reklama
Madziula85
Rodzina w komplecie :)
no to w koncu mam chwilke zeby sie dopisać.....
no więc w czwartek 02 sierpnia połozna zrobiła mi masaz szyjki macicy , zgodziłam sie bo juz byłam po terminie a nie chciałam dojśc do wywołania porodu lekami..... spróbowałam... połozna mówila ze nie kazdej pomaga ale byłam pełna nadziei masaż szyjki miałam o godz 14 a juz o 17 odszedł czop.... wtedy juz czekalam az sie zacznie...... poszlam spac jak zwykle i obudziłam sie o 2 w nocy bo poczułam ciepełko... cos mnie skusiło zeby na noc uzyć podpaske , chyba przeczuwałam...wody odeszły ale brak skurczów...zadzwonilam do poloznej , kazała czekac na skurcze... po godzinie , o 3 w nocy zaczeły sie skurcze co 7 minut regularnie..... ktore trwały godzinke , po godzinie zaczeły sie juz skurcze co 4-5 i coraz silniejsze, dzwonie do połoznej ale polozna mowi ze skurcze musza byc co 2-3 minuty i trwac godzine..... ok. 4 w nocy juz mialam skurcze co 2-3 minuty i to coraz silniejsze ale czekałam..... godziny nie doczekałam bo strasznie ciagneło wiec po 40 minutach zadzwonilam ze mam skurcze co 2-3 i polozna odrazu kazała przyjechac do kliniki..... wzielismy torbe, fotelik, maz pomogl mi sie ubrac i pedem do auta.... drogi były puste ale zaliczylismy kilka czerwonych swiateł hehehehe
jak zajechalismy do ledwo doczołgałam sie do windy i na 13 pietro... okazało sie ze nie maja juz wolnych pokoi rodzacych wiec ulokowali mnie w pokoju do pobytu... przyszła polozna , sprawdziła rozwarcie 2 cm , kazała spokojnie czekać...była juz 5 rano.... skurcze coraz intenswyne...po ok. godzinie wołałam o znieczulenie...... ponownie przyszła połozna zeby sprawdzić rozwarcie ale nistety było juz 8 cm i dowiedziałam sie tyle ze juz za pozno na znieczulenie...... nawet nie zdazyli przeniesc mnie nigdzie.. rodziłam gdzie lezałam.....za kolejne 20 minut miałam juz pełne rozwarcie i ekipa gotowa do boju... 2 pani kraamzorg i polozna... o 7 zaczeły sie parte..... a o 8.10 wyszła moja pięknotka wszyscy w szoku ze taka szybka akcja, nikt z personelu sie nie spodziewał.....nie mogłam uwierzyc jak zobaczyła ją na moich piersiach .. potem dostałam zastrzyk w noge i za jednym parciem urodziłam łozysko i nawet mi pokazywali jak wygląda i pępowina jaka dluga, w szoku byłam gdzie to sie miesciło po porodzie okazało sie ze pęklam, ale nie w kroczu tylko w srodku w wzdłuż i wszerz... niestety połozna sobie nie poradziła i odwiezli mnie na dział ginekologii.... tam kolejny połoznik próbował mnie zszyć ale tez do konca nie dał rady... wiec zawołałi ginekologa.... oczywiscie wszystko odbywało sie pod znieczuleniem miejscowym.... lezałam na foteku z mała na piersiach a oni sobie szyli i szyli i myslalam ze nie skoncza.... na szczescie wszystko pomyślnie sie powiodło... cały zabieg trwał z małymi przerwami od 10 do 12....najpierw czekanie na lekarza a potem konsultacje... poniewaz bardzo spuchłam przez pekniecie nie miałam czucia wydalania moczu i okazalo sie ze nie mogłam sie sama wysiusiać ... wiec ustalili ze 4 godz musze zostac w szpitalu zeby ponownie sprawdzić prace pecherza.... troche sie pomeczylismy tam siedzac wymeczeni itd ale lepiej sprawdzić wszystko.... po 16 zrobili mi ponownie badanie i wszystko bylo ok.... szybko sie ubierałam do domu mimo osłabienia....heheh dostalismy wypis... i do domciu......
