reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Relacje z porodów:)

reklama
Ok!..to teraz na mnie kolej..Niemogę się jakoś zebrac z tym pisaniem..mam nadzieję że teraz mi nikt nie przeszkodzi ;-)
Jak wiecie 15 tego pojechałam do szpitala,i oni patrzyli na datę z OM (4.03) więc juz byłam nieźle po terminie..Na drugi dzień był mój gin.,i powiedział że termin jest niepewny..iże będziemy pod kontrolą,i w żadnym wypadku nie puści mnie do domu(mimo że mu obiecałam ,że jak tylko cos..to odrazu przyjeżdzam).I tak zaczęło się..codzienne usg.(jak starzeje się łożysko),badanie wód.(cholerny ból!..),próby z oxt.,i na przemian szczypanko po sutkach..i..NIC..macica nie reagowała na skurcze..oczywiście ktg 2xdz.i też zapis płaski...Miałam już dosyć!:wściekła/y:A tu Swięta...bez Alexa....totalny dół!
Ale w poniedziałek były dwie panie gin.I stwierdziły że one będą działać ..i dziś urodzę..(mój gin miał być nazajutrz..)..
Więc z patologi na porodówkę,zrobili mi lewatywkę..(.zdążyłam zadzwonić po Piotrka...)i pod ktg..Podłączyli mi oxytocyne na maxa(na 4)..i nic mi się nie działo..ale jak przyjechał Piotrek wzięli nas do pokoju rodzinnego,dali piłeczkę(gdzie mi później było najwygodniej)..i od 13.coś tam..zaczęłam odczuwać skórcze...i tak coraz silniej.silniej..ale nie było rozwarcia..tylko na 2palce..Dostałam zastrzyk,później drugi..i ruszyło..Ja skupiałam się tylko na oddychaniu..bo pewnie jak bym przestała o tym myśleć..to niewiem:zawstydzona/y:..I każą mi mocno przeć bo coś nie może mała wyjść..a jak juz dałam z siebie wszystko...położna ..o boże..jaka duża dziewczynka!to dlatego nie mogła wyjść!
Mi łzy popłyneły,tatuś pełen szczęścia,odrazu poszedł nadzorować co dalej robią z małą ...
Tak że o 16.50 ( po 3.30 godz.)urodziła się Antonina(tak doniośle:-)),4410 żywej wagi..62 cm...Ja bez nacięcia i bez pęknięcia..
Ciśnienie mi tylko okropnie spadło..i oprócz tego leżenia na sali.porod..przewieźli mnie na moją salę..i też przez 2 h nie kazali mi wstawać..
Teraz moje szczęście śpi..i "narazie"jest bardzo grzeczną dziewczynką..oby jak jej braciszek..:tak:
 
Ewa to w sumie raz dwa urodziłas:-) super ze bez naciecia i pekniecia sie obyło przy takiej duzej Tosi:tak:
 
Ewa szybko Ci poszło, tylko 3 godziny skurczów? No ale przedtem długo Cię trzymali. Ja tez boję się długiej rozłąki z Alunią. Oby Tosia była nadal taka grzeczna.
Tylko nie wiem jakim cudem udało Ci się uniknąć problemów z kroczem przy takiej dużej pannie.
 
Sama niewiem..myślałam że mnie będą nacinać..Ale to pewnie zasługa tych "naturalnych"masaży zalecanych przed porodem.:-p;-):laugh2:
Asia no powiem ci że ciężko mi było..tyle dni bez małego,on za to nie najgorzej sobie radził..był u babci-co mu pozwalała na wszystko:rofl2:..Był u mnie 2 razy,ale za pierwszym razem..to później miałam takiego doła..że hej..wolałam by go wcale nie przywoził.....
Ale..było..minęło...
Tosia naprawdę jest aniołkem... Zresztą wszystkie dzieciaczi są dla nas-mam.,aniołkami:happy:
 
Dziewczyny - ja to piszę w wordzie i później skopiuję, bo co zacznę to nie mam czasu dokończyć :-p

Przerazicie się - jakoś mi z tego długachne opowiadanie wychodzi, hahahahaaha
 
DLA WYTRWAŁYCH :-D

Kaśka, żona mojego brata już mnie męczyła „kiedy ty rodzisz” to jej odpowiadałam, że jak obetnę paznokcie, umyję własy i obejrzę „you can dance”, hahaahaa :-p:laugh2:
I okazało się, że po tym programie, o godz. 23 pojawiły się skurcze przepowiadające – wcześniej takie w ogóle nie występowały, więc za bardzo się tym nie przejęłam, a raczej odetchnęłam, że w końcu chociaż te przepowiadające są. Były bardzo rytmiczne i trwały tyle samo co przerwy między nimi, niestety nie dawały spać za bardzo i tylko drzemałam.
O 1.00 zadzwonił mój bliski kumpel (przyszły Tato chrzestny Tymona), z imprezy, pijany jak cholera z pytaniem „rodzisz, czy wpadasz na imprezę”. No to mu odpowiedziałam, że się parę minut zastanowię i dam znać. Tak się „zastanowiłam”, że po 10 minutach poczułam wilgoć pod tyłkiem na łóŻku (dobrze, że od paru dni spałam na podkładzie higienicznym pod prześcieradłem, hahahahah) i pojawiła się tam niewielka plamka. Poleciałam do łazienki, myśląc, po takiej ilości płynu, że po prostu moczu nie trzymam, a tu do kibelka chlup – czop! :blink:
Wtedy już poczułam się podekscytowana i o spaniu zupełnie zapomniałam. Godzina 2.00 – już nie wytrzymałam z podniecenia i obudziłam Kaśkę (na co mi odpowiedziała „idź spać”) i mamę. Zaczęły się głupoty i obmyślanie planu działania – tak się cały czas śmiałyśmy, że myślałam, że już w domu urodzę .
Na luzaku poszłam się najeść (bo przecież w szpitalu mi nie dadzą, hahahaha) i dziewczyny też już nie poszły spać, tylko gadałyśmy głupoty. 5.30 pojawiłam się w szpitalu i się zaczęło...

