reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Niestety pani dziecko nie będzie zdrowe...

cześc dziewczyny... widze że poniekąd temat dla mnie... poczytałam Was i wiem jak niektóre z Was się czują... Wiem co oznacza strach o maleństwo i wiem co oznacza strata dziecka ... wiem co oznacza oczekiwanie w stresie i wiem co oznacza każdy najmniejszy ruch maleństwa w łonie matki...

Moja historia jest dość długa ... skomplikowana. Ale postaram się ją jak najbardziej skrócić.

Razem z mężem od kilku lat mieszkamy w UK. Służba zdrowia w zalezności od tago jak im się chce lub jaki czlowiek się trafi jest albo tragiczna, albo fantastyczna. Nie ma tu określenia DOBRE odnoszącego się do czegokolwiek związanego ZE SZPITALEM PRZYCHOODNIA BADANIAMI.
Przynajmniej ja nic takiego nie zauważyłam.

Mieliśmy z mężem powazny kryzys po ślubie... Bardzo duzo pracował, nie miał przez to dla mnie czasu, a kiedy miał wolna chwile wolał ją spędzac przed komputerem. Wiele razy próbowałam z nim na ten temat rozmawiać , uświadomic mu swoje potrzeby i dac mu do zrozumienia jak bardzo jest dla mnie ważny ale ... tak jakby mnie nie było. Wtedy omal nie zostawiłam go dla kolegi z pracy. Mąż w pore się ocknął, że mnie traci. Obydwoje doszliśmy do wniosku że trzeba ratować ten zwiazek. Dalismy sobie kilka miesięcy tylko dla siebie a póxniej mielismy sie starac o dziecko. I przyszedł ten czas. Pół roku starań i wymarzone 2 kreseczki na teście! Nie mogłam w to uwierzyć... Byłam taka szczęśliwa a maż DOSŁOWNIE nosił mnie na rękach z radości.

Aż do pierwszego USG... kiedy informacja która padła z ust lekarza uderzyła mnie tak mocno w serce że musieli mi podać tlen bo im leciałam na łóżku z nerwów...

-"GRATULUJE! SERDUSZKO BIJE JAK DZWON!"
- "UFFF... tyle moich koleżanek już na pierwszym usg dowiedziało się że nie ma akcji serduszka i nie da sie nic zrobić... kamień z serca"
-"sprawdźmy co tam jeszcze mamy... chwileczkę... (tu wychodzi i przychodzi z drugim lekarzem po czym po chwili przyglądania się w monitor słyszę) przykro mi... pani dziecko nie ma nóżek."

opadłam bezwładnie na łóżko po czym równie bezwarunkowym odruchem były łzy spływające po policzku...

-"damy Pani skierowanie do specjalisty on ma lepszy sprzęt zobaczymy co powie"

... 2 TYGODNIE OCZEKIWANIA, WIZYTA U SPECJALISTY I PO OK 20 MINUTACH LEŻENIA NA KOZETCE SŁYSZĘ:

-" nigdy czegos takiego nie widziałem... widziałam jelita pływające poza ciałem dziecka , widzialem urwane rączki pływające obok, widziałem otwarte korpusy, główki, ale to? mam prawie 40 lat praktyki w tym zawodzie i NIGDY czegoś takiego nie widziałem... "
-"panie dotorze ale co się dzieje...?"
-" wydaje mi się że nóżki są... ale coś je trzyma co uniemozliwia ich zobaczenie... i wszystko jakos by było gdyby nie fakt że trzyma również pępowinę... daje pani 2 tygodnie, za 2 tygodnie się widzimy i wtedy zobaczymy co zdecydujemy... jeżeli dziecko rosnąc nie wykopie się z TEGO CZEGOŚ trzeba będzie usunać ciąże bo może dojśc do przerwania pępowiny co zagraża Panin życiu"

wyszłam blada jak ściana. płakałam całe 2 tygodnie a przez pierwszy tydzień miałam taką biegunke ze stresu że bałam się że to dodatkowo zaszkodzi dziecku... praktycznie nie scodziłam z sedesu...

po 2 tygodniach w nerwach pojechałam na kontrollne usg...

