gufi
Październikowa Mama'06 Fan(ka)
No to zakładam nowy watek o porodach :-) a u mnie bylo to tak ...
pisalam Wam w czwartek 21/09, ze lekarz mowil, ze porod juz blisko. wieczorem czulam skurcze, ale nie za regularnie. dopiero gdzies tak ok. polnocy zaczely sie robic regularne - tak co 10 min. ale byly malo bolesne, wiec bylam spokojna. dopakowalismy torbe, wykapalismy sie, zrobilismy kanapki itd. skurcze byly coraz czestsze, ale nadal nie bardzo bolesne. czulam je tak: najpierw mocny skurcz w dole brzucha jak przy miesiacze z lekkim parciem, potem promieniowal w gore brzucha. ok godz 3 w nocy zdecydowalismy, ze jadziemy do szpitala przy skurczach tak co 3-5 min.
3.15 jestesmy w szpitalu. 4.00 jestem przyjeta na porodowke przy rowarciu ok. 2 cm. polozna powiedzila, ze jeszcze to potrwa zanim akcja sie rozkreci, ze dopoki mam lekkie bole, to bede lezec sobie pod ktg, wiec maz moze spokojnie do domu jechac. zdecydowalismy, ze pojedzie i sie wyspi, a ja jakby co bede dzwonic.
4 - 5.30 lezalam pod ktg i troche sie nudzilam, bo nie mialam zadnej gazety do czytania ;-) skurcze byly tak 50-70 na tej skali, ale nadal bolalo srednio. po 5.30 mialam lewatywe, potem wzielam sobie prysznic. 0 6.30 polozna mnie zbadala - bylo ju 4 cm rozwarcia. podlaczyla mnie znowu pod ktg, bo byla zmiana dyzuru. gdzies ok 7 zadzwonilam do meza, zeby przyjechal, bo mi samej nudno.
po 7 przyszla nowa polozna - p. Kamila. super kobitka - mysle, ze to dzieki niej tak milo wspominam tem porod! zbadala i powiedziala, ze szyjka jest troche twarda i napierajaca glowka slabo ja rozwiera i ze poda srodek rozkurczajacy.
ok. 8 zaczely saczyc mi sie wody. polozna wtedy mi troche "pomogla" badaniem, ktore do przyjemnych nie nalezalo wogole chyba te badania sa najgorsze. po odejsciu wod skurcze zaczely sie nasilac wyraznie. przyjechal maz i przyszedl moj pan doktor zobaczyc, jak mi idzie. zyczyl powodzenia i kazal sluchac poloznej :-)
kolejne badanie, kolejna porcja leku rozkurczajacego. przy rozwarciu 6 cm poszlam sobie poskakac na pilce - bardzo polecam ta pilke, bo to super sprawa i bardzo latwo zniesc nawet silne skurcze. maz mnie podtrzymywal z tylu, masowal plecy i kark, a przy skurczu miazdzylam mu reke :-)
troche stracilam kontrole nad czasem i nie wiem, ile tak sobie skakalam. w kazdym razie jak zeszlam na badanie, to mialam juz pelne rozwarcie. niestety glowka byla nadal zbyt wysoko i podano mi oksytocyne na wywolanie kilku sliniejszych skurczy. i wtedy przyszedl najgorszy moment, bo zaczely sie skurcze parte, a je nie moglam przec, bo glowka byla za wysoko! musialam przetrzymac 2 skurcze, potem troche poparlam, potem znowu 1 skurcz przetrzymac. i potem na fotel porodowy - na fotelu znowu 2 skurcze przetrzymac i w koncu glowka byla niziutko i moglam zaczac przec. prze sie "jak na kupe" - tak mowi polozna :-). faza parcia trwala 20 min i po 3-4 skurczach glowka byla juz na zewnatrz!!!!!!!! wyjeli malutka, polozyli mi na brzuszku i poczulam sie super szczesliwa. no nie mozna opisac tego uczucia - sama zobaczycie.
potem zabrali mala na badania i maz poszedl z nia, a ja rodzilam lozysko i mnie zeszyli. juz wtedy czulam tylko szczesie, a o calym bolu zapomnialam natychmiast ;-) a jak po szyciu maz przyszedl i pokazal mi zdjecia malutkiej i film zaraz po porodzie, to sie poplakalam
no i to by bylo na tyle. mowie wam: NIE MA CO SIE BAC!!!
