Cześć
Moja historia jest podobna do noidea. Jestem w drugiej ciąży, pierwszą straciłam w 7t 3d. Teraz jestem w 13 tygodniu i tak jak noidea termin mam na 27.11
Kilka dni po pozytywnym teście ciążowym dostałam lekkiego plamienia i od tej pory jestem na L4, czyli można powiedzieć, że od samego początku. Biorę swoją kupkę tabletek i zastrzyki przeciwzakrzepowe i na ten moment wszystko jest w porządku, USG prenatalne wyszło dobrze. Bałam się, że znów coś może pójść nie tak i aż się popłakałam ze szczęścia kiedy zobaczyłam na USG małą rączkę i ruchy dziecka. Nawet mojemu mężowi łza pociekła
W związku z tym, że kończę I trymestr (który dla mnie był strategiczny ze względu na największe ryzyko poronienia) i przeszły mi mdłości, zastanawiam się nad powrotem do pracy. Chciałabym wrócić, żeby już nie mieć czasu rozmyślać czy coś może pójść źle, ale trochę boję się dojazdów. Mam 40km czyli 1h - 1h 15min w jedną stronę, droga ruchliwa, w ciągu 2 lat pracy nie ominął mnie wypadek. Mój ginekolog na słowa, że na następnej wizycie pogadamy o moim powrocie do pracy powiedział tylko "po co?". Czy któraś z Was dojeżdża podobny dystans i czy z brzuszkiem jest to uciążliwe?