reklama
Lola Lolitta
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 25 Czerwiec 2016
- Postów
- 1 153
Didi gratulacje. Dużo przeżyłas, ale na szczęście z serduszkiem ok
Hmmm, u mnie to szlo po calosci, 28 grudnia pojechalam do szpitala zeby mnie zostawili i zebym byla pod opieka lekarzy, miala robione ktg. To byla sroda, w czwartek mialam czeste i regularne skurcze, ale rozwarcia brak. W piatek 30 grudnia byla pierwsza indukcja, trwala 7 godzin, skurcze pisaly sie piekne, co pol minuty juz na koncu, ale nie bylo rozwarcia, w sobote zalozyli mi balonik i zrobilo sie rozwarcie na 4 cm, lecz wysoko przy szyjce. Kolejne dziewczyny przyjezdzaly i rodzily sn a ja i kilka dziewczyn po terminie czekalysmy i czekalysmy. 1 grudnia zrobili druga indukcje, trwala 5 godzin, rowniez byly ladne skurcze, ale rozwarcie bez zmian, wtedy lekarz zaczal cos gadac o cc, co ja sie naplakalam, ze cc, nie chcialam cc...2 stycznia zalozyli balonik i wypelnili podwojnie z nadzieja, ze cos sie ruszy, ale nic sie nie ruszylo, po wyjeciu balonika dali mnie 3 stycznia na ostatnia trzecia indukcje, doszlo do tego, ze bylam tak pokluta, ze nie mieli gdzie wbic z oxy i ona nie chciala spywac i po trzech godzinach lekarz spytal sie czy wyrazam zgode na cc, bylam tak zrezygnowana, tak zaplakana, ze sie zgodzilam, po 19-tej przyszedl anestyzjolog sprawdzic czy beda ciac, pigula przygotowala mnie na cc, dostalam jakies leki, ktore spowodowaly u mnie jakis atak, chcialam wyrwac ta pieprzona kroplowke i uciekac, cewnik ledwo mi wlozyla, bo nogi mi lataly, po 30 minutach wszystko ustapilo, wrocil anestyzjolog i powiedzial co mnie czeka na sali itp. Po 19-tej bylam juz na sali, poczulam sie jak na jakims kosmicznym statku, wszedzie ostre swiatla, jakies pikanie, pelno ludzi-zaznacze mega milych i zyczliwych lekarz trzy razy sie wbijal bo nie mogl, tak bylam spuchnieta. Udalo sie no i kolo 19-20 zaczeli rozcinac brzuch, duzo widzialam w tych lampach na suficie i anestyzjolog mi opowiadal co robia lekarze, ze wychodzi glowka i wtedy uslyszalam pisk malego, zobaczylam na lampach jego pupe i nozki i zaczal plakac, po chwili anestyzjolog mowi no i mamy synka i uslyszalam najpiekniejszy placz, pokazali mi malego, wzieli do wytarcia, plakalam tak, ze masakra, ze szczescia rzecz jasna dali malego do buziaka i zabrali, Tomek juz tam czekal na niego, nagral, porobil zdjecia. Przyszla pediatra, podala wymiary malego, wage a ja odp ojej taki malutki? uslyszalam, ze moj Tomek tam beczy ze wzruszenia hehe...Na porodowke dac mi malego nie mogli poniewaz obok byl porod i baba sie darla niesamowice...Przyszedl do mnie Tomek, pokazal malego na tel, filmiki, fotki, przeslalismy rodzinie, radosc niesamowita polozne sie smialy, ze jak on zaczal beczec to ja razem z nim hehe mowia, ze fajnie, ze juz po, co sie nameczylas to Twoje
W nocy spac nie moglam, wszystko bolalo, ale rano dostalam malego i jaka to radosc byla, ze go widze, ze moge go przytulic i nagle ten bol przestal miec znaczenie, liczyl sie tylko maly sama wstalam rano, lekarka przyszla i mowi ze miala mnie pionizowac a ja juz hop siedze
To moja opowiesc, jest co wspominac