SĄ NÓŻKI! WOLNE! NIC ICH NIE TRZYMA ... tylko to coś... pływa teraz koło dziecka zobaczymy co się bedzie działo... kontrole co 2 tygodnie... (12 TYDZIEŃ I 6 DZIEŃ CIĄŻY!!!) BYŁAM PRZESZCZĘSLIWA... wracając od lekarza kupiłam sliczne body ocieplane dla noworodka... tak z radości.

i tu pojade datami:

29 październik, usg połówkowe: zapomniałam wypić wody... dziecko nie chce się pokazać ale ewidentnie cos się zaczyna dziać nie tak... nóżki są "młodsze" od raczek a rączki od reszty ciałka... dalej nie znamy płci... kontrolne badanie przewidziane na 19 listopada.

19 listopad godz. 11:35

Wchodze do lekarza... mam mieszane uczucia... boje się troche po ostatnim ug... wczesniej dziecko mialo juz tak że było aktywne przez kilka dni a później dzień lub dwa spokojniejsze.... wtedy miałam właśnie drugi z tych spokojniejszych... dzień wcześniej kopneło mnie mocniej kilka razy później sie uspokoiło... lekko szułam ruchy, lekkie kopniaczki, póxniej tylko kołysanie...

tego dnia tez bylo czuc kołysanie ... czekałam w gabinecie na lekarza i głaskaliśmy z mężem brzuszek rozmawiając o płci i imionach i mając nadzieję że wszystko będzie dobrze...

wchodzi pani doktor. usmichnięta.
Emek wyciaga telefon włącza wideo i kameruje usg. Po chwili spuszcza glowe wyłącza telefon... widze ze coś nie gra patrze na doktorke i pytam co sie dzieje. Ona wychodzi. po chwili przychodzi z drugą kobietą. Patrza na usg jeszcze raz i słysze słowa które brzmią mi w uszach do dzisiaj...

-" Niestety... nie ma akcji serduszka."

Ja w płacz nie wierze każe jej pokazać krzycze na nią że juz raz mnie zestresowali ze jak to? że ja czuje moje dziecko!!!!!
pokazuje mi moje maleństwo... nie rusza się ... nie ma bicia serduszka....

obie doktorki płaczą i wyprowadzaja mnie tylnim wyjściem do salki obok...

tam podpisuje jakies dokumenty NIE MAM POJĘCIA CO. dostaje tabletki na wywołanie porodu i mam sie zgłosic za 2 dni o 9 rano do szpitala.

20 listopad

Nosze w sobie martwe dziecko... siedze głaszcze się po brzuchu, nie moge w to uwierzyć... Nie czuję kompletnie nic... prócz żalu i tęsknoty ... i niewiarygodnej złości do całego świata...

ok. 20 zaczynają sie skurcze: mogę brac leki przeciwbólowe. więc biorę.
skurcze przez całą noc średnio co 7 minut... leki nie pomagają o 7 rano jade do szpitala
zostaje przyjeta na oddział.

21 listopad 2010

o 9:30 przyszła pielęgniarka z czopkiem na rozpulchnienie szyjki... organizm nie jest przygotowany do porodu... skurcze co 5 minut wciąz się nasilają...2 cocodamole, zastrzyki przeciwbólwe w udo znowu 2 cocodamole i wreszcie podpięto mnie pod morfinę

od 12 skurcze co 3 minuty, moge dawkowac sobie morfine pilotem co piec minut... więc NIC TO NIE DAJE.

o 16:57 na świat przyszedl mój malutki SYNUŚ Oliver... miał 21cm długości... ważył 200 GRAM.

pytanie brzmi.

JAAAAK TO MOGŁO UMKNĄĆ LEKARZOM! SAME KOŚCI I SKÓRA!...

nie znam jeszcze wyników sekcji zwłok. do dzisiaj. wiem tylko że genetycznie wszystko było z dzieckiem ok i że u nas również nie ma konfliktu genetycznego... z badań mojej krwi wynika że w trakcie ciąży uaktywnia mi się zespół antyfosfolipidowy. nikt o tym nie wiedział. a dziecko PRAWDOPODOBNIE udusił skrzep w pepowinie...

od 2 miesięcy staramy się o kolejne dziecko... i historia się zaczyna tak że @ spóźnia mi się w tym momencie już 3 tygodnie(przy reguralnych cyklach), testy z moczu wychodza negatywnie i NIKT NIE CHCE ZROBIĆ NIC WIĘCEJ JAK TYLKO CZEKAC NA ROZWÓJ SPRAWY. dzisiaj byłam u lekarza i dowiedziałam się ze mam przyniesć mocz do analizy za tydzień to może coś już wyjdzie.

nie mam siły....
 
reklama
Czytając Twoją historię, łzy spływają mi po policzku.
Aż, serce boli i pęka z bólu.

