aguśka, julix: gratuluję udanych wizyt!!!
natis: też tak miałam, jak mi gin robiła USG, to tylko patrzyłam czy krwiak się wchłonął, czy serduszko bije, a potem czy ma paluszki, itp. A zapominałam o tym, o czym myślałam przed wejściem do gabinetu...
Teraz- z racji tego, że ciąża rozwija się prawidłowo- już bardziej pamiętam o co chcę zapytać, ale niestety niektóre pytania rodzą się po wizycie. Tak jak teraz o badanie krwi was pytałam, bo ona jak zaznaczała, to o glukozie mówiła,a jak przyjechałam do domu i zajrzałam na skierowanie, to się okazało, że tyle tego mam zlecone, że szok. I chyba pójdę na raty to badanie robić. Bo niby chciałam wszystko razem, ale jak sobie pomyślę, że na krzywej będą mnie kłuć 3x po tym mulącym słodkim napoju, to mam dość. A wiadomo, że jak dużo badań zleconych, to i więcej krwi muszą pobrać, więc chyba przelecę się na glukozę i mocz w tym tygodniu, a resztę zrobię po świętach...
Teraz ja się rozpisałam...
Co do gin.: moja pani doktor jest z gatunku tych "swojskich", tzn. pogadasz z nią i o dupie Maryni i na poważne tematy. Raczej jest wesoła i dowcipna, ale jak się okazało, że moja poprzednia ciąża, to puste jajo płodowe- zachowała się super. Z wyczuciem, z taktem, wszystko mi wytłumaczyła, pocieszyła i dała czas, żebym doszła do siebie zanim wyjdę z gabinetu. A w poczekalni pełno pacjentek. A czy jest gadułą? Raczej tak- chociaż nieraz też muszę ją zapytać jak robi USG czy wszystko w porządku z dzieckiem, bo jest tak skupiona na tych pomiarach, że zapomni mi komentować, więc wtedy ja już stresa mam, że coś nie tak jest. Ufff, ale mam "gadane" dziś!