reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Poród w Holandii 2011

Wczoraj w nocy jakoś spać nie mogłam i na innym forum opisałam mój poród, wkleję i tutaj.
A i Kasia wcześniej nie pisałam ale podziwiam Cię za Twój poród - naprawdę. Przy Twoich przeżyciach mój wydaje mi się teraz hm pikuś że tak powiem...


No więc jak Wam pisałam o 5.00 poleciały mi wody, akurat do pracy wstawałam, nawet pewna nie byłam że to wody, postanowiłam jednak zadzwonię do położnej, dałam w pracy znać że nie przyjdę i czekałam. Położna przyjechała, skonsultowała się ze szpitalem, powiedzieli żebym przyjechała. Szybki telefon do tż żeby wracał z pracy (nawet nie dojechał) i pojechaliśmy. Podłączyli mnie na ktg, które wyszło książkowo, powiedzieli że mogę jeszcze trochę pochodzić w ciąży, tylko teraz jest duże ryzyko infekcji. No ale zostawili mnie na obserwacji.
Około 12 pisałam Wam jeszcze że mam skurcze co 5 min. Niby bolały, chociaż teraz twierdzę że to pikuś. No ale o 14.00 przeszło, kolejne ktg nie wykazało nic. Czyli jednak nie rodzimy. Położna jeszcze mi powiedziała że na noc mogą mi dać coś na sen żeby się wyspać w końcu.
Potem o 16.30 znowu się zaczeły, bolały trochę. Zawołałam położną, która stwierdziła że mnie przeniosą do pokoju jednoosobowego. O 17.00 skoczyłam pod prysznic. Jak wyszłam o 17.30 stwierdziliśmy z tż że on pojedzie do domu, prysznic, rzeczy zabierze i wróci. Jak tylko pojechał skurcze przybrały na sile. Przyszła ginka żeby mnie zbadać i oo 3 cm rozwarcia o 17.45
No to przenosimy się jednak do sali porodowej. Doczłapałam tam o 18.00 znowu pod ktg, wtedy już skurcze co 3-2 min. I wtedy już chciałam chodzić po ścianach i prosiłam o znieczulenie. Ginka chciała najpierw 20 min z ktg mieć, więc o 18.20 kolejne badanie i o już 6 cm rozwarcia... stwierdziła że na zzo akcja za szybko postępuje,kroplówka może być (pojęcia nie mam z czym wtedy już mało kontaktowałam ale ładnego siniaka po niej mam do teraz), przyszła położna nr 2 zrobiła mi wkucie i kazała oddychać odpowiednio bo się zapowietrzę ... Ale szczerze za chorobę nie umiałam, ból był tym gorszy że czułam potrzebę parcia a nie mogłam. o 18.35 wróciła ginka, żeby przed podaniem kroplówki sprawdzić rozwarcie i tu zdziwienie totalne 10 cm - znieczulenia nie będzie rodzimy. W między czasie położna nr 1 telefon do mojego tż że rodzę i dziecko nie chce czekać.
Parcie przyniosło trochę ulgi - nie powiem... Ale w między czasie coś im się na ktg nie spodobało, dostałam tlen, kazali mi między parciem wdychać, dla dziecka. W końcu ginka poszła po nożyczki, szczerze powiem że na początku nie skojarzyłam po co jej one. No ale nacieła mnie i Mała wyskoczyła dokładnie o 18.53 (na wpisie ze szpitala mam napisane że faza parcia trwała 13 min).
Zaraz zapłakała, położyli mi ją na brzuchu, jak dla mnie była cudowna! Niestety po chwili musieli ją zabrać. Ja musiałam urodzić łożysko (nie wiedziałam że one takie wielkie jest!) Położna się jeszcze pyta czy ma je wyrzucić czy może chce zachować (a po chorobę mi one?!). Potem zabrała się za szycie, i w tym momencie dojechał mój tż (nie miał szans zdążyć, do teraz ciężko mu z tym... no ale kto przewidział że akcja tak szybko pójdzie?).
No i w sumie tyle...
 
