Ja do dwóch porodów w Polsce jechałam sama...
To znaczy przy córce (prawie 15 lat temu, hihihi) wody zaczęły mi odchodzić około 1 w nocy. Obudziłam męża, który popędził piętro wyżej po kumpla-kierowcę. Ten na szczęście był przygotowany na okoliczność mojego porodu więc nie było problemu. Sama o własnych siłach zeszłam z 4 piętra (masa schodów i kompletny brak windy) i wsiadłam do samochodu. Dopiero potem w szpitalu pojawił się problem, bo nie było dla mnie miejsca (powódź w 1997r i ewakuacja szpitala z Gliwic) i dlatego pogotowiem pojechałam do innego.
Gdy prawie 12 lat temu rodził się mój syn to bóle zaczęły się około 4 w nocy. Byłam sama w domu, na szczęście mały wytrzymał do powrotu tatusia z pracy (7 rano) i do komendy mojego lekarza prowadzącego - proszę natychmiast przyjechać do szpitala. Podobnie jak wcześniej sama musiałam z bólami zejść po schodach 9tym razem z 1 piętra) i wsiąść do samochodu szwagra. Na dodatek musiałam wytrzymać jazdę do szpitala po pięknych śląskich drogach dziurawych jak szwajcarski ser
Nie widzę więc problemu z zejściem po krętych schodach z własnej sypialni - a też niestety takowe mam - kręte, strome i bardzo wąskie. Cóż, holenderski "standard";-)
Ale bardzo chętnie poczytam o porodzie domowym z tak zwanej "pierwszej ręki".