Po pierwszym porodzie też nie pamiętam, by macica bolała jakkolwiek.
Nawet przy karmieniu.
Kurczę, nawet krocze nie bolało, a byłam nacięta - teraz położna straszy, że ból krocza jest spory i nie wiem, jak się ustosunkować.
Bolały cycki.
Jak zrobiły się kwadratowymi baniakami pełnymi mleka i najpierw były one, a daleko za nimi: ja.
Z tym, że też nie od razu po porodzie.
Za to skurcze bolały pieruńsko.
Krzyżowe.
Skurcze na toalecie (już na porodówce, pod koniec, ciągle jeszcze też po lewatywie).
Bolało spojenie łonowe - pamiętam, że myślałam, że mnie rozerwie.
Ale rodziłam prawie dwie doby i najgorsze były ze 4 ostatnie godziny. Nawet żyć już nie miałam siły.
Parte - spoko.
Trzy parcia i Młody poza bazą.
Podczas drugiego utknął pomiędzy światami i musiałam go wyciskać na zawołanie. Wyturlał się nieco siny i podduszony, to gwizdnęli mu jeden punkt za kolor skóry.