Cześć dziewczyny!!!!
Zacznę od tego, że byłam w szpitalu na KTG. Jest OK, więc odesłali mnie do domu. No i się zaczęło.
Ja jestem załamana. :-
-
-( Wspominałam wam o tym, że mam problem ze zwolnieniem lekarskim. Dzisiaj zachowanie mojej gin. przeszło wszelkie pojęcie. Jeszcze raz zasięgnęłam informacji od bratowej i siostry (obie pracują w ZUS-ie) na temat zwolnienia. To prawda, że jeśli nie przekroczyłaś 270 dni to nadal możesz kontynuować chorobowe dla ciężarnych. Ja nie przekroczyłam. Specjalnie sobie obliczyłam ilość dni. Z tą porcją informacji zadzwoniłam do swojej gin., a ona mi mówi "że nie wystawi mi już zwolnienia, bo powinnam leżeć na patologii i nie weźmie za mnie odpowiedzialności gdyby coś się stało'. Rozumiecie to
. No to ja jej na to, że skoro nie zwolnienie to chociaż zaświadczenie o tym, że nie urodziłam, które przedstawię w zakładzie pracy, żeby rozpoczęli mi naliczanie macierzyńskiego. Ona: "zaświadczenia też Pani nie wystawię. Niech je wystawi szpital, który Panią odsyła do domu, bo ja Pani już wypisałam skierowanie do porodu'. Wiecie co trzepnęło mną. Nie mogę w to uwierzyć. Przez całą ciążę było Ok, ale jak wybrałam inny szpital do rodzenia to nagle w grę weszła polityka prowadzona przez lekarzy (w Elblągu toczy się między szpitalami cicha wojna). Jestem załamana.
Jak tak można. Jestem już w 41 tyg. ciąży. przecież muszę kiedyś urodzić. Dzwoniłam do położnej ze szkoły rodzenia, żeby mi coś poradziła. Stwierdziła, że pewnie poród to pewnie kwestia kilku dni. I gdy będę w szpitalu w piątek na KTG to może mnie już zostawią na test z oksytocyną, a jeśli nie to coś pokombinujemy. Tym czasem, żeby się zabezpieczyć, mam załatwić sobie zwolnienie od lekarza ogólnego. Nie spodziewałam się, że pod koniec ciąży zostanę postawiona przed takim dylematem
Mam czarne myśli, bo nawet przychodnia, do której jestem zapisana jest porąbana, tak jak lekarze tam pracujący .