Nie no, oczywiście jak chłop idzie przerzucać węgiel to nikt nie każe by później wracał i jeszcze popylał z mopem. Ja jestem za podziałem obowiązków a nie wyzyskiem. Tak samo wiadomo, że jak jest rola i mężczyzna wsiada na traktor o 6 rano to na kobiecie ciąży większość obowiązków domowych, ale jednak myśle, że teraz 80, a może nawet 90% społeczeństwa ma po prostu pracę + obowiązki domowe. Jak mąż wierci dziurę w ścianie to ja stałam z odkurzaczem żeby ściągać ten syf, jak trzeba było malować dom to też brałam pędzel i malowałam, płot czy parę innych rzeczy to samo. Odśnieżanie przed domem też zrobię jak trzeba a nie czekam na męża aż wróci, albo razem zasuwamy z szuflami i też wtedy jest ok. Chodzi mi o to, że ja nie widzę nigdzie w tym wstydu. Jakby trzeba było machnąć ciasto a ja bym rzygała dalej niż widzę to też by dostał przepis do łapki (coś czuję, że to by było ciasto 4 składnikowe
) i by popylał. Nie do pomyślenia właśnie dla mnie jest sytuacja, że kobieta cały dzień na nogach, zarabia na równi z mężczyzną (nie chodzi mi o równe wynagrodzenie tylko o równy wymiar czasu pracy) wraca po 8 godzinach i ona ma tylko obowiązki a facet leży przed tv i piwko pije. W moim rodzinnym domu oboje rodzice się nami zajmowali i może mama lepiej gotowała, ale tata potrafił ugotować tak by dzieci z głodu nie umarły. Jak byłam mała i miałam może 5 lat, a mój brat 7, mama poleciała do stanów do mojej babci na 2 miesiące i żyjemy. Później tak było jeszcze ze 4 razy. Ciuchy mieliśmy wyprane a w domu ugotowane.