Moja wizyta u poloznej skonczyla sie dzisiaj pobytem w szpitalu, bo po pierwsze mlody sie prawie nie ruszal caly dzien a po drugie ta prukwa tak mnie wkurzyla, ze chcialam porozmawic z lekarzem.
Mowie jej, ze spojenie tak mnie boli, ze caly dzien leze w lozku i wyje z bolu i ze date mam na jutro a nic sie nie dzieje i pytam o wywolanie a ona mi na to, ze wczesniej niz 2 tygodnie po terminie nic nie robia i nawet nie ma mowy.
Wkurzyla mnie potwornie! Przeciez powinno sie patrzec na wszystkie czynniki i jak jej tlumacze, ze nie daje rady z bolu, to jaki sens mnie 2 tyg meczyc, przeciez musza byc jakies wyjatki!
No to pojechalam na ktg do szpitala, lezalam podlaczona ponad godzine, bo cos im tam nie pasowalo. W koncu stwierdzili, ze wszystko ok, skurczy brak. Na lekarza czekalam kolejne 3 godziny! Jak juz sie pojawil to mu od poczatku tlumacze, ze nie moge 2 tyg czekac z tym bolem na wywolanie. Najpierw sie opieral ale jakis taki bardziej ludzki byl niz ta prukwa i wytlumaczyl mi za i przeciw, potem poszedl cos sprawdzic i jak wrocil to powiedzial, ze zostawia mnie na noc w szpitalu a jutro wywolanie!
Spanikowalam i powiedzialam, ze jeszcze nie chce. Termin z OM mam na 16tego i nie chce mlodego przed terminem stresowac. Zwlaszcza, ze po wywolaniu i skurcze ponoc bardziej bolesne i stres dla dziecka i czestsze komplikacje. Moge jeszcze poczekac. Ustalilismy, ze sprobuje jeszcze tydzien z tym bolem wytrzymac i jak nic sie nie bedzie dzialo i bol duzy to w piatek pojawie sie na wywolaniu, bo nie beda mnie tak bez sensu tortuowac. I mi ulzylo.
Takie podejscie rozumiem a nie straszenie, ze nia ma szans i koniec. Co za okropna, bezwzgedna baba i ona jest polozna!