Byłam w sobotę z mamą w Radomiu. Tam jest pare naszych rodzinnych grobów. Odwiedziłyśmy moich pradziadków, mojego dziadka (jego nie znałam) i babcię. Przy grobie babci mi się tak chcialo płakać :-( umarła rok temu w Dzień Matki. Ciągle w jakis sposób mi jej brak, już żal jest mniejszy, ale przy grobie, przy zniczach, tak się smutno zrobiło. No i troszkę mi się zalzawiły oczy przy grobie wujka, taki starszy stryjeczny brat mojej mamy, był prawie w wieku mojej babci, więc trochę "robił" za mojego dziadka. W niedzielę poszłysmy w Warszawie na Brudno, do przejścia cały cmentarz, bo z 7 grobów do odwiedzenia, tu mam m.in. dziadka i babcię, chrzestnego, pradziadków i prapradziadka. Bardzo się umęczylam tym chodzeniem, mama jak dla za szybko chodzila. Ale poza tym to dobre dni były, jakos dla mnie wazne jest odwiedzanie grobów, taki emocjonalny kontakt z przodkami, spotkanie ze swoimi korzeniami. Może zda się to Wam dziwne, ale ja swoim dziadkom, pradziadkom, prapradziadkowi przedstawialam w myślach swojego synka i ich synkowi. Kiedys starałam się dowiedzieć jak najwięcej o przodkach, chciałabym też, żeby dzieci były swiadome skąd i od kogo pochodzą. To daje takie ugruntowanie się, zakorzenienie w rzeczywistości. A wczoraj spotkanko z
mamą2006 i Kubusiem :-)
Odpiszę Wam trochę zbiorowo
Dla mnie alkohol to straszna rzecz. Aczkolwiek toleruję picie, ale kurde w ramach rozsądku, a nie uwalic sie na umór. W mojej bliziutkiej rodzinie (mama, tata, siostra) prawie się nie piło. Ale.. brat ojca (mój chrzestny) zapił się rok temu na śmierć, taka diagnoza lekarza posmierci. Mój wujek (ten przyszywany dziadek) zrobil to samo, pod koniec swojego życia zaczął bardzo pić, żle się to dla niego skończyło, a wcześniej był takim dobrym czlowiekiem. Brat rodzony mamy pije, strasznie się zdegenerował, niestety wygląda na to, że też sie zapije :-(
Ja mam uraz na punkcie ilości wypijanych %, nie lubie jak ktoś mnie namawia na picie, bo jeśli mam ochotę to sama poproszę lub się sama napiję, ale tak jest, że czasem ludzie dziwnie podchodza do tych nie pijących jak do odmienców. Nie uwazam, że dobrze się bawić mozna tylko po wypiciu. Czasem w domku napije się czegoś dla przyjemności smakowania, a nie dla sponiewierania się lub ubawienia, wolę bawić się przy książce, pogawędce lub przy komputerze. Bardzo lubię grzane winko, szczególnie jak robilismy sobie z takiego domowego porzeczkowego wina, niebo w gębie
Chodzimy też z Moim na degutacje win, próbujemy rzeczy oryginalnych. Powiem Wam, że po takich naukach smak się zmienia, może nie umiem rozpoznawać win ;-) ale już takie wino z supermarketu mi już nie smakuje tak naprawdę. A ceny sa różne
czasem w sklepie w winami uda się trafic na okazję i cos dobrego, smacznego kupic taniej, a wolę wypic kieliszek smaczego wina niż butle taniego. Z Wiednia przywiozlam sobie bajeczny likier czekoladowy, ale teraz poczeka sobie na mnie jakis czas, bo jest za mocny, żeby nawet umoczyc w nim usta. Nie lubię drinków, wolę czysty smak alkoholu, wtedy wlasnie piję dla smaku, a nie dla picia jako picia, nie piję wódki, wolę odrobine whisky na dnie szklaneczki bez wody i bez lodu. Wtedy ja sobie to sączę i degustuję, a faceci się dziwią, że tak tez można, że jak to tak bez coli.
Powiem tak - Mój teraz jest taki pokajany, ma moralniaka, że się tak zachowywał, za te wybryki w aucie, za zażyganie łóżka, pościeli. Wcale mu nie współczułam, że go potem gardło i jelita bolały przez parę dni, że nawet ciężko mu się jadło. Może tak zapamiętam, że przeholował. Jak "chorował" przez kilkanaście godzin, to wtedy tez mu nie współczułam, ale trzymalam tylko mu miskę przy twarzy, żeby nic więcej nie nabrudził, bo mialam dość prania od 4 rano
i tak przez cały dzień. Potem jak doszedł do przytomności, to poiłam wodą, a potem zupka dietetyczną, bo się bałam, że mu się coś stanie strasznego... nigdy nikogo w takim stanie nie widziałam. Teraz jest już lepiej.
Jak będzie u mnie z pracą... zobaczymy... dużo będzie zależało od tego, czy Mój będzie pracował i zarabiał, czy da radę nas utrzymać sam. ja na pewno będę długo siedziala w domu, bo całe 24 tyg. macierzyńskiego, a potem... na urlop normalny, mam go bardzo dużo, nie mialam kiedy jak pójść na urlop. Więc, to co zaoszczędziłam, to pójdzie na opieke nad synkiem. W sumie jakies 74 dni, czyli na bank siedzę w domu do listopada przyszłego roku. Mały bedzie miał opiekę dość długo, a potem zobaczymy.
Wczoraj, jak wracałam od
mamy2006, to mnie syn w pewnym momencie jakoś uciskał po jelitach, że mi się aż niedobrze robiło, mdłości mialam i słabo mi się trochę zrobilo, więc po przyjściu się dość szybko ogarnęłam i poszłam poleżeć spokojnie. Się kręci czasem ta mała wiercipięta, choć na ogół to taki raczej spokojny jest dość. Napiję się teraz bezkofeinowej kawy z mleczkiem, to rozruszam leniuszka
bo kawę slodzę miodem, a po miodku synuś aktywniejszy się staje. Rano jak wstałam to też ładnie się przywitał napieraniem na mój brzuch, a potem spokojny. Za to jak się budze w nocy na siusiu, to rozrabia i mi buszuje po brzuchu :-) rozprasza mnie to czasami z zasypianiem.
Mam dziś dzień leniucha, nawet nie wiem czy nie przechodzę cały czas w piżamie, no może w dres się ubiore tylko