W nocy spac nie moglam, wszystko bolalo, ale rano dostalam malego i jaka to radosc byla, ze go widze, ze moge go przytulic i nagle ten bol przestal miec znaczenie, liczyl sie tylko maly sama wstalam rano, lekarka przyszla i mowi ze miala mnie pionizowac a ja juz hop siedze
To moja opowiesc, jest co wspominac
Ostatnia edycja:
elifit
Moderatorka
Cudowne wspomnienia Lux a ty mega dzielna tyle indukcji przejść! Masz te moc mama [emoji813]
[emoji813] Lili 18.12.2016r [emoji813]
[emoji813] Zuza 08.07.2014 [emoji813]
[emoji813] Aru 28.09.2011 [emoji813]
[emoji813] Lili 18.12.2016r [emoji813]
[emoji813] Zuza 08.07.2014 [emoji813]
[emoji813] Aru 28.09.2011 [emoji813]
najgorsze jest to, ze szpital nie mial tego zelu, o ktorym pisalas, tylko meczyli mnie ta oxy kolezna rodzila kilka dni temu w Poznaniu dostala ten zel i poszlo szybko a tez slabe rozwarcie byloCudowne wspomnienia Lux a ty mega dzielna tyle indukcji przejść! Masz te moc mama [emoji813]
[emoji813] Lili 18.12.2016r [emoji813]
[emoji813] Zuza 08.07.2014 [emoji813]
[emoji813] Aru 28.09.2011 [emoji813]
Grun
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 29 Sierpień 2016
- Postów
- 6 273
@Luxuorius gratulacje!
Miałam takie same emocje ws porodu jak i Ty. Wzbranislam się cc na maxa.. a mąż przyjechał i akcja w wc dała radę ale skończyło się też cc.
Szacun!!
Miałam takie same emocje ws porodu jak i Ty. Wzbranislam się cc na maxa.. a mąż przyjechał i akcja w wc dała radę ale skończyło się też cc.
Szacun!!
Nonkatoja
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 24 Maj 2016
- Postów
- 5 421
@Luxuorius dzielna jesteś. Gratulacje jeszcze raz[emoji4]
Napisane na SM-G928F w aplikacji Forum BabyBoom
Napisane na SM-G928F w aplikacji Forum BabyBoom
natala95
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 4 Luty 2017
- Postów
- 1 785
GratulacjeHmmm, u mnie to szlo po calosci, 28 grudnia pojechalam do szpitala zeby mnie zostawili i zebym byla pod opieka lekarzy, miala robione ktg. To byla sroda, w czwartek mialam czeste i regularne skurcze, ale rozwarcia brak. W piatek 30 grudnia byla pierwsza indukcja, trwala 7 godzin, skurcze pisaly sie piekne, co pol minuty juz na koncu, ale nie bylo rozwarcia, w sobote zalozyli mi balonik i zrobilo sie rozwarcie na 4 cm, lecz wysoko przy szyjce. Kolejne dziewczyny przyjezdzaly i rodzily sn a ja i kilka dziewczyn po terminie czekalysmy i czekalysmy. 1 grudnia zrobili druga indukcje, trwala 5 godzin, rowniez byly ladne skurcze, ale rozwarcie bez zmian, wtedy lekarz zaczal cos gadac o cc, co ja sie naplakalam, ze cc, nie chcialam cc...2 stycznia zalozyli balonik i wypelnili podwojnie z nadzieja, ze cos sie ruszy, ale nic sie nie ruszylo, po wyjeciu balonika dali mnie 3 stycznia na ostatnia trzecia indukcje, doszlo do tego, ze bylam tak pokluta, ze nie mieli gdzie wbic z oxy i ona nie chciala spywac i po trzech godzinach lekarz spytal sie czy wyrazam zgode na cc, bylam tak zrezygnowana, tak zaplakana, ze sie zgodzilam, po 19-tej przyszedl anestyzjolog sprawdzic czy beda ciac, pigula przygotowala mnie na cc, dostalam jakies leki, ktore spowodowaly u mnie jakis atak, chcialam wyrwac ta pieprzona kroplowke i uciekac, cewnik ledwo mi wlozyla, bo nogi mi lataly, po 30 minutach wszystko ustapilo, wrocil anestyzjolog i powiedzial co mnie czeka na sali itp. Po 19-tej bylam juz na sali, poczulam sie jak na jakims kosmicznym statku, wszedzie