pisalam Wam w czwartek 21/09, ze lekarz mowil, ze porod juz blisko. wieczorem czulam skurcze, ale nie za regularnie. dopiero gdzies tak ok. polnocy zaczely sie robic regularne - tak co 10 min. ale byly malo bolesne, wiec bylam spokojna. dopakowalismy torbe, wykapalismy sie, zrobilismy kanapki itd. skurcze byly coraz czestsze, ale nadal nie bardzo bolesne. czulam je tak: najpierw mocny skurcz w dole brzucha jak przy miesiacze z lekkim parciem, potem promieniowal w gore brzucha. ok godz 3 w nocy zdecydowalismy, ze jadziemy do szpitala przy skurczach tak co 3-5 min.
3.15 jestesmy w szpitalu. 4.00 jestem przyjeta na porodowke przy rowarciu ok. 2 cm. polozna powiedzila, ze jeszcze to potrwa zanim akcja sie rozkreci, ze dopoki mam lekkie bole, to bede lezec sobie pod ktg, wiec maz moze spokojnie do domu jechac. zdecydowalismy, ze pojedzie i sie wyspi, a ja jakby co bede dzwonic.
4 - 5.30 lezalam pod ktg i troche sie nudzilam, bo nie mialam zadnej gazety do czytania ;-) skurcze byly tak 50-70 na tej skali, ale nadal bolalo srednio. po 5.30 mialam lewatywe, potem wzielam sobie prysznic. 0 6.30 polozna mnie zbadala - bylo ju 4 cm rozwarcia. podlaczyla mnie znowu pod ktg, bo byla zmiana dyzuru. gdzies ok 7 zadzwonilam do meza, zeby przyjechal, bo mi samej nudno.
po 7 przyszla nowa polozna - p. Kamila. super kobitka - mysle, ze to dzieki niej tak milo wspominam tem porod! zbadala i powiedziala, ze szyjka jest troche twarda i napierajaca glowka slabo ja rozwiera i ze poda srodek rozkurczajacy.
ok. 8 zaczely saczyc mi sie wody. polozna wtedy mi troche "pomogla" badaniem, ktore do przyjemnych nie nalezalo wogole chyba te badania sa najgorsze. po odejsciu wod skurcze zaczely sie nasilac wyraznie. przyjechal maz i przyszedl moj pan doktor zobaczyc, jak mi idzie. zyczyl powodzenia i kazal sluchac poloznej :-)
kolejne badanie, kolejna porcja leku rozkurczajacego. przy rozwarciu 6 cm poszlam sobie poskakac na pilce - bardzo polecam ta pilke, bo to super sprawa i bardzo latwo zniesc nawet silne skurcze. maz mnie podtrzymywal z tylu, masowal plecy i kark, a przy skurczu miazdzylam mu reke :-)
troche stracilam kontrole nad czasem i nie wiem, ile tak sobie skakalam. w kazdym razie jak zeszlam na badanie, to mialam juz pelne rozwarcie. niestety glowka byla nadal zbyt wysoko i podano mi oksytocyne na wywolanie kilku sliniejszych skurczy. i wtedy przyszedl najgorszy moment, bo zaczely sie skurcze parte, a je nie moglam przec, bo glowka byla za wysoko! musialam przetrzymac 2 skurcze, potem troche poparlam, potem znowu 1 skurcz przetrzymac. i potem na fotel porodowy - na fotelu znowu 2 skurcze przetrzymac i w koncu glowka byla niziutko i moglam zaczac przec. prze sie "jak na kupe" - tak mowi polozna :-). faza parcia trwala 20 min i po 3-4 skurczach glowka byla juz na zewnatrz!!!!!!!! wyjeli malutka, polozyli mi na brzuszku i poczulam sie super szczesliwa. no nie mozna opisac tego uczucia - sama zobaczycie.
potem zabrali mala na badania i maz poszedl z nia, a ja rodzilam lozysko i mnie zeszyli. juz wtedy czulam tylko szczesie, a o calym bolu zapomnialam natychmiast ;-) a jak po szyciu maz przyszedl i pokazal mi zdjecia malutkiej i film zaraz po porodzie, to sie poplakalam
no i to by bylo na tyle. mowie wam: NIE MA CO SIE BAC!!!