Co do obrzydzenia ssaniem piersi, wg mnie nie warto sie nakrecac. Dla mnie to tez bylo (moze nadal jest) krepujace, jak jakas matka przy mnie karmi. A widok cudzej brodawki raczej odbiera(ła)m w klimacie oblesnosci. Ideowo kp kompletnie mnie nie pociagalo, balam sie o ksztalt cyckow itp. Ale zebralam informacje na szkole rodzenia i postanowilam isc w zgodzie ze swoim ciałem: bede miala pokarm, dziecko bedzie ssalo, to nakarmie piersia, nie będę miala, to butla. Okazalo się, ze własne tryskajace mleko, wlasna brodawka w buzi mojego dziecka mnie nie obrzydza. W domu sobie karmię bez skrepowania, natomiast w towarzystwie sie nie afiszuje. Na zakupach karmie, ale staram sie znalezc pokoj (a la wc niestety zwykle) albo okrywam sie gdzies na uboczu, na pewno nie siadam miedzy Rossmanem a Grycanem i nie wywalam cyca. A spotkalam juz kobiety,ktore w normalnej rozmowie z obca osoba, nie przerywajac nawet potoku slow, podciagaja bluzke, pokazuja caly sutek i przystawiaja dziecko. Nawet 1,5-roczne, ktore chwile pomemla i na wlasnych nogach idzie dalej. Mnie ten jej cyc krepuje, ale ostatecznie uznaje, ze kazda matka ma wybor, kieruje sie swoimi priorytetami a mnie duzo nie kosztuje przesuniecie wzroku.
KPI to by byla dla mnie ostatecznosc w chrobie dziecka, przy ktorej ono nie moze ssac, a udowodnione jest, ze mleko kobiece jest dla niego najlepsze. Czyli np. slaby wczesniak, alergik z rozszczepem wargi. Jest tego wiekszy wachlarz, np. mojej kolezance urodzilo sie duze silne dziecko z genetycznym problemem metabolicznym i jedynym zrodlem brakujacych skladnikow jest mleko kobiece, w polskim szpitalu wprost dostala na wypisie zalecenie, zeby kp minimum do 3 rż. A ona po pol roku musiała isc do pracy, a dziecko do zlobka. Podejrzewam, ze odciagala, traktujac pokarm jak lekarstwo.