ostre swiatla, jakies pikanie, pelno ludzi-zaznacze mega milych i zyczliwych lekarz trzy razy sie wbijal bo nie mogl, tak bylam spuchnieta. Udalo sie no i kolo 19-20 zaczeli rozcinac brzuch, duzo widzialam w tych lampach na suficie i anestyzjolog mi opowiadal co robia lekarze, ze wychodzi glowka i wtedy uslyszalam pisk malego, zobaczylam na lampach jego pupe i nozki i zaczal plakac, po chwili anestyzjolog mowi no i mamy synka i uslyszalam najpiekniejszy placz, pokazali mi malego, wzieli do wytarcia, plakalam tak, ze masakra, ze szczescia rzecz jasna dali malego do buziaka i zabrali, Tomek juz tam czekal na niego, nagral, porobil zdjecia. Przyszla pediatra, podala wymiary malego, wage a ja odp ojej taki malutki? uslyszalam, ze moj Tomek tam beczy ze wzruszenia hehe...Na porodowke dac mi malego nie mogli poniewaz obok byl porod i baba sie darla niesamowice...Przyszedl do mnie Tomek, pokazal malego na tel, filmiki, fotki, przeslalismy rodzinie, radosc niesamowita polozne sie smialy, ze jak on zaczal beczec to ja razem z nim hehe mowia, ze fajnie, ze juz po, co sie nameczylas to Twoje
W nocy spac nie moglam, wszystko bolalo, ale rano dostalam malego i jaka to radosc byla, ze go widze, ze moge go przytulic i nagle ten bol przestal miec znaczenie, liczyl sie tylko maly sama wstalam rano, lekarka przyszla i mowi ze miala mnie pionizowac a ja juz hop siedze
To moja opowiesc, jest co wspominac
Napisane na PSP3505DUO w aplikacji Forum BabyBoom
reklama
anio0
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 18 Październik 2015
- Postów
- 3 376
No to i ja się przemogę w końcu...
Jak pewnie pamiętacie, po tygodniu po terminie kazali mi się stawić w szpitalu. 15 grudnia miałam ktg, na którym rysowały się piękne, regularne skurcze, więc zostawili mnie z nadzieją, że niedługo akcja się sama rozkręci. Tego samego dnia przyjęli na moją salę inną kobitkę, która miała już spore rozwarcie i urodziła w ciągu 3h od momentu przyjęcia. Zostałam sama na placu boju, bo panią przenieśli na drugą salę już z synkiem. W piątek z rana kolejne ktg, znowu silne skurcze, pół cm rozwarcia i decyzja o założeniu balonika. Nie minęła godzina, a mi nagle chlusnęło wszystko na podłogę. Położna mnie uspokajała i powiedziała, że możliwe, że to wody... niestety, to tylko pęknięty balonik, którego zawartość zabrudziła pół sali.
Ponieważ rozwarcie się ruszyło, podali mi oxy na próbę. Na ktg skurcze już mniej regularne i zdecydowanie słabsze.
Nadeszła sobota i czas kolejnego badania. Rozwarcie bez zmian, skurcze się wyciszyły, więc... założyli mi drugi balonik (tłumacząc, że poprzedni musiał zostać źle założony). Kiedy po kilkunastu minutach poczułam znajome chluśnięcie, nie miałam wątpliwości, że to nie wody, tylko kolejna próba poszła na marne. Rozwarcie bez zmian, dzieciątko wysoko, położne, które mijałam podczas spacerów na korytarzu dziwiły się, że wciąż chodzę w dwupaku i męczą mnie tymi badaniami i kroplówkami. Popołudniu podano znowu oxy. Skurcze były bolesne (poprzednich nie odczuwałam właściwie wcale, były jedynie widoczne na zapisie), regularne, więc po kroplówce odesłali mnie na salę i kazali odliczać. Skurcze były co 5 minut, co 4, co 3... Podczas badania rozwarcie na 2cm i moja wielka radość, że wreszcie coś się zaczyna dziać.
