Kasoku
super, że cos drgnęło :-) czekamy więc na wieści z porodówki:-)
Tak Was czytam i czytam i tak mi sie smutno na serduchu zrobiło :-( Ja jestem taką osobą raczej zamkniętą w sobie i musi upłynąć sporo wody w rzece zanim zaufam komuś. Miałam chyba 2 przyjaciółki, ale one zostały tam, gdzie mieszkałam niemal 20 lat. Kontakt się urwał po jakimś czasie. Dzis czasem do siebie dzwonimy, ale rzadko.
Kiedy zaczęłam pracę w obecnej firmie (19 lat temu) właściwie pierwszego dnia znalazłam bratnią duszę - kobietę w wieku prawie mojej mamy. Ona chyba czuła to samo, bo zawsze mogłyśmy na siebie liczyć, zawsze jedna drugą wysluchała i wspierała. Cudowna ciepła kobieta. Kiedy zaszlam w ciążę z Młodym cieszyła się bardzo, ale też widziałam, że się boi. Bo pójdę na zwolnienie, potem na macierzyński, może na wychowawczy. Od ponad roku byłam jej przełożoną, ale raczej taką która wspiera i pomaga, ale tez i wymaga. Teraz zabrakło jej tego wsparcia i pomocy, zdecydowała się odejść na wcześniejszą emeryturę. Bardzo będzie mi jej brak, ale mam nadzieję, że znajdziemy czas na jakieś spotkania.
Miałam też przyjaciela. Trwało to kilka lat. O każdej porze dnia i nocy mogłam do niego zadzwonić i się wypłakać. Spotykaliśmy się rzadko, bo ciągnęło nas bardzo do siebie, a nie chcieliśmy zepsuć tego, co było najpierw. On ciągle liczył, że zmienię zdanie i będziemy ze sobą, ale wolalam mieć jego przyjaźń. Potem poznałam męża. Kiedy powiedziałam o tym P. ten postanowił zakończyć naszą przyjaźń, argumentując, że nie potrafiłby patrzeć na mnie wiedząc, że już nigdy nie spełni się jego marzenie. Bardzo mi go brakowało.
A teraz za psiapsiółę robi ciotka mojego męża:-) mogę jej sie wyżalić na wszystko i wszystkich. I robię to :-) zawsze kiedy mam taką potrzebę ona ma dla mnie czas. Maja ją uwielbia i nazywa ciocią Tete:-)
Mikołajek sie budzi...ufffff bo cyce rozsadza...dzis już będę elektryczny odciągacz to będzie łatwiej
zmykam życząc miłego dnia:-)