Jeśli tak, to
@Brownie1992 podrzuć szybciej, najlepiej już dziś, żebym zdążyła napisać tę powieść o mamusi
to opisuj
Ja w sumie mogę zacząć
ja mam całkiem spoko teściowa, ale mąż jest 8 lat ode mnie starszy i teściowie to generalnie tak bliżej pokolenia moich dziadków niż rodziców. Ona bardzo się stara nie wyrażać szoku, ale czasami widać po minie, że nie ogarnia. Generalnie zostałam zaakceptowana i czuje się u niej dobrze, ale wiem, że mogę nie być idealną partia dla jej syna, ale chyba i tak się wszyscy cieszą, że sobie w końcu żonę znalazł, że nie marudzą
przełyka więc z widocznie ciężkim sercem, że nie gotuję jej synowi, w domu jest bałagan, a na ogrodzie łąka zamiast trawnika. Trudno jej było pogodzić się z przyjęciem ślubnym na 25 osób, bez zapraszania rodziny i chrzestnego mojego męża, była w ciężkim szoku jak jej powiedziałam, że swojego ojca nie zaprosiłam i mocno zdezorientowana, jak moja siostra przyszła z "koleżanką"
Miałyśmy jedno spięcie w sumie, ale zapamiętam je do końca życia, bo odbyło się... na 3 minuty przed ślubem.
Stalismy pod salą ślubów czekając aż nas zawołają, ja zestresowana, że się opóźni, bo spieszyliśmy się na tramwaj, teściowa podchodzi, pytamy gdzie jest teść i słyszymy, że poszedł zanieść jedzenie siostry męża do bagażnika. Ja na to wtf, jakie jedzenie. I się okazało, że oni dla tej siostry (nie dziecko, starsza siostra mojego męża) mają prowiant na nasze wesele. To ja jej tłumaczę, że nie można wnieść swojego jedzenia na wesele, że im wielokrotnie tłumaczyliśmy, że na wszystko musimy mieć paragony, że na tort musieliśmy mieć paragon, na alkohol musieliśmy mieć paragon, że przecież wielokrotnie im to mówiliśmy jak teść proponował, że zrobi nalewkę. Że sala tego wymaga z uwagi na sanepid. Ona na to, że przecież to zdrowe (wtf). I znów jej tłumaczę, że to nie my, to sanepid! Że było kilka tygodni na to, żeby zgłosić nam taką potrzebę, to byśmy porozmawiali z salą wcześniej, a nie dowiaduje się tego na 3 minuty przed ślubem. Ona znowu, że to zdrowe i z pewnego źródła. To ja znowu, że sanepid, że tyle razy powtarzaliśmy o tych paragonach, że było tyle czasu żeby nam powiedzieć! I wtedy wkroczyła świadkowa, która zobaczyła z daleka, że mi się już wrotki odpinają, podbiegła, powiedziała, że cokolwiek omawiamy, omówimy to później, złapała mnie i porwała mnie od tesciowej