Witam po dłuższej przerwie. W czwartek wieczorem bolało mnie podbrzusze, i brało coś w rodzaju przeziębienia i postanowiłam to skontrolować w szpitalu. Okazało się,że nie są to jeszcze faktyczne skurcze. Ale za to miałam jakieś zakażenie dróg moczowych i odkryli u mnie problemy z tętnem. I tak zostałam do dziś. Sytuacja opanowana. Biorę leki.
W sumie od czwartku,aż do dzis było spoko. Cichutko,spokojnie. Ale dzis jakaś masakra z porodami. Aż babki nie wyrabiały. W sumie mnie tak nic nie ruszało. Ale jak mojej wspóllokatorce odeszły wody od 10 i obserwowałam jak zaczyna jęczeć, przez 5 godzin-aż do mojego wyjscia-to chce o tym zapomnieć.
Modlę się,ze nastepnym razem jak trafie to z zaczętą akcją porodowa. Bo czekać tam i słuchać to masakra.
Zamierzam nie stawiać się w szpitalu,aż odejda mi wody lub nie wytrzymam z bólu.Ewentualnie pare dni po terminie. Jestem psychicznie wkończona i szczęśliwa,ze jestem w domu.
Ale przynajmniej wiem jak to wszystko tam wygląda. Poznałam prawie wszystkie kąty.
Już mi się nie śpieszy do porodu.