Kaju -Maju pięknie opisałaś swoją historie.Moje nie jest taka romantyczna,ale spróbuję ją opisać.mam na imię Wiola ,mieszkam w skawinie od urodzenia i nawet w tym samym miejscu.zawsze kochałam swój dom i przypomina mi on moich dziadków przy których się wychowałam.po szkole zaraz poszłam do pracy (byłam kelnerką ,póżniej barmanka ).W 1994 roku znalazłam prace jako barmanka i tam poznałam mojego przyszłego męża .Chodzilismy ze sobą 2 lata ,a po tych dwóch latach wzięliśmy ślub w moim wymarzonym KLASZTORZE W TYŃCU(tam jeżdziłam na wagary).ŚLUB odbył się 12 kwietnia 1997roku a 24 stycznia 1998 urodziła nam się córa.9 miesięcy póżniej stwierdziliśmy że jak siedzę w domuto możemy postarać się o następną pocieche.I tak 24 czerwca 1999 roku urodził się nam Kamil.Potem rozmawialiśmy o jeszcze jednej pociesze ale jakos się nie udawało ,więc stwierdziliśmy że pewnie tak ma być,aż do pażdziernika.Myślałam że mam grypę żołądkową ale coś mnie tknęło i kazałam mojemu mężowi kupić test.I przeczucie mnie nie zawiodło,zaszłam .Bardzo miła niespodzianka ,byłam bardzo szczęśliwa. I JESTEM SZCZĘŚLIWA a moja rodzinka razem ze mną ,choć moja córa jak się dowiedziała że to będzie chłopak była bardzo zawiedziona .Ale musiała się z tym pogodzić i teraz oczekuje przyjścia na świat braciszka .Codziennie wieczorem przykłada główkę do mojego brzucha i nasłuchuje kopniaków,a jest ich wieczorem nie mało . teraz każdy próbuje siędomyślać do kogo to maleństwo będzie podobne ,bo jak na razie to obydwoje są podobni do tatusia