Hej, czy ktokolwiek przeszedł kiedyś przez coś podobnego? Powoli przestaję wierzyć, że to co się dzieje to rzeczywistość..
Po ponad dwóch latach starań udało mi się donosić ciążę, w wieku 38 lat urodziłam wyczekanego synka. Obecnie ma 5 tygodni, problem pojawił się jakieś 3 tygodnie temu.
Po wyjściu ze szpitala całkiem nieźle sobie radziliśmy powoli ogarniając nową rzeczywistość. Mimo że szybko zostałam z dzieckiem sama, to byłam w stanie wziąć prysznic, zjeść posiłek, wyjść na spacer. Później zaczęły się problemy z brzuszkiem, nerwy przy karmieniu piersią, problem z usypianiem i odkładaniem do łóżeczka. Zaczęło się robić coraz ciężej, ale mimo wszystko dawaliśmy radę.
Aż do czasu kiedy trafił się dzień odwiedzin babci (była wtedy u nas drugi raz), a syn miał jeden z pierwszych gorszych dni, kiedy popłakiwał i nie chciał zasnąć. Babcia wzięła synka na ręce i dziecko się uspokoiło, wyciszyło i przespało całe spotkanie.
Kilka dni później sytuacja się powtórzyła, syn od rana płakał i nie byłam w stanie go uspokoić na dłużej niż 15 minut. Przyjechała babcia, dziecko ogarnięte. Przypadek? No nie.. Bo od tego czasu problemy z brzuszkiem mieliśmy coraz częściej i mimo chęci poradzenia sobie we własnym zakresie, koniec końców z odsieczą przyjeżdżała babcia. I to nie dlatego, że mi brakowało cierpliwości, tylko dlatego że szkoda mi było syna, który płakał od rana do popołudnia, bywało że do utraty tchu. A ja wiedziałam, że wystarczy, że w ramiona weźmie go babcia i płacz minie jak ręką odjął.
Jestem już u kresu sił psychicznych. Męża zazwyczaj nie ma w domu, a kiedy jest to w sytuacjach kryzysowych dzielimy się opieką, trochę ja ponoszę syna, trochę mąż i udaje się dziecko wyciszyć. Ja potrafię go uspokoić praktycznie tylko piersią, mąż bujając go w rękach.
Problem zaczyna się kiedy zostaję z synem sama na całą dobę. Za każdym razem obiecuję sobie, że poradzimy sobie sami, że dam radę. No niestety w większości odnoszę porażkę, babcia dojeżdża w trybie pilnym taksówką.
Ja wszystko rozumiem.. Trzeba dać sobie pomóc itd. Ale jak to wytłumaczyć..? Dzisiaj od 8:00 typowo kolkowy płacz, potem już zawodzenie. Wystarczyło, że babcia weszła do pokoju, jeszcze nawet nie wzięła wnuka na ręce, a on był już spokojny...
Przy babci syn śpi, jak tylko babcia wychodzi z domu syn potrafi się obudzić i nie spać do rana. Przypomnę, że syn ma 5 tygodni..
Tych sytuacji było za dużo, żeby je nazwać przypadkiem. Straciłam wiarę w siebie jako matka, mam już dość wszystkiego a na myśl, że mam zostać sama w domu z dzieckiem robi mi się słabo.
Dlaczego moje dziecko mnie nie lubi?
Po ponad dwóch latach starań udało mi się donosić ciążę, w wieku 38 lat urodziłam wyczekanego synka. Obecnie ma 5 tygodni, problem pojawił się jakieś 3 tygodnie temu.
Po wyjściu ze szpitala całkiem nieźle sobie radziliśmy powoli ogarniając nową rzeczywistość. Mimo że szybko zostałam z dzieckiem sama, to byłam w stanie wziąć prysznic, zjeść posiłek, wyjść na spacer. Później zaczęły się problemy z brzuszkiem, nerwy przy karmieniu piersią, problem z usypianiem i odkładaniem do łóżeczka. Zaczęło się robić coraz ciężej, ale mimo wszystko dawaliśmy radę.
Aż do czasu kiedy trafił się dzień odwiedzin babci (była wtedy u nas drugi raz), a syn miał jeden z pierwszych gorszych dni, kiedy popłakiwał i nie chciał zasnąć. Babcia wzięła synka na ręce i dziecko się uspokoiło, wyciszyło i przespało całe spotkanie.
Kilka dni później sytuacja się powtórzyła, syn od rana płakał i nie byłam w stanie go uspokoić na dłużej niż 15 minut. Przyjechała babcia, dziecko ogarnięte. Przypadek? No nie.. Bo od tego czasu problemy z brzuszkiem mieliśmy coraz częściej i mimo chęci poradzenia sobie we własnym zakresie, koniec końców z odsieczą przyjeżdżała babcia. I to nie dlatego, że mi brakowało cierpliwości, tylko dlatego że szkoda mi było syna, który płakał od rana do popołudnia, bywało że do utraty tchu. A ja wiedziałam, że wystarczy, że w ramiona weźmie go babcia i płacz minie jak ręką odjął.
Jestem już u kresu sił psychicznych. Męża zazwyczaj nie ma w domu, a kiedy jest to w sytuacjach kryzysowych dzielimy się opieką, trochę ja ponoszę syna, trochę mąż i udaje się dziecko wyciszyć. Ja potrafię go uspokoić praktycznie tylko piersią, mąż bujając go w rękach.
Problem zaczyna się kiedy zostaję z synem sama na całą dobę. Za każdym razem obiecuję sobie, że poradzimy sobie sami, że dam radę. No niestety w większości odnoszę porażkę, babcia dojeżdża w trybie pilnym taksówką.
Ja wszystko rozumiem.. Trzeba dać sobie pomóc itd. Ale jak to wytłumaczyć..? Dzisiaj od 8:00 typowo kolkowy płacz, potem już zawodzenie. Wystarczyło, że babcia weszła do pokoju, jeszcze nawet nie wzięła wnuka na ręce, a on był już spokojny...
Przy babci syn śpi, jak tylko babcia wychodzi z domu syn potrafi się obudzić i nie spać do rana. Przypomnę, że syn ma 5 tygodni..
Tych sytuacji było za dużo, żeby je nazwać przypadkiem. Straciłam wiarę w siebie jako matka, mam już dość wszystkiego a na myśl, że mam zostać sama w domu z dzieckiem robi mi się słabo.
Dlaczego moje dziecko mnie nie lubi?