Sandra w 100% się z Tobą zgadzam.
Moja taka najlepsiejsza kumpela od dzieciństwa aż do studiów powoli przestała się ze mna zadawać jak poszłam na studia doktoranckie. Najpierw próbowała mnie odwieźć od tego... "A po co ci to...", "Nie szkoda Ci czasu..." i takie tam. Jak jednak na te studia się dostałam to z miesiąca na miesiąc coraz mniej się odzywała, tak, że dzisiaj już nawet życzeń na święta mi nie wyśle. Ostatni raz widziałyśmy się na moim weselu.
Drugą to miałam taką już z czasu studiów i myślałam, że z nią to będziemy się przyjaźnić po wsze czasy. Znałyśmy się jeszcze z liceum, ale dopiero pod koniec studiów jakoś bardziej się skumplowałyśmy. Ona też poszła na doktorat, ale na drugim końcu świata, bo w Islandii. Ale starałyśmy się utrzymywać kontakty na ile to możliwe. Zawsze jak przyjeżdżała, to spędzałyśmy razem jak najwięcej czasu, wyjeżdżaliśmy we czwórkę z mężami gdzieś razem i wszystko padło jak zaszłam w poprzednią ciążę. W sumie nawet jej nie zdążyłam dać znać, że jestem w ciąży, bo chciałam być pewna na 100%, no i tak to się złożyło, że w pewien piątek byłam u gina i potwierdził moje przypuszczenia, a w poniedziałek już leżałam na ginekologii i czekałam na łyżeczkowanie. Napisałam do niej o tym co mi się przytrafiło już po wszystkim, a ona zamiast mnie pocieszyć, to najpierw pretensje jak ja mogłam to zrobić z premedytacją (w sensie zajść w ciążę), a potem, że jeszcze zobaczę, że dobrze się stało, bo dziecko by mi wszystko zepsuło i, że jej zdaniem to był tylko dla mnie taki kaprys i z perspektywy czasu przyznam, że wyszło mi to na dobre i, że ona nie wyobraża sobie mnie jako matki... a na końcu dodała, że ma nadzieje, że się nie obrażę. Napisała jeszcze jakiś miesiąc po tym, że przyjeżdża na święta i, że podejrzewa, że nie chcę jej widzieć, ale jakby co to żebym się odezwała... No, a ja już nigdy więcej się do niej nie odezwałam. Do dzisiaj jest mi przykro, no i oczywiście ona nie wie, że jestem teraz w ciąży.
Więc ja na prawdziwą przyjaciółkę też nie natrafiłam.