Franuś od wczoraj z nami
3170g, 53cm, główka 34cm
Mąż wrócił z nocki, zjedliśmy śniadanie, ja jeszcze sobie ogarnęłam w domu. Zostawilam mu podlogi do umycia tylko
Torba do auta i jedziemy. Zaprowadziłsm Antka do przedszkola, dał buziaka Frankowi a my na szpital. Ja chcialam do Poznania do Raszeji, mąż do Grodziska i tam ostatecznie pojechaliśmy. O 9 zostałam przyjęta, 3cm, bóle takie ćmiace, na ktg skurcze niereguralne. Położyli mnie na oddział i czekaliśmy na wolną sale. Ok. 10 podłączyli oxytocyne. O 12 byłam już na porodowce. Rozwarcie stanęło na 3 cm... A skurcze były już mega bolesne. Ok. 13 dostałam jakieś czopki które miały otworzyć szyjke. I dolargan. W godzine zrobiło się 6cm. Trochę pochodziłam, szybko doszlismy do 9cm. Parcie to była masakra. W ogóle nie mogłam się skupić. Dopiero przy 3 czy 4 partym poczulam że panuje nad ciałem. Jak w końcu wyszła główka to jedno parcie i miałam go całego. Od razu skóra do skóry. Tata przeciąl pepowine i zabrali go do zbadania. Nie nacieli mnie i nie pękłam. Takie było ustalenie z położną, swoją drogą cudowna kobieta, i dotrzymała słowa. Chociaż powiem Wam, że jak główka tak długo wychodziła to już chciałam powiedzieć żeby cieła
Mały jest ciągle ze mną, jak szłam pod prysznic to zabrałam go w wanience ze sobą. Szum wody chyba mu się spodobał bo leżał jak zaczarowany
Walczymy o kp, bo coś kiepsko chwyta pierś. Za mało otwiera buźke, mam wrażenie że dolna warga mu się podwija. Jak ssie to mnie boli
Tutaj 2h po urodzeniu: