bolącym brzuchem było trochę trudno. Do tego moje obawy czy dam sobie radę zwiększyły się w nocy, jak cały czas ja karmiłam i przysypiałam nad nią:szok:. Musiałam oddać ją na dokarmianie, bo mój pokarm po dwóch dniach bez jedzenia, to była prawie sama woda. No i sanitariat jak na dworcu:crazy:.
A z miłych rzeczy: ginekolodzy i pediatrzy i niektóre położne opiekujące się pacjętkami i dziećmi, salowe, paczki dla dziecka i matki z poradnikami i próbkami.

Na wypisie ze szpitala jest napisane: ciąża przeterminowana, zagrażająca wewnątrzmaciczna zamartwica płodu.

Na szczęście o bólu po mału zapominam. Moje małeszczęscie coraz ładniej je i przesypia od 1 do 4 h.
Jedynie jeszcze brzuch czasami zakłuje tak mocno, że nie mam sily wstaż z łózka i to, że mam zmasakrowane brodawki i krew z nich leci. Jutro kupuje nakładki i będzie juz dobrze. I jutro przyjeżdża moja mama na parę dni do pomoc:-)
 
Jestem kochane!
własnie nakarmiłam mojego małego smoka, jesteśmy same w domku i zaczynamy się klimatyzować.
Dziękuje jeszcze raz za wsparcie, było potrzebne, na szczęscie wszytko dobrze się skończyło.
Postaram się opiasać mój poród:
29 maja w nocy ok 2:00 miałam sen, że mam bóle, ale jak się obudziłam rzeczywiście one były, choć narazie słabe. Od 4:00 zaczedłam kontrolować częstotliwość skurczy. Były najpierw co 10 min i tak doszły do 2 min, lecz później znowu się wydłużyły co 10 min. Lekarka która rano nas odwiedziła pytała co jest. Więc zaprowadziła mnie na badanie i się okazało rozwarcie jedynie na palec. Więc mówi że nic z tego raczej. O 8:00 był obchód, powiedziałam o bólach to się zaczeli śmiać że sobie wyśniłam chyba, ale wziel mnie znowu na badanie. Nadal nic się nie zmienia, pada decyzja jak będą wolne miejsca na porodówce to pod oxy mnie podłączą. Ok 11:30 wpada lekarka, robi lewatywe i mówi że jest wolne miejsce żebym się szykowała.
O 13:00 jestem na porodówce, podłanczają KTG i kroplówkę, mnie nadal męcza bóle, ale na KTG wychodzą tylko do 20, a ja pytam czy krzyzowe też wykaże i powiedziały że nie.
Mama jest przy mnie od 14:00, wcześniej pilnują mnie stażystki, które zakuwają do egzaminu i gadają o pysznościach, a ja na głodzie myślałam o frytkach
bigsmile.gif
.
Początek kroplówki czuję że już jest źle, zastanawiam sie czy może być gorzej i że ja już nie chcę, w korytarzu i za ścianą słychać inne rodzące. A ja szukam sobie miejsca, to pod prysznic, to na piłkę, po korytarzu łażę, ale ciągle mi źle. W końcu kładą mnie na łóżko i każą już tak leżeć.
Zaczynam panować nad bólami, koncentruję się na oddychaniu, a mama masuje mi plecy i cały czas do mnie mówi, między skurczami staram się maksymalnie oszczędzać siły i podsypiam.
Ok godziny 17:00 jest postęp, 5 cm rozwarcia. Ja już wykończona, odłączyli Oxy i podali glukozę na wzmocinienie, jednak ok godziny 19:00 skurcze słabną i podłanczają mnie jeszcze raz tylko dawka podwójna, zaczyna się nieprzerwany ból. Obiecują mi że jeszcze 1 godzina i będzie po wszystkim. Rozwarcie 9 cm, moja położna bada mnie i nagle widzę strach w jej oczach, parte się zbliżają, a ja mam zakaz parcia, bo przegroda ustawiła się centralnie i klinuje głowkę dziecka. Słyszę że nawołują lekarza, szykują w między czasie salę do CC, a wokół mnie zjawiła się masa osób, ja z bólu już nie wytrzymuję a każą mi powstrzymywac parte bo mnie porozrywa a dziecku może sie coś stać. Moja mama miała odlot w tym momencie i zemdlała, nie mogła na to patrzeć. Zaczeli przecinać przegrodę, trwało to wieki a ja błagałam żeby się pośpieszyli bo dłuzej nie wytrzymam. W końcu dostałam pozwolenie, lekarka pyta czy mnie naciąć, a mnie było wszystko jedno potaknełam tylko głową. Czułam nacięcie, ale to nie wszytko, bo Hania nie dosyć że bardzo duża, to wychodziła z ręką przy główce. W końcu ją wyparłam. Całą II fazę widziałam w szybie, także widziałam cały poród. Nigdy nie widziałam tyle krwi.
Ale byłam szczęśliwa że już po wszytskim, malutka była bardzo sina, dostała 10 pkt, ale wczoraj się dowiedziałam że ma pęknięty obojczyk przez trzymanie rączki przy główce.
Było ciężko ale warto.
 
reklama
Ale byłam szczęśliwa że już po wszytskim, malutka była bardzo sina, dostała 10 pkt, ale wczoraj się dowiedziałam że ma pęknięty obojczyk przez trzymanie rączki przy główce.
Było ciężko ale warto.

Madziu- na pocieszenie Ci powiem ze taki pękniety obojczyk to nie zadkosc ale u dzieci bardzo dobrze sie on zrasta i bardzo szybko!!!!
Wiec sie tym faktem nie denerwuj.
Calusy dla Ciebie i córeczki
 
Do góry