reklama
Mój poród ...nawet nie wiedziałam,że się zaczyna.W czwartek 15 grudnia ( 32+4) wstałam rano i zobaczyłam w majtach galaretę,odrazu domyśliłam się że to czop.Poczytałam trochę na necie,że bez czopa można jeszcze trochę pochodzić ale mój coś bardzo wcześnie wyszedł i szczerze jakoś nie widziałam tego jakbym miała jeszcze 7 tygodni bez czopa chodzić.Włączył mi się taki dziwny niepokój...bardzo się denerwowałam...spytałam męża co robić???oczywiście chłop jak to chłop:Ty się mnie nie pytaj,co ja tam się znam ...do lekarza dzwoń! Ok to dzwonie ale nie do szpitala tylko do położej,chociaż sie mną nie zajmowała ale w razie pytań zawsze mogłam do niej dryndnąć i pytam się jej czy odejście czopa to powód żeby dzwonić do szpitala? nie,nie wcale nie ...uspokój się ,dzwoń dopiero jak będziesz mieć regularne skurcze.Wszystko wyjaśnione to czekamy.Ale skurczy nie było,ani jednego.Tylko ten dziwny niepokój tak mnie męczył...Chodziłam cała roztrzęsiona.W piątek już nie mogłam wytrzymać,powiedzialam do starego,że pojedziemy do szpitala.Najpierw zadzwoniłam i się zapowiedziałam,nie było problemu,pielęgniarka kazała przyjść odrazu na ktg.Była 11.00.Zanim podpięli to ktg...masakra...nie mogli złapać obu serduszek...jak już się udało to i tak musiałam to trzymać to sobie na brzuchu żeby się nie obsuwało.A pielęgniarka chodziła od jednej babki do drugiej i oglądała im tam te wykresy .Po jakiś czasie wróciła do nas ,spojrzała na wykres...potem na mnie i mówi: ooo regularne skurcze co 5 min.Jak to mówię,przecież ja nic nie czuję!!! Posiedziałam jeszcze trochę na tym ktg i na poczekalnie czekać aż gin mnie przymnie.Najpierw zapytał czy nie mam nic przeciwko ,żeby studenka była przy badaniu.A niech se jest,co mi tam...Rozebrałam się ,usiadłam na fotel,nogi do góry...ooo mówi gin rozwarcie na 3 cm...teraz jak pozwolę studentka włoży palce żeby sprawdzić jak to jest 3 cm...boże drogi pomyślałam...niech wsadza.I gin do tej młodej :teraz włóż palce trochę głębiej,młoda wsadziła i zrobiła taaaaką minę a gin z wielkim uśmiechem pyta: co czułaś? a ona: GŁÓWKĘ!!!!!!!!! Odrazu mimowolnie poleciały mi łzy...nie,nie mówiłam nie będę teraz rodzić jeszcze za wcześnie...niechce!!!Mąż nie mógł mnie uspokoić.Lekarz cały czas powtarzał ,że w 33 tygodniu dają dzieciom 100% szans na przeżycie.Dalej płakałamPowiedział że zostawi mnie w szpitalu na podtrzymanie.Zadzwonili na odział,żeby przyszykowali mi miejsce.Chciał mnie podtrzymywać przez 2 tygodnie i jak wszystko się uspokoi to mnie wypuszczą do domu.Na wózku zawieźli na na pojedyńczą salę.Do końca dnia leżałam pod ktg.Dostałam mnóstwo zastrzyków,na powstrzymanie skurczy i sterydy na płuca dla dzieci.Około 19.00 skurcze ustały.Nie miałam nic dla siebie jeszcze kupione więc stary musiał jechać do sklepu po szlafrok i kapcie.W końcu koło 22.00 zawinął się domu, też był zmęczony po tych 'przygodach'. A ja spać...łatwo powiedzieć,nie dało się zasnąc. O północy przyszła pielęgniarka z kolejnymi zastrzykami i tak dalej nie mogłam spać.W końcu jakoś przed drugą coś chrunęło i polały się wody...odrazu dzwonek i dzwonię jak szalona,ta jak wpadła do mnie wystraszona,co się stało pyta...jak to co...wody odeszły.Zaraz zadzwoniła do ginekologa.Mnie zaraz na tym łóżku wzieźli na verloskamer.Szczerze powiem myśłam,że odrazu będzie cc w końcu tylko Zuzia leżała główkowo,Marta w poprzek brzucha.Zajechaliśmy na verloskamer,tam ktg i fufam,fufam,fufam...strasznie mnie bolały te skurcze.Przyszła gin i jak zaczęła mi wkładać ręcę do środka,ku***a jak pomyślę jak to bolało to aż mam ciarki na rękach.Myślałam,że zaraz mi dziecko wyciągnie rękami tak głęboko grzebała ...i jeszcze mówi ,że mała jej ucieka jak chce jej dotkąć...