Patch, ja zaczęłam studiowanie na Wydziale Zarządzania na Marketingu i Zarządzaniu na Uniwerku Łódzkim, żeby było śmieszniej. Zastanawiałam się całe 3 lata co ja własciwie tam robie.
W czasie studiowania zaczęłam się bawić w modę, wyjechałam do Niemiec, baze mieliśmy w Monachium, ale jeździliśmy po całych Niemczech i Austrii, potem byłam długo w Chorwacji, potem we Włoszech, pół roku siedziałam w Mediolanie.
Wróciłam z odrobiną pieniędzy i....... poczatkami depresji, bo jak odwiedzłam koleżanki ze studiów to one własnie biegały żeby dokończyć zdawanie, pochwalić sie absolutorium i pracą magisterską. Tez wyjeżdżały,do pracy, w wakacje, do Stanów, przywiozły sobie pieniądze a do tego w dalszym ciągu studiowały, a ja nie miałam nic i raczej żadnego celu, planów, stresów i motywacji...
Żeby się ratować od śmierci - w sensie dosłownym w zasadzie - zaczęłam Studium Turystyki, Jezyków Obcych i Zarządzania. 2 lata. Jak byłam na drugim roku Studium, dostałam sie na PW. I jestem tu do tej pory, nie zrezygnuje bo wiem czym to grozi.
A chwytałam sie tu w Polsce i nie tylko różnych prac - barmanka, kelnerka, pracownik hurtowni kwiatów doniczkowych (na rozmowie kwalifikacyjnej pytal sie mnie facet o jezyki obce i znajomosc komputera, a jedyne co tam robilam to podlewalam i przesadzalam kwiatki - praca 10 godzin dziennie. Rąk swoich nie poznawałam, myślałam że nadają się jedynie do odcięcia i wyrzucenia na śmietnik, nie sądziłam że jeszcze będę miała ładne dłonie. Taka fajna byla zabawa z różyczkami, tymi malutkimi w doniczkach.... - zarobiłam 250 zł, bo nie podpisał ze mną umowy - mówił że później. Brac co mi daje, albo spadać bez niczego. Ostatecznie w kwietniu przyszedł mróż i całe jego kwiatki szlag trafił, bo nie miał odpowiednio przygotowanego zaplecza do ich hodowli.).
Byłam też sprzedawcą w Reserved, konsultantką Avon, wychowawca kolonijnym, sędzią lekkoatletyki i wreszcie udzielałam korepetycji z matmy, chemii i fizyki....