reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Opieka nad maluszka i wszystko co nią związane

reklama
Pyciolku ja Tobie nie pomoge, smaruj poprostu kremikiem cialko i poradz sie pediatry jak tylko przylecisz do Polski;-)
A My wlasnie preszlismy godzinny placz Filipka:-( biedak tak plakunsiał:-:)-(zjadł po kąpieli 180 ml mleczka i bylo ok ale za jakies 10 minut zaczal strasznie plakac zadne raczki bujanie nie pomagaly wreszcie po godzinie dorobilismy jeszcze 60ml mleczka i padl jak stonka :baffled::baffled::baffled::baffled::baffled: byl poprostu glodny:baffled::baffled: aj jacy my niedobrzy rodzice tak glodzic dziecko:baffled::baffled:

to tylko pogratulowac apetyciku moj ostatnio z butelki przed snem je 80-90 maxymalnie i musi przy tym byc absolutna cisza bo jesli ktos rozmawia to koniec jedzenia...
 
dziewczyny Alexowi na lokciach i kolankach zas pojawily sie suche placki....teraz wyszlo wszytsko ze to nie kwestia mleka...wiec albo to poprostu sucha skorka malca badz tez alergia wziewna...ale gdyby takowa byla to mialby kaszelek i katarek...a u nas to nie wystepuje....modle sie by to faktycznie byla kwestia suchej skorki mojego smyka:tak::tak::tak::tak::tak::tak:i co teraz robicc.........???????????? no jesli to nie mleczko to po co nutramigen....dodam ze maly jest na tym mleku ponad 2 tyg...a teraz zas sie pojawilo:confused::confused:

a w czym go teraz kapiesz???
 
dziewczyny a jakie znacie sposoby na sucha skorke?

Kremik Oilatum

Paola współczuję sytuacji ze spacerówką. My na szczęście zwracaliśmy na to uwagę przy zakupie wózka, ale tylko dzięki przytomności mojego małżona.

Dzisiaj zauważyłam na rączce małego takie malutki wypryski... tylko na jednej i nie mam żadnego pomysłu od czego mu to wyszło. Zastanawiam się, czy mam iść do dermatologa, czy poczekać troszkę i zobaczyć czy samo zniknie...

My do wózka dokupilismy samochód żeby się mieścił :):-D:-D:-D:-D

Zapominajko ja bym się nie przejmowała nawet jakby się ze trzy dni utrzymało. Dopiero jakby to było dłużej to bym się zastanawiała...

Pyciolku ja Tobie nie pomoge, smaruj poprostu kremikiem cialko i poradz sie pediatry jak tylko przylecisz do Polski;-)
A My wlasnie preszlismy godzinny placz Filipka:-( biedak tak plakunsiał:-:)-(zjadł po kąpieli 180 ml mleczka i bylo ok ale za jakies 10 minut zaczal strasznie plakac zadne raczki bujanie nie pomagaly wreszcie po godzinie dorobilismy jeszcze 60ml mleczka i padl jak stonka :baffled::baffled::baffled::baffled::baffled: byl poprostu glodny:baffled::baffled: aj jacy my niedobrzy rodzice tak glodzic dziecko:baffled::baffled:

U mnie dziś było identycznie!! Zjadła 180ml poszła spac i za pół godzinki i tak musiałam lecieć z cycem:) Dojadła, zasnęła i spi:)
 
Dziewczynki, przeczytałam z zapartym tchem i muszę coś dodać, więc ostrzegam, żeby nie czytać, jak ktoś ma dość, a ja sobie napiszę, bo mi się lżej zrobi, bo powiem szczerze, że ja też poczułąm się urażona i to nie przez landryneczkę....

