Szpital powiedzmy delikatnie taki sobie.
Zdecydowałam się tam rodzić drugi raz po 11 latach, bo było blisko, poza tym bardzo dobra opieka noworodkowa no i w teorii miało się podobno dużo poprawić. Nie poprawiło się, a pani położna wklejała głodne kawałki o grubych babach (no duża jestem, od lat mam z tym problem) a jak się cała trzęsłam przy abrazji na żywca, płakałam i nie mogłam się uspokoić to kazała mi nie przesadzać. Teraz już tego oddziału nie ma, przeniesiony 15 km dalej i teraz mimo nowiutkiego oddziału jest jeszcze gorzej. Moja lekarka tam pracowała, zwolniła się razem z całym tłumem lekarzy i pielęgniarek, ze starej ekipy zostały te najgorsze i te, które nie miały wyjścia. Mimo, że mam tam 8 km, to jadę do szpitala 70km ode mnie. I tak na oddział będą brać mnie wcześniej, poród rodzinny nie wchodzi (choć w tym szpitalu są), raz, że mój maż niechętny, dwa, nie byłoby komu z małą zostać, a przy pandemii i tak odwiedzin nie ma.