Żadna ku***a pielęgniarka nie podniosła mi uchwytów po bokach wiec nie miałam się czego trzymać przy skurczach,więc jak jedna podeszła do mnie to szybko ją złapałam i ścisnęłam tak że jej gały wyszły.I pyta o co chodzi,mówię że mnie bardzo boli...dłużej nie wytrzymam...proszę o coś przeciwbólowego...poszła pytać lekarki...ta stwierdziła że nie może mi nic podać bo to zaszkodzi dzieciom.Tu się załamałam.Nie było jeszcze męża więc kompeltnie się rozsypałam.Wpadłam w panikę,zaczełam się trząść i ryczeć,nie mogłam złapać odechu a oni nie mogli mnie uspokoić.Ginekolog juz prawie się darła na mnie żeby się uspokoiła bo takie zachownie jest niebezpieczne,jak będę się dalej tak zanosić to mogę się zapowietrzyć...wtedy przyszedł m. Rozwarcie od godziny na 8 cm i dalej ani rusz a ja w tych bólach.Ginka się ulitowała w końcu i coś mi dała,skurcze ustały.A ona wyszła na naradę z innymi lekarzami.Wróciła i strwierdziła że jeszcze raz musi mi w środku pogrzebać...znowu!Zdjęła rękawiczki i mówi ,żeby poczekać jeszcze!!! Ile jeszcze??? !!!Srodek przestał działać i wróciły skurcze!!!Po dwóch godzinach zaczęła przebąkiwać,że to coś za długo trwa i wtedy jakby wykrakała zaczeło Marcie tętno spadać...wszyscy panika! Szybko szykować CC!!! Marta była druga a trzeba było najpierw Zuzię wyjąć.Jadą ze mną na tym łóżku jak karetką na sygnale, mój stary biegnie za nimi.Dojechaliśmy na salę ,przerzucili mnie z łóżka na stół,posadzili i dziabli rugprik.Ja patrzyłam się na tych wszystkich ludzi,biegali dookoła mnie,jakieś głosy coś do mnie mówiły,ledwo kontaktowałam ...niewiem czy to szok ...zmęczenie...tylko się modliłam,żeby wszystko było z małymi dobrze.Po rugpriku czekali aż zacznie działać,w końcu czuję jak coś mi się wbija w brzuch...krzyknęłam że wszystko czuję,noralnie czułam jak skalpel zaczyna rozcinać mi brzuch...no to czekaja jeszcze.Druga próba to samo,wszystko czuję.Trzecia też.W końcu ginekolg już wściekła kazała mnie uśpić...to była sekenda...zdążyłam tylko poczuć jak robią mi nacięcie wzdłuż brzucha i odleciałam.Wyjęli dzieci ,Zuzia 4,24 Marta 4,25.Zuzia była w dobrym stanie po min. dostała 8 ptk Apgar,po 5 min 9 pkt.Ważyła 1610 g.Marta była w trochę gorszym stanie,miała problemy z oddychaniem.Najpierw dostała 5 pkt,po 5 min 7.Ważyła 2026 g.Po 10 minutach obie miały już 9 pkt!Nie mierzyli ich.Po niecałym miesiącu przy wypisie ze szpitala miały Zuzia 46 cm i 2105g,Marta 48 cm i 2520g.
Ja po wybudzeniu z narkozy ,byłam jak naćpana.Zawieźli mnie do dzieci na Post IC/HC,płakałam ,one takie biedne ,małe ,pokłute ...strasznie ale strasznym momentów było później jeszcze więcej...nie będę już opisywać bo to nie zalicza się już do porodu a sił też już nie mam ...pisze i płaczę.
Ja po cesarce po dwóch dniach wstałam z łóżka, po 7 wyszłam ze szpitala.Jeszcze przez 2 tygodnie m woził mnie na wózku bo ciężko mi było chodzić,bardzo źle się czułam,brzuch mnie bardzo bolał.Nie mogłam długo stać,ledwo pieluszkę przewijałam.Tylko siedziałam tam i wpatrywałam się w szybki.