Okazało sie, że nie ma miejsc na tyle, że nawet NA SALI:szok: na patologii, leżą m.in. dwie rodzące dziewczyny! Moja połaożna stwiedziła, że czekamy – poród mam w bardzo wczesnej fazie, więc się wyrobimy, aż miejsca się zwolnią. No i na tym skończyły się dobre wiadomości, bo zaraz wzięli mnie na badanie i okazało się, że sączą się zielone wody i czekać nie można... Musieli mnie odesłać do innego szpitala...
Po chyba pół godzinie dzwonienia po szpitalach, znależli mi miejsce w ImiD na Kasprzaka – rodziła tam moja Kaśka, więc zadzwoniła do swojej połoznej, żeby się mną tam zajęła.
Dojechałam na Kasprzaka a tam okazało się, że miejsca nie ma... Znowu zrobili mi badanie i ktg, dalej szukając kolejnego szpitala... znaleźli miejsce w Międzylesiu – zawieźli mnie tam karetką. Byłam załamana – nie wiedziałam co to za szpital, nie znałam tam nikogo, itd.
Dotarłam tam ok. 11.00.........

Na miejscu niemiłe zaskoczenie – lekarz lekko gburowaty, tu mnie bada, a za cienką ścianką, wysokosci może 140 cm rodzi dziewczyna, w końcowej fazie. Zaczęliśmy wypełniać papiery, a tamta jak zaczęła się drzeć to mnie zmroziło – pierwszy raz przeraziłam się...:szok::no: Położna zlitowała się i powiedziała, żebym sobie może wyszła i dokończymy jak ta dziewczyna skończy.
Wyszłam do Kaśki na korytarz (bo to ona ze mną była) i ciut ciut mi zabrakło, żebym się poryczała z tych emocji..
Wróciłyśmy - chciałam salę jednoosobową – zajęta. Następny krok do załamki...
Położne powiedziały, że będzie dobrze – pierwsze wrażenie wywarły na mnie bardzo dobre – jedyny od rana plus porodu.
No i się zaczęło – badanie – zielone wody – oksytocyna. Poleżałam sobie, ochłonęłam, uspokoiłam się... I znów zaczęłyśmy się śmiać i wymyślać głupoty, czekając na anestezjologa (ps – rekord w cenie znieczulenia – 700 zł:szok:)

I teraz już było z górki – anestezjolog – złota kobietka, niewiele starsza ode mnie. Położne, które były na zmianie – CUDA chodzące, a cienkie ścianki między łóżkami porodowymi nie przeszkadzały, bo... do końca mojego porodu nikt inny się tam nie pojawił!!!! :-D:tak::-):laugh2: Porodówka w ślepym zaułku, więc nawet na korytarzu nikt się nie kręcił.
Znieczulenie i podręcanie oksytocyny – wszystko super – tylko jak dawka znieczulenia się kończyła to było „średnio”. W międzczasie, ok 15.00, po pracy wpadła moja najlepsza kumpela i tak we trzy sobie gadałyśmy głupoty, a jak dawki znieczulenia się kończyły, to one gadały a ja się "skupiałam" :-p, ahahahahahah.. Panie położne co kilka minut mnie doglądały i były bardzo delikatne i wyrozumiałe. Ok. 18.00 śmiały się, żebym się wyrobiła do 19.00 bo one dyżur kończą, no to im to obiecałam.
Skurcze parte (kazałam dziewczynom już wyjść) – super – nawet sama chciałam, żeby nie było takich przerw między nimi, coby szybciej skończyć. Kilka pchnięć i Tymon o 18.45 był już ze mną - okręcony pępowiną 2 razy na szyi i raz przez ramię.

A potem to najpierw Tymon płakał, potem ja , a za mną dziewczyny na korytarzu :-D:-D:-D:-D:-D:-D:-D:-D

Drugi raz rodzić mogłabym i już dzisiaj (pomijając wszystko związane ze szwami – mimo, że Tymon nieduży, to pochaftowana jestem sporo, bo chociaż lekko mnie nacięli, to w drugim miejscu też pękłam a co najbardziej kiepskie to to, że poszła mi też szyjka)

Jestem strasznie wdzięczna paniom położnym za opiekę i podejście (bo przecież płacą im za fachowość i tak wyjątkowo miłe to dla nikogo być nie muszą).


Ps – zaoszczędziłam 1100 zł na porodzie, haahahhaahahaahaha:-D:laugh2::-D:laugh2::laugh2::-D:laugh2::-D:laugh2:
 
WOW Ninja - przechlapane miałaś z tymi szpitalami - od Annasza do Kajfasza. Ale super że wszystko się dobrze skończyło. No i widzę że zadowolona jesteś z porodu - to najważniejsze! :-)
 
reklama
wytrwałam!!!
Ninja ale się najeżdziłąś - ja bym już 3 razy ryczała z nerwów bo tego najbardziej sie bałam, ze mnie będą odsyłać nie wiadomo gdzie:tak:super że tak fajnie to opisujesz bo to znak ze traumy nie ma:-pgratuluje szczescia do połoznych (ja tez sie nim chwalę) a przede wszytskim gratuluje TYMONKA:sorry2::tak::-)
 
Do góry