wlasciwie to byłam mile zaskoczona jak na poród...nie było az tak zle jak sobie wyobrazałam i w sumie wiecej strachu.... jedno tylko wiem ze jak przychodza skurcze to juz nie mysli sie o niczym, nawet strach przez zrobieniem kupki idzie w niepamiec....człowiekowi wszystko jedno co wychodzi byle urodzić hehehe
doświadczenia z personelem zadawalające... wszyscy mili, pomocni, chetni... zadnych komplikacji, problemów, niedomówień....
także miło wspominam cała akcje
no więc w czwartek 02 sierpnia połozna zrobiła mi masaz szyjki macicy , zgodziłam sie bo juz byłam po terminie a nie chciałam dojśc do wywołania porodu lekami..... spróbowałam... połozna mówila ze nie kazdej pomaga ale byłam pełna nadziei masaż szyjki miałam o godz 14 a juz o 17 odszedł czop.... wtedy juz czekalam az sie zacznie...... poszlam spac jak zwykle i obudziłam sie o 2 w nocy bo poczułam ciepełko... cos mnie skusiło zeby na noc uzyć podpaske , chyba przeczuwałam...wody odeszły ale brak skurczów...zadzwonilam do poloznej , kazała czekac na skurcze... po godzinie , o 3 w nocy zaczeły sie skurcze co 7 minut regularnie..... ktore trwały godzinke , po godzinie zaczeły sie juz skurcze co 4-5 i coraz silniejsze, dzwonie do połoznej ale polozna mowi ze skurcze musza byc co 2-3 minuty i trwac godzine..... ok. 4 w nocy juz mialam skurcze co 2-3 minuty i to coraz silniejsze ale czekałam..... godziny nie doczekałam bo strasznie ciagneło wiec po 40 minutach zadzwonilam ze mam skurcze co 2-3 i polozna odrazu kazała przyjechac do kliniki..... wzielismy torbe, fotelik, maz pomogl mi sie ubrac i pedem do auta.... drogi były puste ale zaliczylismy kilka czerwonych swiateł hehehehe
jak zajechalismy do ledwo doczołgałam sie do windy i na 13 pietro... okazało sie ze nie maja juz wolnych pokoi rodzacych wiec ulokowali mnie w pokoju do pobytu... przyszła polozna , sprawdziła rozwarcie 2 cm , kazała spokojnie czekać...była juz 5 rano.... skurcze coraz intenswyne...po ok. godzinie wołałam o znieczulenie...... ponownie przyszła połozna zeby sprawdzić rozwarcie ale nistety było juz 8 cm i dowiedziałam sie tyle ze juz za pozno na znieczulenie...... nawet nie zdazyli przeniesc mnie nigdzie.. rodziłam gdzie lezałam.....za kolejne 20 minut miałam juz pełne rozwarcie i ekipa gotowa do boju... 2 pani kraamzorg i polozna... o 7 zaczeły sie parte..... a o 8.10 wyszła moja pięknotka wszyscy w szoku ze taka szybka akcja, nikt z personelu sie nie spodziewał.....nie mogłam uwierzyc jak zobaczyła ją na moich piersiach .. potem dostałam zastrzyk w noge i za jednym parciem urodziłam łozysko i nawet mi pokazywali jak wygląda i pępowina jaka dluga, w szoku byłam gdzie to sie miesciło po porodzie okazało sie ze pęklam, ale nie w kroczu tylko w srodku w wzdłuż i wszerz... niestety połozna sobie nie poradziła i odwiezli mnie na dział ginekologii.... tam kolejny połoznik próbował mnie zszyć ale tez do konca nie dał rady... wiec zawołałi ginekologa.... oczywiscie wszystko odbywało sie pod znieczuleniem miejscowym.... lezałam na foteku z mała na piersiach a oni sobie szyli i szyli i myslalam ze nie skoncza.... na szczescie wszystko pomyślnie sie powiodło... cały zabieg trwał z małymi przerwami od 10 do 12....najpierw czekanie na lekarza a potem konsultacje... poniewaz bardzo spuchłam przez pekniecie nie miałam czucia wydalania moczu i okazalo sie ze nie mogłam sie sama wysiusiać ... wiec ustalili ze 4 godz musze zostac w szpitalu zeby ponownie sprawdzić prace pecherza.... troche sie pomeczylismy tam siedzac wymeczeni itd ale lepiej sprawdzić wszystko.... po 16 zrobili mi ponownie badanie i wszystko bylo ok.... szybko sie ubierałam do domu mimo osłabienia....heheh dostalismy wypis... i do domciu......
