Po Twoim wpisie chyba muszę zmienić nastawienie do mojego narzeczonego... Chyba za dużo bym chciała od niego jeśli chodzi o relacje z Nelą, a raczej porównuje go do siebie, gdzie ja jestem bardzo zaangażowana w macierzyństwo, poświęcam Neli tyle uwagi ile potrzebuje, za wszystko chwalę, podziwiam wszystko razem z nią, nie potrafię nie odzywać się do niej gdy ona coś do mnie mówi po raz setny, zawsze odpowiem
I gdy widzę, że N nie jest taki sam jak ja ( bo przecież musi być
) to już mi to przeszkadza i mu zwracam uwagę typu " ale odezwij się do niej jak coś mówi do Ciebie", " idź z nią na okno na parapet skoro marudzi i pokaz jej jak autka jeżdżą, ptaszki fruwają, ona to lubi" itp itd... I mimo, że jest naprawdę super tatą , bawi się z nią na macie, głupieją razem, bawią się w gonianego, wiem że nas kocha mocno to ja i tak się czegoś uczepię... I wiem, że źle robię, bo nie powinnam mu narzucać swoich zachowań, emocji i tego jak ma spędzać czas z córką. Ale tak bardzo chce dla Neli jak najlepiej, że chce też by się N nią jak najlepiej zajmował i potem tak się dzieje, że się non stop kłócimy
Tak wiem wiem, powiecie, że zołza ze mnie
Nie jeden facet by ze mną nie wytrzymał
Ale ostatnio jestem nie do zniesienia, zapominam brać tabletki na tarczyce i mam tak rozregulowane hormony, że kosmos.