Droga Mariposa! Jestem już ponad 4 m-ce po cc, podobnie jak Ty miałm kłopoty z raną! Po porodzie miałam wysoka gorączkę i drętwą ranę, ale lekarze tłumaczyli, że tak musi być. Jak po kilku dniach byłam na zdjęciu szwów i powiedziałm, że prawie cały czas mam 39Celsjuszy i jak się dotykam w miejscu szwu, to nic nie czuję, oni nadal trzymali się tego, że tak musi być. Kidy połozna przychodziła na wizyty patronażowe, zaczęła podejrzewać, że mam zastuj w piersi i od tego taka gorączka i tak przez prawie 2 tygodnie. potem stwierdziła, żebym poszła do ginekologa, żeby mnie obejrzał, ostatkiem sił dowlokłam się do gabinetu. Pani doktor spojrzała na ranę i stwierdziła, że źle mnie pozaszywali, że jakichś powłok brzusznych mi dobrze nie zszyli. Zapiasła mi antybityk- końską dawkę(przez to musiałm odstawić dziecko od piersi), tego samego dnia szew mi pękł i zaczęła się sączyć ropa. Po antybiotyku gorączka spadła, ale to nie koniec, bo po kilku dniach poszłam do ginekologa pokazać tą ranę a pani jeszcze przecięła mi ją nożyczkami, żeby szybciej się oczyściła(tak bez znieczulenia, na szczęście nic nie czułam, bo rana była tak zdrętwiała). Po jakims czasie zrosła się sama, ale poweim Ci, że do dziś jeszcze nie jest tak jak powinno być- nie mam tam tak w 100% czucia. No i teraz jak sobie poczytałam o tym rozchozeniu się ran po CC to jestem przerażona, bo za 2-4 lataka chcę następnego bobaska! A tak na marginesie to żałuję, że nie złozyłam skargi na tego konowała co mnie zszywał, ale po tym wszystkim nie miałam siły juz na nic, cieszyłam się tylko, że w końcu mogę w pełni sił zająć się swoim maleństwem, bo gdyby nie mój mąż, to na pewno nie dałabym sobie rady w tych ciężkich tygodniach walli z gorączką i pękniętą raną.