wlasciwie to byłam mile zaskoczona jak na poród...nie było az tak zle jak sobie wyobrazałam i w sumie wiecej strachu.... jedno tylko wiem ze jak przychodza skurcze to juz nie mysli sie o niczym, nawet strach przez zrobieniem kupki idzie w niepamiec....człowiekowi wszystko jedno co wychodzi byle urodzić hehehe
doświadczenia z personelem zadawalające... wszyscy mili, pomocni, chetni... zadnych komplikacji, problemów, niedomówień....
także miło wspominam cała akcje
Iskierka71
Fanka BB :)
Gratuluje szybkiego porodu.
ja też przy pierwszym porodzie mialam popękaną szyjkę pomimo tego ze mnie nacinali. szybko się zagoi, zobaczysz;-)
ja też przy pierwszym porodzie mialam popękaną szyjkę pomimo tego ze mnie nacinali. szybko się zagoi, zobaczysz;-)
JustynaNL
Fanka BB :)
Fajnie, że szybko i sprawnie
Mnie tez szyła ginekolog, chyba musiałam też sporo popękać bo nawet nie chciała powiedzieć ile szwów zakłada (może żeby nie przestraszyć)
Mnie tez szyła ginekolog, chyba musiałam też sporo popękać bo nawet nie chciała powiedzieć ile szwów zakłada (może żeby nie przestraszyć)
Witam Szanowne Panie
Przyszedl czas na opis mojego porodu:-)
Otoz tak: jak juz wczesniej pisalam w czwartek poszlam na kontrole cisnienia do szpitala. Po badaniach okazalo sie, ze mama bialko w moczu. Przyszla pani polozna i oznajmila mi, ze musze zostac w szpitalu i rodzic. Dodam, ze byl to 37,6 tc. Bylam zaskoczona, ale w tym wypadku kazda kobieta by byla A do tego przerazona jak byk
odtransportowali mnie na sale i wytlumaczyli na czym bedzie polegalo wywolywanie porodu. Na nast. dzien wlozyli mi tzw. cewnik Foleya i napelnili go plynem (tzw balonik). Mialo to spowodowac rozwarcie. Do tego zostalam poinformowana, ze powinien on najblizszej nocy wypasc. I nie wypadl do rana. Przyszla pani polozna, wyjela go i okazalo sie, ze jednak jest rozwarcie na 2 cm. Po godz. zalozyli mi jeszcze raz, z tym, ze napelnili go bardziej. I tak sytuacja sie powtorzyla. Nast. dnia przyszla polozna i stwierdzila 3 cm rozwarcia. Taki byl cel, wiec zawiezli mnie na sale porodowa. Bylo to ok godz 11 w niedziele. Kazali mi sie polozyc, przebili wody plodowe i podlaczyli kroplowke na wywolanie skurczy
Od tego momentu sie zaczelo. Gdzies po godzinie zaczely sie dosc intensywne skurcze. Co dwie godz. przychodzila polozna sparawdzac postepy. Na poczatku tylko 1 cm. Zwiekszyla dawkowanie kroplowki. Przyszla drugi raz i stwierdzila, ze nic sie nie dzieje. Po ok 5 godz. cominutowych skurczy nie wytrzymalam, mieczak ze mnie normalnie, zawolalam znieczulenie. Po pol godz. wielka ulga. Powiedzialam anestezjologowi, ze go kocham.
Przyszla godz 21. Polozna sprawdza rozwarcie a tam 5 cm Mialam juz dosc. Myslalam, ze sie poplacze
Przyszla po chwili, zakomunikowala, ze zdecydowali sie z ginekologiem na cesarke. Z jednej strony strasznie sie wystraszylam, a z drugiej poczulam ulge, ze to juz nie potrwa dlugo. Nasza corcia nie chciala wyjsc, wiec trzeba bylo jej pomoc:-)
Zawiezli mnie na sale, dali wieksza dawke znieczulenie i wyjeli nasza kruszynke:-)
Najgorsze bylo to uczucie jak majstrowali mi w brzuchu. Wszystko czulam, ale nie bolalo. Moj B byl caly czas z nami. Siedzial mi przy glowie. Oczywiscie wszystko bylo zasloniete. Nic nie widzial. Uslyszalam placz.
W pewnym momencie odwrocilam glowe, patrze, a go niema Spojrzalam w druga strone a on nozyczki w rece i przecina pepowine:-) Dzien wczesniej powiedzial, zeby sie go lepiej nie pytali bo zemdleje Polozyli mi malutka chwile na piersi.Po tym B wyszedl z pielegniarka i z coreczka.
