Mam podobne odczucie na wszelakie święta itp. Zawsze są oczekiwania w naszą stronę na dobrą nowinę, której nie przynosimy i czuję, że zawodzę całą rodzinę, bo jesteśmy jedyną szansą na przedłużenie rodu ;p I co spotkanie świąteczne to smutniejsze, babcie 85+, rodzice (moi) 60+, męża 70+, mój brat 35 + (brak dzieci) i my 30+ i tak wszyscy już nadwyraz dojrzali siadamy do stołu ze smutkiem, ze świadomością, że ród się kończy ;D
Chociaż już wyhodowałam w sobie przestrzeń na akceptacje stanu rzeczy, bo co więcej można zrobić?
No i terapeutka mnie ostatnio zapytała, dlaczego chce mieć te dzieci? Bo presja? Oczekiwania? PROJEKT? Z rozsądku, że lata lecą? Zawsze to było moim marzeniem mieć rodzinę i trójkę dzieci, ale właśnie dlaczego?