Skąd ja to znam... Moja też nie ma podejścia do dzieci w ogóle. Tzn ona się stara, ale raczej jej nie wychodzi. Jak musiałam synka z nią zostawiać, to zawsze mówiłam, że to ma zjeść to i tamto. Wracam, a tam ledwo ruszone, bo "jabłka dużo nie dawałam, bo brzuszek będzie bolał, jogurtu dałam trochę, bo brzuszek będzie bolał, bułki dałam kawałek, bo mu się kluski w buzi robiły, omleta nie dałam, bo nie mógł pogryźć"... Jakoś przy mnie wszystko zjada i ładnie gryzie, brzuszek nie boli. Albo umiera z nią z nudy, bo babcia myśli, że włączenie radia, kulanie się po łóżku i pokazanie świecącego krzyżyka to jest szczyt zabawy i nie ma nic fajniejszego. No proszę Was
Kiedyś zostawiłam go na 1,5h, wróciłam a ona mówi, że mały spał dwa razy, bawił się, jadł obiad, trochę marudził... Przez 1,5h... Zostawiam zaraz po drzemce na 40 minut, wracam a on "dopiero co usnął, zmęczony był"...
Dlatego już nie zostawiam. Co muszę zrobić, robię z nim na ręku chociażby.
Tak więc też zazdroszczę fajnej babci i tego zaufania, że dziecko będzie zaopiekowanie tak, jak by się tego chciało. Ja takiej osoby nie mam. Nawet tata dziecka sobie nie radzi, bo mały prawie wcale z nim nie przebywa. Tatę zna tylko z obserwowania jak tata pracuje w obejściu
I jak zostają razem to z godzinę jest dobrze, a potem ryk.
Sorki, że marudzę, już się zamykam