Na tych 2 cm się skończyło. Zastępca ordynatora zaśmiał się, że do następnego dnia mi urodzi to dziecko i tak przyszła niedziela. Od rana lekarze byli zdeterminowani, by doprowadzić do mojego porodu. Podczas porannego badania... rozwarcie na 4cm! "No to jedziemy", pomyślałam, gdy szłam z badania na salę do męża. Po badaniu trochę krwawiłam i za krwawienie właśnie uznałam pierwsze letnie chluśnięcia, gdy usiadłam na łóżku w sali. Coś mi się jednak nie zgadzało - taka ciągłość tych chluśnięć - i w ten sposób dowiedziałam się, że odchodzą mi wody. Była godzina 13, może 14.00. Wiedziałam już, że nadszedł ten wielki dzień i skoro wody już uciekają, to poród jest bliski. Niestety, rozwarcie się nie powiększało, więc ruszyliśmy z M. na kolejną oxy. Bolało jak diabli, mąż tylko patrzył na aparat i ostrzegał kiedy skurcze się nasilały i co chwila mówił, że padł nowy rekord. Rozwarcie na 5cm - to już jakiś krok do przodu - i w ten sposób poszliśmy z M. na salę z piłkami i drabinkami, gdzie moje kolana chciały uciekać po 4h ćwiczeń. Wody cały czas się sączyły i lekarz zaczynał coś przebąkiwać o cc. Dostaliśmy z Zosią ultimatum - albo do 21.00 zechce sama wyjść, albo wezmą mnie na stół. Do samego końca wierzyłam, że uda mi się rodzić naturalnie, że po tych wszystkich dniach męczarni mój wysiłek zostanie wynagrodzony...
Niestety, ostatnie badanie stwierdziło, że rozwarcie się nie powiększa, Zosia nadal siedzi wysoko, a wód prawie nie ma. O 21.30 zaczęto mnie przygotowywać do cc. Nogi mi się trzęsły, miałam łzy w oczach, ale na moją korzyść działał.. brak czasu na przemyślenia. Gdy weszłam na salę powiedziałam tylko, że baaaardzo proszę, by nikt nie mówił co robią w danym momencie, bo wtedy spanikuję i za siebie nie ręczę. Lekarze wciąż mnie zagadywali, śmiali się i starali się, żebym jak najlepiej zniosła poród. Nawet nie wiem jak to możliwe, że nagle przyłożyli mi płaczącą czarną główkę i powiedzieli, że już po wszystkim. Zdążyłam tylko rzucić okiem na tę czuprynę i zapytać czy to na pewno moje dziecko
Zosia miała bujną czarną czuprynę, choć w naszych rodzinach są sami blondyni. I to na tyle jeśli chodzi o mój poród. Długi, męczący u zakończony cc, przed którą tak się wzbraniałam.
Jak pewnie pamiętacie, po tygodniu po terminie kazali mi się stawić w szpitalu. 15 grudnia miałam ktg, na którym rysowały się piękne, regularne skurcze, więc zostawili mnie z nadzieją, że niedługo akcja się sama rozkręci. Tego samego dnia przyjęli na moją salę inną kobitkę, która miała już spore rozwarcie i urodziła w ciągu 3h od momentu przyjęcia. Zostałam sama na placu boju, bo panią przenieśli na drugą salę już z synkiem. W piątek z rana kolejne ktg, znowu silne skurcze, pół cm rozwarcia i decyzja o założeniu balonika. Nie minęła godzina, a mi nagle chlusnęło wszystko na podłogę. Położna mnie uspokajała i powiedziała, że możliwe, że to wody... niestety, to tylko pęknięty balonik, którego zawartość zabrudziła pół sali.