Ja miałam to szczęście, że synek urodził się zdrowy. Też całą ciążę się martwiłam, modliłam się żeby był zdrowy. I ktoś kto tego nie przeżył, nie wiem co czujesz :-(
Jestem całym sercem z Tobą i trzymam kciuki żeby się udało testowanko :-)
 
rozczochrana, chyba mnie pamietasz z marcowek. Kibicuje Ci strasznie mocno, bo jak napisalas o tym, ze stracilas ciaze w listopadzie myslalam o Tobie codziennie i zastanawialam sie co moze czuc matka rodzac martwe dziecko, az do marca kiedy sama sie o tym przekonalam...
Ale nie o tym chcialam. Podczytuje troche staraczki, ale sama nie mam odwagi pisac, bo nasze starania dopiero sie zaczynaja... Czy Ty nie masz swojego lekarza w szpitalu? Ja mam lekarza ginekologa, ktory sie mna opiekuje i rowniez polazna. Dostalam wizytowki, zawsze moge zadzwonic i natychmiast kiedy zajde w ciaze. A rowniez jestem w UK.

Przepraszam, ze pisze tu. Zasmiecam troche watek...
 
rozczochrana.mama czytając Twoją opowieść łzy ciurkiem leciały mi po twarzy.. :| dlaczego musi tak być :-( nikt nie powinien tak cierpieć! współczuję! i z całego serducha jestem z Tobą! będę trzymać mocno kciuki!!


ps. w Grecji jest podobny system jeżeli chodzi o służbę zdrowia.. tylko tutaj wszystko wiąże się z pieniędzmi.. jeżeli nie masz wystarczająco to nie urodzisz w godnych normalnych warunkach..
 
Kochane forumowiczki, dopiero teraz trafiłam do tego wątku, przeczytałam cały...

Moja historia jest taka:
pierwsze usg genetyczne wykonywał lekarz, który jak się okazało mało się na tym znał, nie mial uprawnień. Nie wiedziałam o tym. Niby wyszło wszystko ok. Zlecił badania. Na kolejną wizytę poszłam już do innego lekarza, też z polecenia. Jak zobaczył z jakim kompletem badań przyszłam to się zdziwił (m.in. markery nowotworowe AFP, które wyszły mocno wysokie). Pyta mnie o genetyczne usg z 13. tygodnia. Wielkie zdziwienie moje - nie dostałam żadnych wyników, nic. Ok, nowy lekarz kieruje mnie do pokoju obok na kolejne usg genetyczne. Wtedy poznaliśmy płeć maluszka. Mina lekarki mówiła sama za siebie, zresztą my też widzieliśmy ten obrazek: kręgosłupek jest, nagle jest wielka czarna plama. Lekarka mówi, że sprawdzimy główkę bo jeśli z kręgosłupem coś nie jest dobrze, to główka też będzie zniekształcona. Przesuwa głowicę - zamiast okrągłej główki widzę jajo. Panika. Telefony. Ruch.
Dostajemy skierowanie do Rudy Śląskiej. Niestety dopiero na poniedziałek (był piątek), bo odpowiednia osoba jest na urlopie w Alpach.
Z kompletem informacji, ale jednak roztrzęsieni wychodzimy z gabinetu. Mamy być pod telefonem.
Dzwonimy do znajomej, która miała wielkie przejścia w ciąży. Załatwia nam konsultację w Krakowie, lekarka przekłada jakiś zabieg czy spotkanie na Kopernika, pędzi do nas na wizytę. Przez 40 minut badania nie mówi nic, na jej twarzy widać skupienie. Muszę chodzić po korytarzu, bo nie widać plecków naszego synka. Po 20 minutach znowu badanie (brzusznie i dopochwowo, kilka razy).
Lekarka daje zielone światło - nie może jednoznacznie stwierdzić rozszczepu kręgosłupa. Ale na wszelki wypadek daje telefon do swojego profesora.
Piątek wieczór - zmęczenie, przekopywanie internetu.
Sobota - płacz, stres, biegunka, niedowierzanie (kwas foliowy przyjmowałam 4m-ce przed zajściem, nie wymiotowałam w ciąży, więc niemożliwe by się nie wchłaniał)
Niedziela jak zombie. Etap zaprzeczenia. Nikomu z rodziny nic nie mówimy. Udajemy, że to normalna niedziela: obiad, tv.
Poniedziałek - Ruda Śląska. Kolejne usg, męczace, długotrwające. Mówią coś o amniopunkcji, ale mam 26 lat, NFZ mi nie zrefunduje. Ukradkiem patrzę na cennik i robi mi się słabo. Szybko myślę ile mamy na koncie.