Bliźniaki - wszystko fajnie pięknie, ja kocham moją ojczyznę i jest mi ciężko żyć na obczyźnie, bo tutaj zawsze chleb smakuje gorzko...ale powiem ci co ja miałąm okazję obserwować... ja z Miśką się trochę po lekarzach najeździłam i powiem szczerze, że zrobili więcej złego niż dobrego... Jeden super zaufany, sprawdzony pan doktor prywatnie stwierdził jej reflux i przepisał lek, który brała w największej dawce przez prawie rok, przy czym nie robił jej żadnych badań które potwierdziłyby tą teorię, ot tak, na ładne oczy.... po prawie roku sama się upomniałam o jakąś zmianę w podawaniu leku, okazało się, że lek już dawno jest wycofany z produkcji, ponieważ były przypadki śmiertelne, mogą go przyjmować tylko dzieci pod ścisłym nadzorem kardiologicznym, Michalinie nikt nigdy nie zbadał serca, pani gastrolog (oczywiście prywatnie) była zbulwersowana jak zobaczyła ile Miśka tego brała i że nikt mnie o niczym nie powiadomił (ani lekarze w przychodni, ani aptekarze - poprostu wypisywali i realizowali kolejne recepty), sama na własną rękę musiałam jej robić EKG na wczoraj i po nocy, bo bym się państwowo nie doczekała chyba, odstawienie leku było długim procesem i łączyło się z dużym ryzykiem (skończyło się tak, że podczas ssania piersi mleko leciało jej ciurkiem nosem). Od tego czasu nikt mi nie powie, że jakiś lekarz jest sprawdzony, guzik z pentelką.... innym razem lekarz doprowadził Misię ze zwykłego przeziębienia do zapalenia płuc, mimo, że byłam u niego co 2 dzień i błagałam o badania... Miśka dostawała 8 różnych syropów, jedne rozrzedzały wydzielinę, inne zagęszczały, do tego jeszcze inne specyfiki... Musiałam zrobić sobie grafik podawania syropów, a moje dziecko nie jadło nic poza nimi, bo każdy był 2-3 razy dziennie i ona się nimi poprostu najadała. Potem złapała gdzieś salmonellę i już zaczęła robić kupkę z krwią bagatela 15 razy dziennie, pojechałam do szpitala, a tam nawet badań jej nie zrobili, dostałam opierdziel i koleś mi kazał ją poić przegotowanym Kubusiem, mimo, że ona ma uczulenie na marchew i reaguje na nią ostrą biegunką o czym go poinformowałam, dopiero znajomą pediatrę ubłagałam o badania kału.... może mam pecha....
Tutaj w Anglii jak dotychczas tylko raz musiałam interweniować medycznie - Michalinie ręka wypadła ze stawu, pojechaliśmy na pogotowie, Miśka zaryczna na maksa, bolało ją przeraźliwie, płakała jak oszalała, od razu dostała przeciwbólowe, niemalże na wejściu, pani doktor ją obejrzała i dała misia (nie jakieś ***** reklamowe, ale normalną łądną maskotkę ok 30 cm. - tak poprostu, żeby już zapomniała o bólu, miała pod stołem wór z misiami dla każdego malucha, który płacze!), jak zobaczyli, że nadal popłakuje dostała jeszcze raz przeciwbólowe, dopiero jak zaczęło działać ktokolwiek ją dotkną, zrobili jej prześwietlenie obejrzało ją trzech różnych lekarzy, dwójka kolejnych lekarzy obserwowała jak się bawi w pokoju zabaw przez szybę i jak używa tej rączki, dopiero wtedy była konsultacja i decyzja, co może jej dolegać, wtedy spotkanie z nami i spokojne wyjaśnienie co się prawdopodobnie stało dziecku i jak to spróbują naprawić, że będzie ją bolało chwilę, ale jak ręka wskoczy na miejsce ból od razu minie i dopiero na końcu tłumaczenie dziecku co się stanie, a potem trzy obroty rączką i po krzyku, Misia całowałą panią doktor z radości, a ja wyłam jak idiotka! w Polsce w życiu bym nie mogła na to liczyć! W Polskim szpitalu koczowałam przy Miśce 2 tyg. na podłodze, bo nawet krzesła nie miałam, a za dobę w szpitalu musiałam uiścić opłatę jedyne 30 zł (a ubezpieczenie mam od zawsze i po dziś dzień), a jedyne co tam dostałyśmy to rotawirus i musiałam wypisać się na żądanie, bo dzieciaka by mi wykończyli! I wierz mi lub nie, to nie jedyny taki przypadek, mojej koleżanki synka futrowali antybiotykami z penicyliną, na które był uczulony, dziecko ledwo żywe zabrała ze szpitala na własne żądanie i dopiero za wielką kasę jakiś łebski koleś stwierdził, że ma mu podać coś bez penicyliny i poprostu dać mu spokój.... bez komentarza, ja mogę tak pisać i pisać, ale to nie ma większego sensu... bo prawda jest taka, że lekarze to tylko ludzie i mogą się mylić, problem polega na tym, że w Polsce zbyt często uważają się za nieomylnych, a cierpią na tym dzieci. I jeszcze jedno, dla mnie skandalem jest to, że zabierają cierpiące dziecko od matki i nie mówią po co, gdzie, a umierającą ze strachu matkę pielęgniarka mija z tekstem "Czego ryczysz?!?" - nic tylko kopać w dupę i patrzeć czy oddycha, trochę empatii do cholery!!
Poza tym powiem szczerze, że czuję się lekko urażona jako ta szwędająca się po świecie, bo każdy ma jakieś powody swojego postępowania i ważne by był szczęśliwy i z rodziną...
Co do przeszczepu twarzy... w USA, właśnie, dlaczego w USA? powiem ci o przypadku mojej znajomej, która odkryła podczas pracy magisterskiej bakterie. W Polsce olali ją ciepłym moczem, a laboratoria z tej niedobrej zagranicy się o nią zabijały i błągały, żeby dalej kontynuowałą badania, teraz pracuje w jednym z najlepszych laboratoriów kosmetycznych na świecie i szuka coraz to nowszych zastosowań dla tych bakterii... w Polsce nie miałąby szans, nie dlatego, że nie ma możliwości, ale dlatego, że niekt by jej nie pozwolił dojść za daleko, bo takie są niestety realia państwowe, a nawet nie wiesz jak mnie to boli, że człowiek człowiekowi wilkiem...

landryneczka - a ja wiem co masz na myśli i wiem też, że nie chciałaś nikogo urazić...

pyciolek - no widzisz, a ja opiekę w ciąży miałam idealną, dużo lepszą niż w Polsce, nie faszerowali mnie lekami i urodziłam zdrowe dziecko w terminie i w 10 min! Ja nie chodzę do polskich lekarzy, bo nie widzę potrzeby, raz przypadkiem w szpitalu trafiłam na polską panią doktor i jak zadałam jej jakieś rzeczowe pytanie, to poprosiła, żebym poczekała, bo musi się skonsultować z innym lekarzem, wróciła po półgodzinie i nadal nie potrafiła mi odpowiedzieć... więc poprostu lała wodę (znów zakładam, że miałam pecha), a lekarz pierwszego kontaktu wszystko mi wyjaśnił w przychodni. Pominę fakt, że mój ginekolog w Pl na USG w 20 tyg ciąży pokazywał mi głównie mój pełny pęcherz i stopę Misi, nic więcej nie umiał znaleźć, a wszyscy wychwalali go pod niebiosa...

tygrysek - a może takie chodzenie do polskich lekarzy to trochę przywiązanie do korzeni, do tradycyjnego leczenia? Masz w zupełności rację, że w każdym kraju żyje się raz lepiej, raz gorzej... ja bardzo tęsknię za Polską i mam w dupie jej wady, ale wierz mi wyjazd do Anglii otworzył mi oczy jak wiele można zrobić jeśli się tylko chce i ma się serce do drugiego człowieka, u nas chyba nadal pokutuje trochę podejście z PRL-u i tym podobne klimaty...jak się idzie do lekarza, to już cię zaszczyt kopnął (wystarczy popatrzeć jak traktuje to pokolenie naszych dziadków), a to chyba nie dokońca powinno tak być... Co do antybiotyków, to w dzieciństwie osobiście przyjmowałam takowe przy każdym wirusku, który i tak mijał po 7dniach. Natomiast kiedy poważnie zachorowałąm w ogólniaku, pani dr rozłożyłą ręce, bo nic na mnie już nie działało, cóż uodpornić się jest łatwo, na szczęśćie istnieją jeszcze dobrzy ludzie i umieją stawiać bańki... No i mam nadzieję, że marcheweczka smakowała.

Cyprysiowa - mi żal dupę ściska, że jestem daleko od rodziny, ale wierz mi, mnie też rani wkłdanie mnie do jednej szuflady z innymi wyjechanym z ojczyzny, bo im się nie powiodło... to nie zawsze tak jest... my wyjechaliśmy, bo Robert jest ambitny i chce coś w życiu osiągnąć dla samego siebie, a w Polsce przycinali go do poziomu, aby nie wystawać... i znam wiele osób, które właśnie dlatego wyjechały...

nikita28 - święte słowa!

Wierzcie mi, ja bym bardzo chciała wrócić do Polski, w Anglii żyje się nam łatwo, ale ciężko emocjonalnie, gdyby nie bliscy przyjaciele załamałabym się w pierwszym miesiącu... Ale to nie przeszkadza mi zauważać wad tam gdzie one są i doceniać zalet, które warto zauważyć. Najważniejsze jest być razem i cieszyć się każdym dniem jak dla mnie, bo nic dwa razy się nie zdarza... Także ja wrzucam na luz i cieszę się, że mam zdrowe dzieci, a wszystko co się czasem zdarza jest zwykłą pierdołą. I wiecie co, wszystko jest na tyle kolorowe, na ile sami to pokolorujemy i dostrzeżemy.
 
dziewczynki, przeczytałam z zapartym tchem i muszę coś dodać, więc ostrzegam, żeby nie czytać, jak ktoś ma dość, a ja sobie napiszę, bo mi się lżej zrobi, bo powiem szczerze, że ja też poczułąm się urażona i to nie przez landryneczkę....

