Hm, jak sobie pomyślę, że rozwalę auto, to nie mam odwagi. I pewnie nie było by to wielkie rozwalenie, bo jakoś większy stresior mam na punkcie parkowania, niż samej jazdy, ale jakoś brak kasy i wizja bycia bez samochodu... Kurka, no tchórz jestem i tyle (a samochód w serwisie, bo ktoś nam lampę rozwalił i nawet "spier..." nie powiedział) To, że ktoś za mną stoi, a ja odpalić nie mogę, to mnie bzyka (nawet jak ostatnio gość nie wytrzymał i mnie na skrzyżowaniu wyprzedził). A dla mojego jest maksymalnym stresem - jak on się uczył (całkiem niedawno) też tak było, bo on społecznie mniej zaradny, niż ja i chyba stąd to wynika.
Surv, niech tatuś wie, jak codzienność wygląda. Hm, i nic nie chcę mówić, ale nie będzie Florka grzeczną dziewczynką, dopóki będzie dziewczynką przemęczoną. Ja bym zatem na siłę usypiała. Na siłę w naszym wydaniu znaczyło mniej więcej tyle, że siadałam przy łóżeczku i trzymałam za brzucha, coby wstać nie mogła.
Andula, ja w obronie kobiet cierpiących wystąpić muszę ;-), mimo iż chyba nie byłam specjalnie upierdliwa. Za to opowieść mojej siostry z porodu (zakończonego cięciem) do tej pory doprowadza mnie do łez. Nie wiem czy to kwestia odporności na ból, czy braku poczucia bezpieczeństwa, ale to co ona tam wyprawiała przerasta moje wyobrażenia (np. kroplówkę trzymali, bo nią wywijała, tudzież ją, bo chciała głową walić o szafkę). Ale w czasie 12 godzinnego porodu tylko dwie osoby były dla niej miłe - praktykant, który do tej pory miesiąc w miesiąc dostaje od niej podziękowania na naszej klasie i położna już przed cesarką, którą całowała po rękach - i która jak się okazało pamięta ją do dziś. Ja bym położną być nie mogła, bo moja empatia chyba by mnie zabiła. Nie zapomnę tego francowatego bólu i wiem, że gdyby kobiety przy mnie miały rodzić, to bym tego nie zniosła. Poród porodowi nie równy. Ja miałam akurat dość ciężki, akcja zupełnie się nie posuwała. Zresztą od razu chcieli zrobić cięcie, ale nie chciałam. Przewagę nad moją siostrą mam taką, że ja urodziłam, a ona się umęczyła i w końcu dostała krwotoku, a tętno zaczęło spadać. No i jeszcze jedną mam nad nią przewagę - mam dwójkę dzieci, a ona cięcie za miesiąc... Się rozpisałam. Pewnie jesteś na tej porodówce aniołem, i bądź, to strasznie ważne. Gdyby położne umiały się na chwilę przy rodzących zatrzymać, chwilę pobyć, coś powiedzieć... Przecież nie musi być tak, że przychodzą tylko sprawdzić rozwarcie...
Kaja, moja koleżanka dzisiaj urodziła Ninkę - długo nie mogli mieć dzieci, myśleli nad inseminacją, poroniła, no i teraz w końcu ma córcię. Mam nadzieję, że Twojej koleżance też się uda.
Pabla, po żłobku Lenka pewnie bardzo zmęczona. Mój "koń" ma 4 i pół roku i po powrocie do domu pada i potrafi spać tak długo, że musimy go budzić - coby znów go położyć. Kontakt z dziećmi to duże emocje.
Haszi, literki zaczyna się wprowadzać dopiero od października, więc pewnie niewiele ich jeszcze było - jedna tygodniowo. Nie wiem czy rozmawiałaś z panią na temat Synka - jeżeli ma jakieś braki, to ona powinna Ci o tym powiedzieć. Do końca października nauczyciele robią obserwacje, skrzętnie notując, co komu dolega i jak coś trzeba przekazać rodzicom, to się to robi. Absolutnie Cię nie zniechęcam do pracy z dzieckiem swym, ale może nie potrzebnie się martwisz. Mój Tymi też nie ma szczególnie dużej wiedzy o świecie (ja zresztą też), staram się codziennie coś z nim robić rozwijającego, ale niewiele mamy na to czasu, bo do 14.00 jest w przedszkolu, potem śpi, a potem zbieramy się do snu nocnego...
Liwus, jak ja przyjadę na kawę sama do Tosiki, to uznam, że jestem mistrzem

No i 6 materacy, to chyba niezły wynik, nie? Och żebyśmy sprzedali tyle wyjazdów w takim okresie, to życie byłoby dużo prostsze. Powodzenia!
Madzia, też bym zaczęła od martwienia się, a już na pewno od szukania za i przeciw. Trzymam kciuki, coby było dobrze.