Witam wszystkich. Poniżej opisuję mój kontakt ze służbą "zdrowia" w Irlandii. Wiem, że tu same mamy, ale ja na waszą strone trafiłam szukając informacji o ciąży więc może komuś się to przyda.
'Daleko od noszy'
Mieszkam w Limerick od 8 miesięcy. Niedawno okazało się, że jestem w ciąży (zrobiłam test). Więc udałam się do lekarza GP (podam nazwisko ku przestrodze) dr Aonghus Mc Gann przy Ennis road. Pan doktor spytał tylko czy się dobrze czuję i wypisał skierowanie do szpitala. Nie sprawdził czy rzeczywiście jestem w ciązy, nie wykonał badań, nie zważył mnie, zero. Skasował 50 euro, chociaz nie powinien. U GP byłam 23 marca, termin wizyty w szpitalu wyznaczono na 25 kwietnia. Miesiąc czekania i stresu czy wszystko z moim dzieckiem jest OK? Na szczęście w mojej okolicy pojawiła się polska lekarka do której się udałam. Zrobiono mi podstawowe badania krwi, moczu, ważenie, ciśnienie itp. wszystko było w porządku, więc uspokojona czekałam na wizytę w szpitalu. W szpitalu wypełniłam ankietę, dostałam buteleczkę na mocz, skierowanie na badania krwi i na USG. W pierwszej kolejności było USG, na którym to wyszło, że płód jest martwy. Zaprowadzono mnie do osobnego pokoju na spotkanie z 'moim' lekarzem i psychologiem. Byłam w lekkim szoku, ale bez chisterii i płaczu. Pan doktor nie był w stanie określić kiedy płód obumarł. Tego samego dnia bez badań zostałam wypuszczona do domu. To była środa, kazano mi przyjść w poniedziałek. Więc znowu kilka dni nerwów, że chodzę z martwym płodem (w sumie niewiadomo jak długo). Czułam się dobrze. W czwartek poszłam do pracy, było już gorzej. Tego samego dnia zadzwonił do mnie pan doktor przełożyć wizytę na środę, bo coś mu wypadło. W piątek rano poszłam do polskiej pani doktor, ale jej nie było. Przyjęła mnie Irlandka. Zbadała mocz (stwierdziła krew w moczu), dała zwolnienie z pracy i puściła do domu. W niedzielę rano zaczęły się bóle, dostałam silnego krwotoku. Generalnie jestem odporna na ból, nie łykam tabletek i nie wpadam w panikę, ale to był potworny ból, którego nie zyczę nikomu. Mój chłopak z sąsiadem zawieźli mnie do szpitala na progu którego straciłam przytomność. Odzyskałam ją na sali przedoperacyjnej. Jeszcze przed podaniem leków dostałam jakiegoś 'paraliżu', wykręciło mi palce u rąk i nóg cała zdretwiałam i nie mogłam mówić. Ból nawet na chwilę nie ustąpił. Lekarz zrobił badanie ginekologiczne, co dostarczyło mi jeszcze większych atrakcji bólowych. Ulgi doznałam dopiero na sali operacyjnej kiedy mnie uśpiono. Po paru godzinch obudziłm sie na sali chorych. Przyszła pielęgniarka, zbadała cisnienie, kazała zjeść tosta i wypić herbatę. I skorzystać z toalety. No i oczywiście zostałam wypuszczona do domu. Na moją prośbę wypisano mi tydzień zwolnienia z pracy. Lekarz sie niepofatygował. Więc nie znam przyczyny ani czasu poronienia. Za sześć tygodni mam się zgłosić do mojego lekarza GP. Wiem, że się rozpisałam ale było to konieczne. Poronienia się zdarzają, ale uważam że badanie USG powinno być przeprowadzone przy pierwszej wizycie u lekarza, może można by było coś zradzić, to raz. A dwa uważam,że mogłam uniknąć wielu cierpień gdyby lekarz w szpitalu od razu po stwierdzeniu poronienia przeprowadził badania i zabieg czyszczenia. Zastanawiam się czy mogę coś z tym zrobić? Nie chciałabym tak tej sprawy zostawiać, choćby po to żeby oszczędzić takich cierpień innym kobietom. Nastepna ciąża w Polsce. Zycze innym szczęścia.