Ja wiem, że wystarczą
Po prostu zastanawia mnie to, że tyle dziewczyn ma tak często wizyty. Gratuluję pęcherzyka
Który to tc? Za tydzień chyba i tak jeszcze nie za wiele będzie widać? Twój lekarz nie kieruje do kogoś innego w czasie urlopu? Mojej też za miesiąc nie ma, więc idę do jej koleżanki.
Najczęściej są to dziewczyny, które poszły na pierwszą wizytę wcześnie i nie było serduszka - wtedy lekarz każe wrócić za tydzień/dwa by było już serduszko, mógł założyć kartę ciąży itd.
Chciałabym zacząć temat trochę z innej beczki. Czy wasze siostrzenice/bratanice albo siostrzeńcy/bratankowie mówią do Was per ciociu czy po imieniu?
Ja mam 28 lat a mój mąż 31. Nasze rodzeństwo ma już dzieci w wieku 7-2 lata i zwracają się do nas po imieniu.
Gdyby różnica wieku nie była duża to nie zwróciłam na to uwagi, nie poprawiałam dzieci też często bo były za małe, żeby wymagać od nich zwrotów grzecznościowych. I choć wszystkie dzieci były uczone, że to jest ciocia a to wujek to żadne się tak do nas nie zwraca. (Od razu zaznaczę, że mamy z tymi dzieciakami dobry kontakt.)
I teraz, kiedy będziemy mieli swoje dziecko, niewiele młodsze od dzieci naszego rodzeństwa to nie wyobrażam sobie, żeby podczas zabawy moje dziecko mówiło do mnie mamo a drugie w tym samym wieku lub troszkę starsze - po imieniu.
Może jestem staroświecka, ale każdy ma swoje preferencje. Jedni nie mogą dopuścić do siebie zwracania się per ciociu wujku, a drudzy (w tym ja) chcą żeby jednak jakaś ta granica była. Ja mam ciocie o 17 lat starsza i mimo, że jeszcze niedawno miała 30 parę lat a ja już byłam po 20 to zawsze mówiłam do niej ciocia i każdemu ten układ pasował.
I teraz nie wiem, czy powiedzieć to rodzeństwu wprost? Wyjdę na jakiegoś bufona. Mogę poprawiać dzieci, ale rodzice to usłyszą i sytuacja taka sama... Jakie macie zdanie na ten temat Wy i jakie doświadczenia? Wolicie jak dziecko o 20-25 lat młodsze mówi do Was po imieniu czy też wolalybyscie zachować tu pewien dystans?
Powiem tak: to co bym wolała lub nie, nie ma tu znaczenia, bo to nie są moje dzieci. Niefajnie jest się wpychać komuś w wychowywanie dzieci, bo to jest jego sprawa. To tak, jakbyś im zwracała uwagę, że ich dziecko ogląda za dużo bajek albo je za dużo czekolady - to nie Twoja sprawa i taka jest prawda. Możesz albo to zaakceptować albo się z nimi nie spotykać i nie będzie problemu.
Takie jest moje zdanie. To nie są Twoje dzieci i nie Ty jesteś od ich wychowywania... Skoro rodzice pozwalają im mówić po imieniu, wypadałoby to moim zdaniem zaakceptować.
Ja w rodzinie mam ciocię, która swoje córki od małego uczyła, by do rodziców nie mówiły mamo i tato tylko normalnie po imieniu. I ok, może to było dziwne, gdy miały po 8 czy 13 lat, ale teraz jak mają po 30, nie wygląda to wcale dziwnie.
Mam 30 lat. W rodzinie mam zarówno dzieci, które mówią do mnie per ciociu, jak i takie, które są nauczone i mówią do mnie po umieniu, najczęściej w formie zdrobniałej np. Blania, ale czasem normalnie Blanka. Np. mój chrześniak ma 9 lat, mówi do mnie Blania i jednocześnie jak spędzamy czas razem, moja córka 5 i pół roku mówi w tym samym momencie do mnie "mamo". I ja nie mam z tym problemu, bo czemu miałabym mieć. Nie musi mnie siostrzeniec tytułować, nie jestem ani jego matką, ani przełożoną. Jego mama zawsze mówiła do mnie Blania i on po prostu nauczył się tak samo. Nie mam z tym żadnego problemu. Gdyby zaczął mówić teraz nagle do mnie ciociu, to chyba by mnie to wzdrygało, bo byłoby to tak nienaturalne.
Z drugiej strony mam siostrzeńców i siostrzenice, które mówią do mnie per "ciocia" i od zawsze tak mówili i to też jest naturalne.
Ale tak jak napisałam wcześniej - dla mnie to kwestia niewpychanie się komuś w wychowanie jego dzieci. Ja osobiście NIENAWIDZĘ, jak ktoś mi się wpycha w wychowanie albo chce mnie raczyć dobrymi radami.
Jeśli komuś nie pasuje jaka jestem albo jak wychowuję moje dziecko - może ze mną kontaktu nie utrzymywać.
A i oczywiście mam nadzieję, ze nie poczujesz się tym urażona - takie ja po prostu mam podejście.