Niestety w poniedziałek moja ginekolog odwołała wizytę, a nigdy w życiu na nic tak nie czekałam jak na nią. Więc wczoraj poszłam do innej ginekolog skonsultować wyniki badań i okazuje się, że zarówno toksoplazmozę jak i cytomegalię już przeszłam i mam przeciwciała. Za to faktycznie progesteron (13,coś) to niewesoły wynik i dostałam duphaston 2x1.
Łupież Gilberta robi się coraz gorszy i bardziej upierdliwy (chyba w nocy drapię pierś i już mam rany), ale niestety ginekolog nie potrafiła pomóc, nie zna tematu
Na szczęście nadal jest tego na tyle mało, że nie biorę sobie tego do serca.
Dzisiaj byłam na USG i tak się stresowałam, że mnie głowa rozbolała. Zarodek jest (prawie) gdzie trzeba, jest mniejszy niż oczekiwany (ale to w związku z młodszą ciążą niż kalkulatory wyliczają) i... JEST SERDUSZKO. Zaczęłam ryczeć jak bóbr na tej kozetce. Czuję się jakby ktoś zdjął ze mnie co najmniej wór z cementem XD
Na razie wszystko ok, muszę tylko na cito zbadać hormony i glukozę, ale dzisiaj nie dałam już rady, jutro oczywiście też tego nie zrobię, w piątek nie mogę zawieść w pracy... więc zostaje tylko sobota... ehh dobrze, że jestem z Warszawy i mam prywatne ubezpieczenie inaczej nie ogarnęłabym się z tym.