Bliźniaki - wszystko fajnie pięknie, ja kocham moją ojczyznę i jest mi ciężko żyć na obczyźnie, bo tutaj zawsze chleb smakuje gorzko...ale powiem ci co ja miałąm okazję obserwować... Ja z miśką się trochę po lekarzach najeździłam i powiem szczerze, że zrobili więcej złego niż dobrego... Jeden super zaufany, sprawdzony pan doktor prywatnie stwierdził jej reflux i przepisał lek, który brała w największej dawce przez prawie rok, przy czym nie robił jej żadnych badań które potwierdziłyby tą teorię, ot tak, na ładne oczy.... Po prawie roku sama się upomniałam o jakąś zmianę w podawaniu leku, okazało się, że lek już dawno jest wycofany z produkcji, ponieważ były przypadki śmiertelne, mogą go przyjmować tylko dzieci pod ścisłym nadzorem kardiologicznym, michalinie nikt nigdy nie zbadał serca, pani gastrolog (oczywiście prywatnie) była zbulwersowana jak zobaczyła ile miśka tego brała i że nikt mnie o niczym nie powiadomił (ani lekarze w przychodni, ani aptekarze - poprostu wypisywali i realizowali kolejne recepty), sama na własną rękę musiałam jej robić ekg na wczoraj i po nocy, bo bym się państwowo nie doczekała chyba, odstawienie leku było długim procesem i łączyło się z dużym ryzykiem (skończyło się tak, że podczas ssania piersi mleko leciało jej ciurkiem nosem). Od tego czasu nikt mi nie powie, że jakiś lekarz jest sprawdzony, guzik z pentelką.... Innym razem lekarz doprowadził misię ze zwykłego przeziębienia do zapalenia płuc, mimo, że byłam u niego co 2 dzień i błagałam o badania... Miśka dostawała 8 różnych syropów, jedne rozrzedzały wydzielinę, inne zagęszczały, do tego jeszcze inne specyfiki... Musiałam zrobić sobie grafik podawania syropów, a moje dziecko nie jadło nic poza nimi, bo każdy był 2-3 razy dziennie i ona się nimi poprostu najadała. Potem złapała gdzieś salmonellę i już zaczęła robić kupkę z krwią bagatela 15 razy dziennie, pojechałam do szpitala, a tam nawet badań jej nie zrobili, dostałam opierdziel i koleś mi kazał ją poić przegotowanym kubusiem, mimo, że ona ma uczulenie na marchew i reaguje na nią ostrą biegunką o czym go poinformowałam, dopiero znajomą pediatrę ubłagałam o badania kału.... Może mam pecha....
Tutaj w anglii jak dotychczas tylko raz musiałam interweniować medycznie - michalinie ręka wypadła ze stawu, pojechaliśmy na pogotowie, miśka zaryczna na maksa, bolało ją przeraźliwie, płakała jak oszalała, od razu dostała przeciwbólowe, niemalże na wejściu, pani doktor ją obejrzała i dała misia (nie jakieś ***** reklamowe, ale normalną łądną maskotkę ok 30 cm. - tak poprostu, żeby już zapomniała o bólu, miała pod stołem wór z misiami dla każdego malucha, który płacze!), jak zobaczyli, że nadal popłakuje dostała jeszcze raz przeciwbólowe, dopiero jak zaczęło działać ktokolwiek ją dotkną, zrobili jej prześwietlenie obejrzało ją trzech różnych lekarzy, dwójka kolejnych lekarzy obserwowała jak się bawi w pokoju zabaw przez szybę i jak używa tej rączki, dopiero wtedy była konsultacja i decyzja, co może jej dolegać, wtedy spotkanie z nami i spokojne wyjaśnienie co się prawdopodobnie stało dziecku i jak to spróbują naprawić, że będzie ją bolało chwilę, ale jak ręka wskoczy na miejsce ból od razu minie i dopiero na końcu tłumaczenie dziecku co się stanie, a potem trzy obroty rączką i po krzyku, misia całowałą panią doktor z radości, a ja wyłam jak idiotka! W polsce w życiu bym nie mogła na to liczyć! W polskim szpitalu koczowałam przy miśce 2 tyg. Na podłodze, bo nawet krzesła nie miałam, a za dobę w szpitalu musiałam uiścić opłatę jedyne 30 zł (a ubezpieczenie mam od zawsze i po dziś dzień), a jedyne co tam dostałyśmy to rotawirus i musiałam wypisać się na żądanie, bo dzieciaka by mi wykończyli! I wierz mi lub nie, to nie jedyny taki przypadek, mojej koleżanki synka futrowali antybiotykami z penicyliną, na które był uczulony, dziecko ledwo żywe zabrała ze szpitala na własne żądanie i dopiero za wielką kasę jakiś łebski koleś stwierdził, że ma mu podać coś bez penicyliny i poprostu dać mu spokój.... Bez komentarza, ja mogę tak pisać i pisać, ale to nie ma większego sensu... Bo prawda jest taka, że lekarze to tylko ludzie i mogą się mylić, problem polega na tym, że w polsce zbyt często uważają się za nieomylnych, a cierpią na tym dzieci. I jeszcze jedno, dla mnie skandalem jest to, że zabierają cierpiące dziecko od matki i nie mówią po co, gdzie, a umierającą ze strachu matkę pielęgniarka mija z tekstem "czego ryczysz?!?" - nic tylko kopać w dupę i patrzeć czy oddycha, trochę empatii do cholery!!
Poza tym powiem szczerze, że czuję się lekko urażona jako ta szwędająca się po świecie, bo każdy ma jakieś powody swojego postępowania i ważne by był szczęśliwy i z rodziną...
Co do przeszczepu twarzy... W usa, właśnie, dlaczego w usa? Powiem ci o przypadku mojej znajomej, która odkryła podczas pracy magisterskiej bakterie. W polsce olali ją ciepłym moczem, a laboratoria z tej niedobrej zagranicy się o nią zabijały i błągały, żeby dalej kontynuowałą badania, teraz pracuje w jednym z najlepszych laboratoriów kosmetycznych na świecie i szuka coraz to nowszych zastosowań dla tych bakterii... W polsce nie miałąby szans, nie dlatego, że nie ma możliwości, ale dlatego, że niekt by jej nie pozwolił dojść za daleko, bo takie są niestety realia państwowe, a nawet nie wiesz jak mnie to boli, że człowiek człowiekowi wilkiem...

Landryneczka - a ja wiem co masz na myśli i wiem też, że nie chciałaś nikogo urazić...