Dziewczyny na tym przestanę,nawet nie myślałam ,że to będzie dla mnie takie trudne...

witaj wklubie :)))
Moje cc tez bylo na zywca,jak wyjeli malá dopiero dali mi narkoze. Znieczulenie na mnie nie zadzialalo.
 
Witam was ciezaroweczki :) ja jestem w holandi od 6 lat staralismy sie o dzidziusia z narzeczonym po roku badan lekarka skierowala mnie na insiminacje po insiminacji dwa tygodnie oczekiwania na test!!! Prawie zeszlam na zawal jak zobaczylam Zwanger :) mam juz Corke z poprzedniego zwiazku w pazdzierniku skonczyla 16 latek :) no i teraz oczekujemy Synusia. Myslalam ze ta ciaza bedzie lzejsza od poprzedniej ale mylilam sie ciezko jest oj ciezko!!! Od 5 miesiaca mam zalozony cewnik w nerce nefrostomia zastoj moczu infekcja bialkomocz bakterie stakowaly mnie jak toalete!!! Raz na tydzien mam kolke nerkowa i wtedy chodze po scianach... Niechce sie faszerowac lekami przeciwbolowymi choc pozwolili paracetamol niezawodny w holandii na wszystko... W 36 tygodniu dostalam strasznych skurczy pojechalismy do szpitala okazalo sie ze zalapalam tak silna infekcje ze musze byc znow na kuracji antybiotykowej no i skurcze powstrzymalu rozwarcia nie bylo... Po kilku godzinkach do domku. Teraz rozpoczynam 39 tydzien do terminu zostalo 10 dni synus szaleje w brzuszku na calego... Cewnik w nerce powinien za chwilke byc znow wymieniony a ja sie boje tego bolu wymiany bo robia to bez znieczulenia i mozna zeby sobie polamac gdy dotyka tej zywej rany w prawym boku... Urolog nic nie mowi czy po porodzie wyciagna ten cewnik wydaje mi sie ze bede z tym smigac caly polog a dopiero pozniej zabiora sie za nerki... Energi juz brak lzy sie tocza do oczu jak jestem sama w domku niechce mojej dwojki zamartwiac ze brakuje mi juz sily. Wiecxny bol od dwoch tygodni gin twierdzi ze w moim przypadku normalne... Wstaje i cierpie spie i cierpie ale czego matka nie przezyje dla swojego dziecka :) 10 dni do terminu wtedy zdecyduja jaki porod gdyz urolog zaleca cc by cewnik w nerce podczas parcia nie zostsl tez wyparty. Gin oczekuje naturalnego a ja ktos sie pyta mnie o zdanie ? Moja Corka urodzila sie cc gdyz mam problemy z koscmi lonowymi po wypadku samochodowym. Gin stwierdzila ze to bylo 16 lat temu i teraz bedzie dobrze i cc nie bedzie potrzebne... Trzymajcie za mnie kcikuki i dajcie troszke otuchy bo psychika juz ma czerwona kontrolke zostalam z tym bolem sama :( pozdrawiam wszystkie dwupaki :)
 
Emilianka witam Cie serdecznie. To jest watek przeznaczony na opis porodow. Zapraszam na "Pogaduchy ciezarowek...." lub jak wolisz "Holandia" tam rozmiawiamy o wszystkim.
 
reklama
Dziewczyny ja ma wogle pytanie jak to wygląda naprawde z porodem w Holandii? Podobno rodzi się w domu ale jaka jest możliwość rodzenia normalnie w szpitalu? Ile to kosztuje? Jakie trzeba mieć ubezpieczenie żeby to zwrócili? Czy wogle zwracają? Proszę o porade bo jestem przerażona tego wszystkiego. Zastanawialam się nawet czy lepiej nie jechać do polski urodzić.
 
Do góry