Iskierka71
Fanka BB :)
Hahaha, to ja cię zadziwięKurcze, jakby mnie spotkalo w Polsce rodzic, to na 100 % szukalabym prywatnej kliniki, niestety personel medyczny w Polsce mily raczej nie jest i nie spotkalam jeszcze kobiety, ktora chwalila by sobie porod w polskim szpitalu. Mysle, ze dla wielu to po prostu koniecznosc.
Rodziłam w Polsce dwa razy, raz w 1997, a drugi w 2000. Oba razy wspominam dobrze. Owszem, pierwszy raz był stres, bo nie dość, że w środku nocy ciurkiem zaczęły mi odchodzić wody, wywieźli mnie w obce miejsce (w najbliższym szpitalu nie było miejsca z powodu "powodzi stulecia"), byłam sama (męża odesłano do domu, bo "jeszcze czas") to dyżurna położna położyła mnie centralnie na sali porodowej, kazała mi się przespać i sama też zniknęła w dyżurce....
Ale jak tylko przyszła ranna zmiana, to od razu zrobiło się weselej. Pielęgniarki zachęciły mnie do wstania, chodzenia, pomogły zrozumieć co się dzieje ze mną i z dzieckiem, pomogły przeć itp.
Po porodzie wprawdzie 3 dni leżałam w obskurnej, trzyosobowej sali, ale raczej na opiekę nie mogę narzekać. Dziecko miałam na każde zawołanie, odwiedziny od 8.00-20.00, żadnych studentów i praktykantów.
Trzy lata później rodziłam dokładnie w tym samym szpitalu, jednak był on już po remoncie. Położnik przyjechał specjalnie dla mnie, bo akurat wtedy miał wolne, rodziłam w miłym pokoju w towarzystwie męża, położnika i JEDNEJ pielęgniarki, trafiłam do dwuosobowej sali z łazienką, w 2h po porodzie dostałam ciepły obiad, wieczorem mogłam wziąć prysznic, lekarz został aż do wieczora i doglądał mnie niemal co chwila....
Dodam, że za poród "rodzinny" nie wziął ani grosza, pomimo tego, że wtedy w wielu szpitalach trzeba było za to zapłacić.
W ogóle cały ten szpital bardzo miło mi się kojarzy. Po pierwszym porodzie jeździłam tam do poradni K, potem jeszcze miałam tę konizację o której pisałam wcześniej...