No to opiszę jak to się u mnie podziało. Jak wiecie miałam się zgłosić do szpitala tydzień po terminie 25.03 w czwartek gdyby się nic samo nie zaczęło. Tak więc w środę stresik już był, spakowałam się całkowicie i poszliśmy spać, bo na 8 miałam zamiar przyjechać do szpitala. Ale o 3 w nocy zaczęły mi się skurcze, na początku takie nieregularne, ale potem już były co 8-9-10 minut, trwały 40-60 sekund i były dość bolesne, że nie dałam rady leżeć, musiałam wstawać na skurcz, a jak minął kładłam się z powrotem do łóżka. O 4 poszłam wziąć prysznic a o 6 postanowiłam już się zacząć zbierać bo skurcze były co 3 minuty ale trwały tylko 20 sekund i były mniej intensywne. Zjadłam tylko pół bułki i o 7:30 byliśmy juz na izbie. Położna zbadała mnie i podłączyła pod ktg, było 4 cm rozwarcia ale skurcze mniej intensywne, ale i tak bolały
Po badaniu dali mnie do swojej sali porodowej, gdzie było łóżko, piłki, drabinki, własna łazienka itp. I zrobili mi wymaz na covid. Dwa razy badali mi rozwarcie, tak bolesne badanie, że masakra, zamiast powoli to robić, to wkładały te palce z impetem, że nie umiałam się rozluźnić a one nie umiały mnie zbadać bo tak byłam spięta... Po badaniu zaczęłam mocno krwawić i ciągle ze mnie ciekło... Skurcze i rozwarcie rozkręcały się powoli, dlatego zrobiły mi lewatywę, po lewatywie skurcze stały się ciut mocniejsze. Po godzinie czy dwóch dostałam zastrzyk na wywołanie skurczy, podziałało, bo były już mocniejsze, ale rozwarcie tylko 7 cm. Jak wynik covid wyszedł negatywny to zadzwoniłam po narzeczonego by przyjechał i poszłam na pół godz pod prysznic. Później skakałam na piłce, mój mi robił masaż krzyża pomimo, że miałam tylko bóle podbrzusza. Rozwarcie nie postępowało, więc podali mi oksytocyne, ale moglam sobie stać i opierać się o łóżko. Po oksy już skurcze były naprawdę tak bolesne, że dość głośno sobie stekalam, aż poczułam, że już zaczynają się powoli parte. Położna mnie zbadała i było tylko 8 cm rozwarcia a ja już miałam takie bóle i ciśnienie na parte, że masakra. I wtedy ona na skurczu włożyła mi rękę i zaczęła palcami rozwierać tą szyjkę, aby było pełne rozwarcie. Mówię Wam, to był taki ból, że myślałam, że tam zejdę... Generalnie mówiłam co myślę, że boli mocno itp.
No i zaczęły się parte. Powiem tak, poród był dla mnie bardzo ciężki i traumatyczny. Parte tak bolały, że miałam lęk przed partymi. Położne mówiły, że mam wziąć głęboki oddech i przeć ale nie wypuszczać powietrza, a ja ciągle wypuszczałam drąc się w niebo głosy, co nie dawało żadnego efektu... W trakcie przyszło więcej osób i generalnie aż 5 osób było przy mnie w trakcie porodu, dwie polozne, doktor, lekarka dziecięca i jakaś jeszcze babeczka. Po dłuższym bezskutecznym parciu doktor powiedział, że musi mi pomóc wypchać małą i na skurczu gdy ja pchałam on rękami naciskał mi na brzuch i kład się cały ciałem na mnie gdzie ja nie mogłam w tym momencie oddychać, ból nieziemski... Płakałam tam z bólu, nie miałam już siły bo w nocy spałam tylko 1,5 h i zjadłam rano tylko pół bułki. W pewnym momencie mówiłam im już, że staram się ale chyba nie dam rady i czy można jeszcze cesarkę zrobić, na co doktor powiedział, że już za późno bo dziecko jest w kanale rodnym i jedyny sposób, który jest najgorszy to próżnociąg. A ja wiedziałam co to jest i absolutnie chciałam tego uniknąć, więc wiedziałam, że muszę się zmobilizować by małą urodzić. No i parlam, ale skurcze też nie były na tyle silne, żebym mogła na jednym skurczy przeć 2-3 razy, tylko raz i było koniec. Więc zostałam nacięta ( na skurczu), ale ból nacięcia był masakrycznie bolesny, jakby na żywca mnie ktoś wziął i zaczął ciąć
Co chwilę mierzyli tętno dziecka. Aż w pewnym momencie gdy przyłożyli aparat do brzucha i nie było słychać tętna, doktor tylko popatrzył na położną i powiedział " robimy bo inaczej się nie da" ( wiedzieli, że nie dam rady urodzić samodzielnie więc musieli zacząć działać) i wzięli mnie za stopy, wyprostowali nogi i mocno przycisnęli do brzucha a ja wiedziałam, że w tym momencie muszę już mocno przeć i tak też zrobiłam, następnie znów wyprostowali mi nogi i znów przycisnęli mocno do brzucha i wtedy mała wyskoczyła a ból odszedł całkowicie. Dużo zawdzięczam doktorowi i położnym, bo gdyby nie oni to nie wiadomo jakby się to skończyło
Poród wyobrażałam sobie całkowicie inaczej, byłam bardzo pozytywnie nastawiona i wyobrażałam sobie błękitny poród, ale rzeczywistość była inna i na dzień dzisiejszy nie chciałabym już rodzić naturalnie..