Witajcie!
Gratulacje Qretka!
u mnie depresja pełną para...wczoraj mała trafiła do szpitala
tak nam się darła, że pojechaliśmy na IP do wojewódzkiego szpitala dziecięcego. Mój mąż ciągle mi gadał, że on musi chodzić do pracy
zostawili nas w szpitalu, ale ja nie chciałam zostać. Dostałam ataku stresu i paniki, że na nowo szpital i jeszcze sama z dzieckiem! Mój mąż nie mógł tego ogarnąć, że nie chce zostać.
Przyszła ordynatorka na wizytę bo akurat na obchód trafiliśmy o 8 rano. Spojrzała na mnie i wezwała nas do gabinetu. Powiedziała, że wyglądam anemicznie a jest prawie 3tyg po porodzie i kazała wezwać psychologa.
Mieliśmy rozmowę z 1,5godz i ciula mi pomogła tylko non stop słuchałam, ze nie mam się stresować, ot! pomoc jak każdy mi to gada. :/ stwierdziła, że da namiary na psychiatrę.
Wczoraj kazali mi pojechać do domu odpocząć i dziś rano przyjechać. Pojechaliśmy jeszcze wieczorem dać moje mleko.
Dziewczyny uważam, że to nie są hormony, bo oprócz tego mojego płaczu, dochodzi stres i jestem wyrodna, ale wczoraj jak jej nie było w domu to mój mąż wieczorem się rozpłakał a ja się cieszyłam że mam spokój i nie musze się spinać kiedy ona się obudzi. Zero stresu. Wiem to straszne.
Dziś wstałam z myślą, że muszę tam jechać i się zająć (wczoraj tylko weszliśmy do niej to przy nas się strasznie rozpłakała i położne ją uspokoiły bo ja nie dałam rady
) dosłownie dostałam ze stresu biegunki, że mam tam jechać i siedzieć do wieczora. Dłużej nie dam rady
a jak pomyślę, że jutro wraca to mnie skreca
że nie dam rady.
Nie mam nawet jakiejś opcji na pomoc kogoś
NIC.