Kochane moje.. dopiero wróciłam z IP.
Najpierw przyjęła mnie Pani ginekolog, która początkowo kazała się nie martwić bo "takie brudzenia się zdarzają"... i zapytała czy jest to żywo czerwona krew. No to mówię, że raczej kawa z mlekiem ale razem z plamieniem pojawił się niepokojący mnie ból krzyża. Pani gin wzięla mnie więc najpierw na badanie, wziernikowanie itd. Przy badaniu pojawiła się krew... oczywiście zryczałam się jak głupia... Przeszłyśmy na USG. Na ekranie zobaczyłam moją fasolkę. Niestety Pani ginekolog została natychmiast wezwana na cesarkę.. Rzuciła tylko "serce bije ale prosze czekac". Czekałam chyba godzine... Po badaniu, które wykonała owa Pani byłam obolała jak mało kiedy... do delikatności było jej daleko... W końcu przyszedł do mnie inny lekarz, tym razem Pan. Całe szczęście... okazał się być bardzo delikatny, uspokoił mnie i wykonał dokładnie powtórne badania od początku. Rzeczywiście potwierdził się fakt, że pojawił się polip. Jednak on nie był przyczyną tych krwawień. Krwiaka również na usg nie znaleziono. Na szczęście dzidzia jest i to nawet większa niż wynika to z terminu OM. Serduszko bije prawidłowo. Zwiększona została dawka duphastonu. No i mam leżeć, odpoczywać i obserwować czy krwawienie się nie nasila. Jestem trochę spokojniejsza po USG, ale napis na karcie informacyjnej "poronienie zagrażające" jest straszny
Dziękuję kochane za kciuki i za rady :*
Mam nadzieję, że żadna z Was nie doświadczy takiego stresu.
Dbajcie o siebie!