Ja nad tym samym się zastanawiam... Bo wiem, że gdbybym na dyżur trafiła do USK do nas, to wtedy już bym miała dzieciaczka przy sobie. Podali by mi oksytocynę i tyle. Wiem o tym, bo moja ciocia 2 lata temu tak samo jak ja miała. Skurcze 50% i zero akcji porodowej. Wtedy w 10 minut zadecydowali, żeby podać oksytocynę i jeszcze tego samego wieczoru urodziła. A byłą 2 tygodnie przed porodem i to jej pierwsze dziecko. W tym roku w maju rodziła drugie szczęście i trafiłą na Warszawską... Miała taką samą sytuację: zero rozwarcia i skurcze 50%. Przyjeli ją na patologię i przeleżała tydzień męcząc się ze skurczami codziennie, aż w końcu odeszł zielne wody i dopiero wtedy lekarze zareagowali. Na dodatek na połogu skarżyła się na opiekę położnych... Co z tego, że na porodówce położne są fajne, jak na połogu odechciewa się wszyskiego... Może lepiej wybrać komfotr psychiczny niż lepsze warunki sanitarne...