Mnie pozszywali i zawiezli na sale pooperacyjana. Po chwili przyszedl w Emilka na rekach i ze lzami w oczach:-)
Najpiekniejsze chwile w moim zyciu.
Reszta sie nie liczy...
Przyszedl czas na opis mojego porodu:-)
Otoz tak: jak juz wczesniej pisalam w czwartek poszlam na kontrole cisnienia do szpitala. Po badaniach okazalo sie, ze mama bialko w moczu. Przyszla pani polozna i oznajmila mi, ze musze zostac w szpitalu i rodzic. Dodam, ze byl to 37,6 tc. Bylam zaskoczona, ale w tym wypadku kazda kobieta by byla A do tego przerazona jak byk
odtransportowali mnie na sale i wytlumaczyli na czym bedzie polegalo wywolywanie porodu. Na nast. dzien wlozyli mi tzw. cewnik Foleya i napelnili go plynem (tzw balonik). Mialo to spowodowac rozwarcie. Do tego zostalam poinformowana, ze powinien on najblizszej nocy wypasc. I nie wypadl do rana. Przyszla pani polozna, wyjela go i okazalo sie, ze jednak jest rozwarcie na 2 cm. Po godz. zalozyli mi jeszcze raz, z tym, ze napelnili go bardziej. I tak sytuacja sie powtorzyla. Nast. dnia przyszla polozna i stwierdzila 3 cm rozwarcia. Taki byl cel, wiec zawiezli mnie na sale porodowa. Bylo to ok godz 11 w niedziele. Kazali mi sie polozyc, przebili wody plodowe i podlaczyli kroplowke na wywolanie skurczy
Od tego momentu sie zaczelo. Gdzies po godzinie zaczely sie dosc intensywne skurcze. Co dwie godz. przychodzila polozna sparawdzac postepy. Na poczatku tylko 1 cm. Zwiekszyla dawkowanie kroplowki. Przyszla drugi raz i stwierdzila, ze nic sie nie dzieje. Po ok 5 godz. cominutowych skurczy nie wytrzymalam, mieczak ze mnie normalnie, zawolalam znieczulenie. Po pol godz. wielka ulga. Powiedzialam anestezjologowi, ze go kocham.
Przyszla godz 21. Polozna sprawdza rozwarcie a tam 5 cm Mialam juz dosc. Myslalam, ze sie poplacze
Przyszla po chwili, zakomunikowala, ze zdecydowali sie z ginekologiem na cesarke. Z jednej strony strasznie sie wystraszylam, a z drugiej poczulam ulge, ze to juz nie potrwa dlugo. Nasza corcia nie chciala wyjsc, wiec trzeba bylo jej pomoc:-)
Zawiezli mnie na sale, dali wieksza dawke znieczulenie i wyjeli nasza kruszynke:-)
Najgorsze bylo to uczucie jak majstrowali mi w brzuchu. Wszystko czulam, ale nie bolalo. Moj B byl caly czas z nami. Siedzial mi przy glowie. Oczywiscie wszystko bylo zasloniete. Nic nie widzial. Uslyszalam placz.
W pewnym momencie odwrocilam glowe, patrze, a go niema Spojrzalam w druga strone a on nozyczki w rece i przecina pepowine:-) Dzien wczesniej powiedzial, zeby sie go lepiej nie pytali bo zemdleje Polozyli mi malutka chwile na piersi.Po tym B wyszedl z pielegniarka i z coreczka.
Mnie pozszywali i zawiezli na sale pooperacyjana. Po chwili przyszedl w Emilka na rekach i ze lzami w oczach:-)
Najpiekniejsze chwile w moim zyciu.
Reszta sie nie liczy...
Madziula85
Rodzina w komplecie :)
Milka szacun dla ciebie , wytrzymałas 5 godz co minutowych skurczy.......wow ja miałam je tylko godzine i wołałam o znieczulenie ale było dla mnie za pozno... na szczesc po godz porod sie zaczał ......
jeszcze raz gratulacje
jeszcze raz gratulacje
reklama
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 16
- Wyświetleń
- 15 tys
- Odpowiedzi
- 24
- Wyświetleń
- 7 tys
- Przyklejony
- Odpowiedzi
- 169
- Wyświetleń
- 272 tys
Podziel się: