teraz ja póki mały śpi
No jak powszechnie wiadomo moja ciąża już z deczko przenoszona była, więc w poniedziałek 20 września pojechałam do szpitala na ktg, tam mi powiedzieli że szyjka skrócona, ale rozwarcia nie ma i mam stawić się na kolejne ktg w środę. No to z rana w środę , wiedziona przeczuciem, zabrałam z sobą torbe do szpitala, na ip był mega korek , pełno ciężarówek – gro przeterminowanych. Wyczekałam swoje, podpieli mnie na ktg i zaraz potem pojawiła się pani dr spojrzała na zapis i tylko zrobiłam głośne hymm i nic ani słowa dalej, tylko że mnie na samolot bierze i usg – nie powiem w zestresowałam się bo pomyślałam że coś nie tak jest skoro tak nagle mnie biora na dalsze badania. Po zbadaniu , powiedziano mi że mnie biora na oddział patologii ale pierw na salę porodową dadzą, tam podpieli ktg i podali czopki na rozluźnienie macicy , na sali leżałam od 13 do 18 zmęczona , głodna i trochę wystraszona – dobrze , że mój b. był ze mną. Po 18 przenieśli mnie na patologię i tam znów samolot – brak rozwarcia i ponownie pod ktg , tak od 19 zaczełam odczuwać bóle jak na @ i to takie dośc mocne i po pewnym czasie poczułam jak mi coś leci między nogami, okazało się że czop mi zaczął odchodzić, tak pod ktg przeleżałam prawie całą noc. Rano zdecydowano że mnie na test oxy dzadzą. I od 10 leżałam pod kroplówką i od 12 zaczełam odczuwać regularne skurcze, rozwarcie na 1,5 cm , przyjemne to nie było , ale starałam się oddychać żeby jakoś te bóle znosić. O 14 położna kazała zadzwonić po mojego B. i rzucili nas na salę porodową – ja w szoku ,że jednak urodzę w czwartek i coraz mocniejsze bóle odczuwałam, powiem tak bolało bardzo , ale wypracowałam sobie metodę że skupiałam się bardzo na oddychaniu i liczeniu , mój B. był i pomocny i jednocześnie nie narzucał się bo podczas skurczu , chciałam ciszy i spokoju żebym mogła sobie liczyć i oddychać. Ze skurczami coraz mocniejszymi męczyłam się tak do około 18 , potem poczułam parcie na kupę i powiedziałam B. żeby poszedł po położną i jej o tym powiedział . Zaraz wrócili i polożna mnie zbadała i powiedziała że już niedługo i mam odpowiednio oddychać i nie przeć, bo mi szyjka pójdzie, to mnie tak zmotywowało ,że sapałam jak lokomotywa byle tylko wszystko było dobrze. Tak parę minut przed 19 położna wezwała kogoś od noworodków, poinstruowała mnie co mam robić, zmieniła mi pozycję , ja już spocona i zasapana ledwo kumałam co się dzieje, zapamiętałam tylko „pani Kasiu jak poczuje pani skurcz to łapie pani oddech zamyka oczy i prze z całej siły”i tak robiłam, cóż muszę przyznać że była mała niespodzianka – lewatywa dobrze mnie nie przeczyściła ale jakoś mnie to nie zraziło, bo miałam ważniejsze zadanie do wykonania , a położna szybko posprzątała. W zasadzie parę partych i mały był na świecie, ja wielkim oszołomieniu, pamiętam że tylko jeszcze wysapałam do położnej „niech już pani nacina !!”tak chciałam Franka na świat wypchać szybko. Małego położyli mi na piersi , upewniłam się że to jednak synuś , pogłaskałam a potem mały z tatą poszli się oporządzić. Potem szybko łożysko i szycie – to w miarę miarę choć nieprzyjemne było. Potem zostawili nas na sali we trójkę byśmy się sobą nacieszyli, mały ważył 3400 i ma 55cm i jest najcudowniejszym prezentem dla nas . Potem przyszła położna z łóżkiem i roździabiła gały bo ja stałam na nogach, trzymałam synka a ona w szoku że ja chodzę, nie wiem może to faktycznie dziwne , ale emocje sprawiły że nagle nabrałam sił i zapomniałam o porodzie. Na oddział noworodków dotarłam o własnych siłach. Muszę dodać jeszcze że położne były super, miłe , pomocne , pozwalały na tyle komfortu na ile można było go uzyskać podczas porodu, chciałam chodzić to chodziłam leżeć to lezałam , siedzieć na piłce, prysznic , wszystko bez problemu, miałam komfort że jestem pod dobrą i fachową opieką .