Lekarka każe nam iść na spacer, bo mały leży na plecach. Po 2 godzinach znowu badanie. Lekarka stwierdza, że jest jakiś cień na kręgosłupie, ale główka wg niej nie odbiega znacząco od normy. (CO TO WŁAŚCIWIE ZA NORMY SĄ!!?!?!?!?).

Dostajemy tony makulatury, opisów, zdjęć itd.
Niecałe 5 dni potem mam krwawienie, leżę na patologii ciąży. Lekarze nie wiedzą skąd krew, nie widać. Obstawiają stres, podrażnienie po takiej ilości usg dopochwowego lub poronienie. Przyjmuję tony kroplówek. Ale wychodzę po 3 dniach.

Kolejne wizyty są już książkowe. Jednak strach nie mija. Na późniejszych zdjęciach widać wszystkie kręgi, główka cudna, okrągła.

Gadanie rodziny doprowadza mnie do szału - każdy wie najlepiej co mi było. Niektórzy uważają, że to moja wina (nie mam pytań ?!!?!?!?). Tony rad i Bóg wie jeszcze czego. Obserwuję wokół siebie same absurdy - nagle wszyscy się interesują rozstępami, zachciankami, zupełnie nieważnymi sprawami, jakby im mózgi poodcinało... Albo mówią, że wszystko będzie dobrze. Nie ma nic bardziej irytującego. W końcu krzyczę na każdego "A skąd wiesz, że będzie?!?!?!" Takie gadanie nad talerzem rosołu, że "będzie dobrze".

Długo dochodziliśmy do siebie, te dwa tygodnie to największy koszmar mojego życia. Mój M. nie mając jeszcze 30 lat z dnia na dzień wzbogacił się w siwe włosy...
Czekam na dzień w którym zobaczę mojego maluszka i usłyszę, że jest zdrowy :)
 
popłakałam sie jak to czytałam, trzymam bardzoooooooooo mocno kciuki za Was i wasza dziecinke!!!!! Jestem w podobnej sytuacji bo czekam teraz na USG (jeszcze 4 tyg) i bede wiedziala czy wszystko jest ok z moim synkiem. Powodzenia i pamiętak nie załamuj się a tym bardziej nie płacz i się nie stresuj - to jest ostatnia rzecz jaka jest potrzebna Twojemu dziecku...)))
 
Dzięki za miłe słowa :)
ogólnie ta ciąża to jedno wielkie pasmo nieszczęść. A taka wyczekana! Zawsze tak jest, palaczko-pijaczko-imprezowiczki z osiedla mają zdrowe dzieci, chociaż przez całą ciążę zero badań, papierochy, piwko... eh...

Pomijając jeszcze cukrzycę ciążową gdzieś w 28 tygodniu, to teraz jest ok. Ogólnie drugi trymestr wspominam jako koszmar.
Obecnie maluszek waży 3300g, średnica główki 9,5cm jednym słowem kawal chłopa, dlatego lekarze rozważają jeszcze cesarkę.
Ktoś kto tak kopie nogami nie może mieć problemów z kręgosłupkiem :)

Ściskam mocno Was i następne czytelniczki.
 
to jest właśnie żałosne.. tak jak napisałaś dziewuchy które ćpają, piją itp rodzą zdrowe dzieci.. a kobiety które się starały i dbały o siebie i maleństwo muszą cierpieć...

hihihi na pewno suuper uczucie jak tak mocno dzidzia kopnie!! ja zaczynam dopiero czuć ruchy.. :-) już się nie mogę doczekać tych mocnych kopniaczków!

powodzenia :-)
 
reklama
z tym usg to bym nie przesadzała. Wiem, że nie da się tego porównać pod jakimkolwiek względem ale nauczyłam się brać na nie poprawkę. trzy dni przed porodem dwóch niezależnych, dobrych lekarzy przekonywało mnie, ze Krzyś wazy 3700 i mogę spróbować rodzić sn posladkowo. Okazało się, że ważyl 4320 :szok: Lukrecja będzie zdrowy jak rydz!!!!!!!!!!!!
 
Do góry