Hej dziewczyny, a jak już mowa o wielkości pęcherzyków - bo teraz to już zwątpiłam.
Niestety spóźniłam się z wizytą u ginekologa na tuż po owulacji (wydaje mi się, że owulacja była w poniedziałek rano bo mnie zakłuło w lewym jajniku - a wizytę miałam w poniedziałek o 15) i moja lekarka szukała co tam się działo. Znalazła coś na prawym jajniku, ale nie umiała powiedzieć co (?), po czym znalazła pęcherzyk w lewym, ale oceniła go, że już owulacja musiała tu być rano albo w nocy z nd na pon, bo pęcherzyk miał ok. 12mm wówczas jak ją dobrze zrozumiałam (i ja byłam pierwszy raz na tym monitoringu, to nie wiedziałam o co pytać, a i polski nie jest jej ojczystym językiem). Czy to możliwe, że po owulacji tak szybko zmalał i przed owulacją miał te 15-25mm czy to był jakiś fail i wcale nie było owulacji?
Czy ona mogła się pomylić?
Wybaczcie potencjalnie głupie pytanie i trochę wariowanie, ale z tymi testami owulacyjnymi też miałam pewne wątpliwości, bo kreska powinna być równa albo ciemniejsza niż testowa, a u mnie najciemniejsza była w sobotę po południu (ale nie wieczorem), gdzie wciąż była trochę jaśniejsza od testowej, więc teoretycznie powinna dawać test negatywny.
Już nic nie wiem.
I nakręcam się w kółko od 2 dni, mimo że wiem, że w poniedziałek idę na proga i pewnie wtedy będę wiedzieć więcej, czy ta owulacja była.