No jak powszechnie wiadomo moja ciąża już z deczko przenoszona była, więc w poniedziałek 20 września pojechałam do szpitala na ktg, tam mi powiedzieli że szyjka skrócona, ale rozwarcia nie ma i mam stawić się na kolejne ktg w środę. No to z rana w środę , wiedziona przeczuciem, zabrałam z sobą torbe do szpitala, na ip był mega korek , pełno ciężarówek – gro przeterminowanych. Wyczekałam swoje, podpieli mnie na ktg i zaraz potem pojawiła się pani dr spojrzała na zapis i tylko zrobiłam głośne hymm i nic ani słowa dalej, tylko że mnie na samolot bierze i usg – nie powiem w zestresowałam się bo pomyślałam że coś nie tak jest skoro tak nagle mnie biora na dalsze badania. Po zbadaniu , powiedziano mi że mnie biora na oddział patologii ale pierw na salę porodową dadzą, tam podpieli ktg i podali czopki na rozluźnienie macicy , na sali leżałam od 13 do 18 zmęczona , głodna i trochę wystraszona – dobrze , że mój b. był ze mną. Po 18 przenieśli mnie na patologię i tam znów samolot – brak rozwarcia i ponownie pod ktg , tak od 19 zaczełam odczuwać bóle jak na @ i to takie dośc mocne i po pewnym czasie poczułam jak mi coś leci między nogami, okazało się że czop mi zaczął odchodzić, tak pod ktg przeleżałam prawie całą noc. Rano zdecydowano że mnie na test oxy dzadzą. I od 10 leżałam pod kroplówką i od 12 zaczełam odczuwać regularne skurcze, rozwarcie na 1,5 cm , przyjemne to nie było , ale starałam się oddychać żeby jakoś te bóle znosić. O 14 położna kazała zadzwonić po mojego B. i rzucili nas na salę porodową – ja w szoku ,że jednak urodzę w czwartek i coraz mocniejsze bóle odczuwałam, powiem tak bolało bardzo , ale wypracowałam sobie metodę że skupiałam się bardzo na oddychaniu i liczeniu , mój B. był i pomocny i jednocześnie nie narzucał się bo podczas skurczu , chciałam ciszy i spokoju żebym mogła sobie liczyć i oddychać. Ze skurczami coraz mocniejszymi męczyłam się tak do około 18 , potem poczułam parcie na kupę i powiedziałam B. żeby poszedł po położną i jej o tym powiedział . Zaraz wrócili i polożna mnie zbadała i powiedziała że już niedługo i mam odpowiednio oddychać i nie przeć, bo mi szyjka pójdzie, to mnie tak zmotywowało ,że sapałam jak lokomotywa byle tylko wszystko było dobrze. Tak parę minut przed 19 położna wezwała kogoś od noworodków, poinstruowała mnie co mam robić, zmieniła mi pozycję , ja już spocona i zasapana ledwo kumałam co się dzieje, zapamiętałam tylko „pani Kasiu jak poczuje pani skurcz to łapie pani oddech zamyka oczy i prze z całej siły”i tak robiłam, cóż muszę przyznać że była mała niespodzianka – lewatywa dobrze mnie nie przeczyściła ale jakoś mnie to nie zraziło, bo miałam ważniejsze zadanie do wykonania , a położna szybko posprzątała. W zasadzie parę partych i mały był na świecie, ja wielkim oszołomieniu, pamiętam że tylko jeszcze wysapałam do położnej „niech już pani nacina !!”tak chciałam Franka na świat wypchać szybko. Małego położyli mi na piersi , upewniłam się że to jednak synuś , pogłaskałam a potem mały z tatą poszli się oporządzić. Potem szybko łożysko i szycie – to w miarę miarę choć nieprzyjemne było. Potem zostawili nas na sali we trójkę byśmy się sobą nacieszyli, mały ważył 3400 i ma 55cm i jest najcudowniejszym prezentem dla nas . Potem przyszła położna z łóżkiem i roździabiła gały bo ja stałam na nogach, trzymałam synka a ona w szoku że ja chodzę, nie wiem może to faktycznie dziwne , ale emocje sprawiły że nagle nabrałam sił i zapomniałam o porodzie. Na oddział noworodków dotarłam o własnych siłach. Muszę dodać jeszcze że położne były super, miłe , pomocne , pozwalały na tyle komfortu na ile można było go uzyskać podczas porodu, chciałam chodzić to chodziłam leżeć to lezałam , siedzieć na piłce, prysznic , wszystko bez problemu, miałam komfort że jestem pod dobrą i fachową opieką .