Współczuję niektórym z Was użerania się z lekarzami i to za Wasze prywatne pieniądze :/
Tu, gdzie mieszkam, jestem stosunkowo od niedawna (jeszcze nie ma roku) i szukając gina, kierowałam się z jednej strony opiniami na forach i portalach, wygodą dojazdu i szpitalem, w którym ewentualny lekarz przyjmuje (żeby zwiększyć sobie prawdopodobieństwo trafienia na niego w razie "w" czy porodu)... Tak też się stało i znalazłam prywatny gabinet pani doktor, mieszczący się w ośrodku zdrowia na osiedlu, gdzie mieszkam.
Wrażenia w porządku. Moje szczęście, że od początku ciąży omijają mnie szerokim łukiem różne dolegliwości i stan błogosławiony znoszę wybornie (oby tak do końca
). Lekarka w wieku (na oko) po czterdziestce, miła, uśmiechnięta, rzeczowa, choć nie wylewna. Wyposażenie gabinetu ujęłabym "podstawowe", USG połówkowe robiłam u innego doktorka, z polecenia pani doktor. Badania, które mi zleca nie wykraczają poza te, które w ciąży są podstawowe (ale tak jak zaznaczyłam - u mnie żadnych "przebojów" nie zarejestrowano), na początku tylko szlaban na współżycie, póki łożysko się nie podniosło (czyli od wizyty do wizyty - 1 msc
) i wówczas wprowadziła zakaz wertowania internetu w celu szukania jakichkolwiek informacji, z zaznaczeniem, że z pytaniami mam się zwracać do niej, w razie potrzeby telefonicznie 24h/7 dni w tygodniu. Przytaknęłam, szczególnie, że moja starsza (wykształcona!) siostra (aż przykro to pisać) ale odkąd zaszła w ciążę i urodziła moją chrześnicę niecałe 2 lata temu ma ZRYTY BERET od czytania artykułów i doniesień naukowych na temat ciąży i macierzyństwa... Więc chcąc zachować równowagę w rodzinie ja stałam się jej przeciwieństwem, choć obawiam się, że moje studia (fizjoterapia) mogą spaczyć obraz postrzegania córeczki szczególnie po urodzeniu (kamienie milowe rozwoju, fizjologia odruchów i takie tam
) Ale będąc świadoma tego "ryzyka" już teraz układam sobie w głowie, że nie można dać się ponieść (i liczę, że będę nad sobą panować). Ale odbiłam z wątku...
Lekarka tłumaczy jak o coś pytam, od siebie nie jest zbyt wylewna, zawsze badanie na fotelu, potem usg. Jak Mój był z nami na poprzednich wizytach, to była bardziej gadatliwa, pokazywała mu wszystko na monitorze, tłumaczyła każdy pomiar (ale z tego mojego to gaduła jest, więc to chyba jej pomogło się rozkręcić). Na tej wizycie byłam sama, schemat badania tradycyjny (fotel, usg), swoje pomierzyła, ale bez wtajemniczania mnie w każdy możliwy wynik, zapewniła, że wszystko w porządku, podała wagę Małej (1300g), zleciła badanie moczu i morfo i zaprosiła na wizytę za 3 tyg.
Komuś może to nie wystarczać, szczególnie jak ma jakieś wątpliwości czy bardziej złożoną sytuację i ja to rozumiem (choć nie mam porównania jak wówczas podchodziłaby do pacjentki). W zakresie, którego ja oczekuję i w stanie w jakim jestem, konkretne informacje są na wagę złota i tu spełnia moje oczekiwania, ale gdyby było inaczej, to wykładając pieniądze na biurko chyba zabiłabym wzrokiem i obiecała zrobić odpowiedni PR. Jako pacjentki mamy swoje prawa, nie zapominajcie o tym, a jak trzeba będzie to przypomnijcie sobie i lekarzowi(!!!) (który dodatkowo zbija na Was fortunę) o karcie i rzeczniku praw pacjenta...
Wow, co za wywód z mojej strony...
Mam nadzieję, że Was nie zamęczyłam
Miłego dnia!