Ponieważ rozwarcie się ruszyło, podali mi oxy na próbę. Na ktg skurcze już mniej regularne i zdecydowanie słabsze.
Nadeszła sobota i czas kolejnego badania. Rozwarcie bez zmian, skurcze się wyciszyły, więc... założyli mi drugi balonik (tłumacząc, że poprzedni musiał zostać źle założony). Kiedy po kilkunastu minutach poczułam znajome chluśnięcie, nie miałam wątpliwości, że to nie wody, tylko kolejna próba poszła na marne. Rozwarcie bez zmian, dzieciątko wysoko, położne, które mijałam podczas spacerów na korytarzu dziwiły się, że wciąż chodzę w dwupaku i męczą mnie tymi badaniami i kroplówkami. Popołudniu podano znowu oxy. Skurcze były bolesne (poprzednich nie odczuwałam właściwie wcale, były jedynie widoczne na zapisie), regularne, więc po kroplówce odesłali mnie na salę i kazali odliczać. Skurcze były co 5 minut, co 4, co 3... Podczas badania rozwarcie na 2cm i moja wielka radość, że wreszcie coś się zaczyna dziać.
Na tych 2 cm się skończyło. Zastępca ordynatora zaśmiał się, że do następnego dnia mi urodzi to dziecko i tak przyszła niedziela. Od rana lekarze byli zdeterminowani, by doprowadzić do mojego porodu. Podczas porannego badania... rozwarcie na 4cm! "No to jedziemy", pomyślałam, gdy szłam z badania na salę do męża. Po badaniu trochę krwawiłam i za krwawienie właśnie uznałam pierwsze letnie chluśnięcia, gdy usiadłam na łóżku w sali. Coś mi się jednak nie zgadzało - taka ciągłość tych chluśnięć - i w ten sposób dowiedziałam się, że odchodzą mi wody. Była godzina 13, może 14.00. Wiedziałam już, że nadszedł ten wielki dzień i skoro wody już uciekają, to poród jest bliski. Niestety, rozwarcie się nie powiększało, więc ruszyliśmy z M. na kolejną oxy. Bolało jak diabli, mąż tylko patrzył na aparat i ostrzegał kiedy skurcze się nasilały i co chwila mówił, że padł nowy rekord. Rozwarcie na 5cm - to już jakiś krok do przodu - i w ten sposób poszliśmy z M. na salę z piłkami i drabinkami, gdzie moje kolana chciały uciekać po 4h ćwiczeń. Wody cały czas się sączyły i lekarz zaczynał coś przebąkiwać o cc. Dostaliśmy z Zosią ultimatum - albo do 21.00 zechce sama wyjść, albo wezmą mnie na stół. Do samego końca wierzyłam, że uda mi się rodzić naturalnie, że po tych wszystkich dniach męczarni mój wysiłek zostanie wynagrodzony...
Niestety, ostatnie badanie stwierdziło, że rozwarcie się nie powiększa, Zosia nadal siedzi wysoko, a wód prawie nie ma. O 21.30 zaczęto mnie przygotowywać do cc. Nogi mi się trzęsły, miałam łzy w oczach, ale na moją korzyść działał.. brak czasu na przemyślenia. Gdy weszłam na salę powiedziałam tylko, że baaaardzo proszę, by nikt nie mówił co robią w danym momencie, bo wtedy spanikuję i za siebie nie ręczę. Lekarze wciąż mnie zagadywali, śmiali się i starali się, żebym jak najlepiej zniosła poród. Nawet nie wiem jak to możliwe, że nagle przyłożyli mi płaczącą czarną główkę i powiedzieli, że już po wszystkim. Zdążyłam tylko rzucić okiem na tę czuprynę i zapytać czy to na pewno moje dziecko
Zosia miała bujną czarną czuprynę, choć w naszych rodzinach są sami blondyni. I to na tyle jeśli chodzi o mój poród. Długi, męczący u zakończony cc, przed którą tak się wzbraniałam.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 19
- Wyświetleń
- 2 tys
N
Podziel się: