humorów tez raczej nie mam, ale czasami jest mi po prostu smutno...tak dziwnie. Męża jeszcze kocham heheeh....ja mam znowu wyrzuty sumienia, że nie możemy współżyć, ale wiem i on również, że tak musi być dla dobra dziecka, ale jakoś tak przykro. Teraz można by na legala do woli bez stresu, to i tak doopa, nie można hehhe
dziś na obiad tylko zupka - krupniczek. W ogóle nie mam pomysłów co gotować.
U nas też dziś wieje i jest zimno. Na chwilę tylko wyszłam do spiżarki po dżem....brrrryy.
Też ubolewam nad brakiem współżycia... Zastanawiam się czy jak ściągną mi pessar i będę w tym 38tyg to dostanę pozwolenie
Bo inaczej to jeszcze przerwa na czas połogu...
Wiecie, to nie takie humory, że mam ochotę rzucać talerzami
po prostu właśnie albo takie zobojętnienie, albo wyrzuty sumienia, albo szybciej sie irytuję
Ja teraz nawet bałabym sie baraszkować z mężem... ze na porodówce skonczy sie akcja
musi wytrzymać... niedługo poród, połóg szybko minie,bo dużo wrażeń będzie
już bliżej jak dalej
Obym tylko siłę miała na wygibasy z mężem
Mam ostatnio to samo... Cała ciąża bez humorków, a ostatnio to własnie jakieś takie zobojętnienie i smutek.. Potrafię leżeć i zacząć nagle płakać, praktycznie bez powodu.
Albo powodem jest własnie to, że prawdopodobnie będę mieć tą cc... I przeżywam to straaaasznie.
Jest to pocieszajace - ja pierwsze dziecko ale po 30. i najwyrazniej tez hormony za bardzo sie rozpychaja... Mam nadzieje, ze to minie, bo dzis wszystkich gryze naokolo, nawet na mame naskoczylam
Nigdy az takich problemow z kontrola emocji nie miala jak teraz... jak widze meza, ktory ogarnia ledwo co kuchnie i narzeka, ze codziennie sprzata a i tak nie moze utrzymac zadnego porzadku to mam ochote go pacnac patelnia w glowe...
Najgorszy dla mnie w tym zobojetnieniu jest strach, ze to nie minie i nie poczuje nic do dziecka
I tez mi glupio jak Tobie - ze nie wspieram tak jak trzeba meza, chociaz bym chciala i wiem, ze powinnam. I pomyslec, ze to wszystko przez jakies procesy chemiczne w ciele...
Z ciązy bardzo się cieszyłam, zawsze wzruszały mnie wszelkie porody i narodziny dziecka, a ostatnio też się jakoś tak boję, że będę złą matką, że nic do niego nie poczuję, że nie będzie to dla mnie aż taką radością. Cholerne hormony ciążowe. ;/
Z tym wspieraniem mężów, to chyba największy grzech zapomnieć o mężu i postawić go gdzieś daleko za dzieckiem- tak przynajmniej mówią na kursach przedmałżeńskich i szkołach rodzenia
i zgadzam się, że dziecko powinno być częścią życia, a nie jego epicentrum.
U mnie z kolei jest inny problem - mąż, kochany i dbający, nie może pojąć, że nie mam już tyle energii co dawniej i oczekuje, że nasze życie będzie wyglądało tak jak kiedyś. Wczoraj kłóciliśmy się, bo po długim spacerze z psem i całodniowej wyprawie do Ikei (7h chodzenia i kupowania dziecięcych rzeczy) ja nie chciałam już jechać wieczorem spotkać się ze znajomym, który dostał awans w pracy i chciał spontanicznie świętować w barze. Zostałam nazwana egoistką. Może i nią jestem, ale w 35tyg. ze skróconą szyjką i rozwarciem na 1 palec, kiedy lekarz wyraźnie kazał mi się "oszczędzać" , chyba powinnam myśleć bardziej o sobie i o tym, żeby nie urodzić nagle, a nie spełniać zachcianki ludzi wokół. Ja naprawdę się cieszę razem z nim z sukcesu naszego wspólnego przyjaciela, ale kurcze - chyba wiem na ile mnie stać i wiem, że po całym takim dniu jestem padnięta, bolą mnie plecy, stawia się brzuch... Rzeczywiście myślę teraz więcej o sobie, ale czy to źle? Czuję, że będziemy się kłócić na tym tle coraz bardziej, bo mój małżonek nie potrafi zrozumieć, że naprawdę myślę teraz o zdrowiu swoim i dziecka i to stawiam na pierwszym miejscu. On jest chyba jeszcze taki dziecinny jak jego znajomi single i chciałby tak jak oni, chodzić na imprezy i do kina co tydzień. A ja nie dosyć że nie nadążam, to jeszcze mentalnie naprawdę coraz mniej mnie takie rzeczy interesują i jakoś myślę o tym co trzeba zrobić, a nie "jak tu się rozerwać". Ech.
Jeszcze przed ślubem jak zapytałam mojego męża kto w przyszłości będzie ważniejszy kiedy urodzą się dzieci to powiedział bez wahania, że ja. Bo dzieci się wychowuje i wysyła w świat, są tak jakby dane nam w ,,dzierżawę" a z żoną się jest do końca życia
Ale musisz chyba szczerze pogadać ze swoim małżonkiem... Tez mam skróconą szyjkę, mam pessar i mąż pozwala mi wychodzić z domu jedynie na badania i do lekarzy (ginekolog dał takie same zalecenia). Nie wyobrażam sobie chodzić przez tyle godzin.. Chyba bym umarła. Powiedz mu, że zostało zaledwie kilka tygodni i wszystko się zmieni. Ty wtedy też po pewnym czasie będziesz mieć więcej siły i więcej ochoty na ewentualne spotkania ze znajomymi. A teraz musi być wyrozumiały
@Tyna_88 My chyba będziemy lecieć też pod koniec czerwca z moimi rodzicami do Turcji. Oni sami to zaproponowali, że będziemy wymieniać się opieką nad dzieckiem. Tato jest pediatrą, więc o ewentualną pomoc medyczyną tak bardzo się nie będę martwić. Z rozszerzaniem diety to będą wtedy początki więc Mała będzie jeszcze głównie na mleku, a z rozszerzaniem jakos damy sobie rade
Dzisiaj po raz pierwszy w ciązy miałam problem ze snem. Jak się przebudziłam o 4 na siusiu tak już nie mogłam zasnąć, a o 7 musialam wstac, zeby pojechac na badania i teraz jestem padnięta, a zasnąć nie mogę...
Co do wyglądu to też ostatnio przezywam i narzekam, ze wygladam jak swinka Pepe. Niby nie przytyłam bardzo dużo (10kg), ale widzę, że jestem trochę nalana... Do tego pojawiły mi się ostatnio rozstępy na udach i pośladkach, a już liczyłam, że mnie to ominie...