Pyciolek - no widzisz, a ja opiekę w ciąży miałam idealną, dużo lepszą niż w polsce, nie faszerowali mnie lekami i urodziłam zdrowe dziecko w terminie i w 10 min! Ja nie chodzę do polskich lekarzy, bo nie widzę potrzeby, raz przypadkiem w szpitalu trafiłam na polską panią doktor i jak zadałam jej jakieś rzeczowe pytanie, to poprosiła, żebym poczekała, bo musi się skonsultować z innym lekarzem, wróciła po półgodzinie i nadal nie potrafiła mi odpowiedzieć... Więc poprostu lała wodę (znów zakładam, że miałam pecha), a lekarz pierwszego kontaktu wszystko mi wyjaśnił w przychodni. Pominę fakt, że mój ginekolog w pl na usg w 20 tyg ciąży pokazywał mi głównie mój pełny pęcherz i stopę misi, nic więcej nie umiał znaleźć, a wszyscy wychwalali go pod niebiosa...

Tygrysek - a może takie chodzenie do polskich lekarzy to trochę przywiązanie do korzeni, do tradycyjnego leczenia? Masz w zupełności rację, że w każdym kraju żyje się raz lepiej, raz gorzej... Ja bardzo tęsknię za polską i mam w dupie jej wady, ale wierz mi wyjazd do anglii otworzył mi oczy jak wiele można zrobić jeśli się tylko chce i ma się serce do drugiego człowieka, u nas chyba nadal pokutuje trochę podejście z prl-u i tym podobne klimaty...jak się idzie do lekarza, to już cię zaszczyt kopnął (wystarczy popatrzeć jak traktuje to pokolenie naszych dziadków), a to chyba nie dokońca powinno tak być... Co do antybiotyków, to w dzieciństwie osobiście przyjmowałam takowe przy każdym wirusku, który i tak mijał po 7dniach. Natomiast kiedy poważnie zachorowałąm w ogólniaku, pani dr rozłożyłą ręce, bo nic na mnie już nie działało, cóż uodpornić się jest łatwo, na szczęśćie istnieją jeszcze dobrzy ludzie i umieją stawiać bańki... No i mam nadzieję, że marcheweczka smakowała.

Cyprysiowa - mi żal dupę ściska, że jestem daleko od rodziny, ale wierz mi, mnie też rani wkłdanie mnie do jednej szuflady z innymi wyjechanym z ojczyzny, bo im się nie powiodło... To nie zawsze tak jest... My wyjechaliśmy, bo robert jest ambitny i chce coś w życiu osiągnąć dla samego siebie, a w polsce przycinali go do poziomu, aby nie wystawać... I znam wiele osób, które właśnie dlatego wyjechały...

Nikita28 - święte słowa!

Wierzcie mi, ja bym bardzo chciała wrócić do polski, w anglii żyje się nam łatwo, ale ciężko emocjonalnie, gdyby nie bliscy przyjaciele załamałabym się w pierwszym miesiącu... Ale to nie przeszkadza mi zauważać wad tam gdzie one są i doceniać zalet, które warto zauważyć. Najważniejsze jest być razem i cieszyć się każdym dniem jak dla mnie, bo nic dwa razy się nie zdarza... Także ja wrzucam na luz i cieszę się, że mam zdrowe dzieci, a wszystko co się czasem zdarza jest zwykłą pierdołą. I wiecie co, wszystko jest na tyle kolorowe, na ile sami to pokolorujemy i dostrzeżemy.

amen :-)
 
reklama
to tylko pogratulowac apetyciku moj ostatnio z butelki przed snem je 80-90 maxymalnie i musi przy tym byc absolutna cisza bo jesli ktos rozmawia to koniec jedzenia...

Przepraszam, ze jeszcze raz bede Cie przynudzac tym jedzeniem, ale nie chce mi sie wracac do poprzednich postow. To chyba Ty mi pisalas, ze wlasnie Twoje malenstwo tak malutko jada. Czy jest tak caly czas? Czy moze tylko teraz? Ile zjada na 1 porcje i co ile godz?
 
Do góry