Hej, ja niestety też dołączam do dziewczyn, które straciły ciążę. Pierwsza ciąża biochemiczna- sierpień tego roku, nieprawidłowe przyrosty bety, od początku po 45, 50%, miesiączka przyszła dokładnie tydzień po terminie przewidywanego okresu. Ciut dłuższe krwawienie- z 5 standardowych dni wydłużyło się do 7.
Druga ciąża- od razu po tym biochemie- przyrosty po 240, 170%- radość, bo jestem na dalszym etapie niż poprzednio. Niestety pęcherzyk okazał się pusty w 7 tygodniu, nie bylo nawet ciałka żółtego.
Zostałam przyjęta do szpitala 31.10, to był 7+4, beta w okolicach 10500, tego samego dnia o 21 miałam wykonany zabieg.
O 15:40 dostałam 1 tabletkę cyctoteku, żeby zmiękczyc szyjkę macicy, żeby w nią za bardzo nie ingerować podczas zabiegu. Przed 21 brzuch już bolał bardzo, zabieg odbył się planowo.
Wybudziłam się chyba w okolicach 21:40, ale powiedziałam, że mnie bardzo boli, dostałam coś przeciwbólowego dożylnie i znów zasnęłam. Obudziłam się, na sali byłam ok 23. Dostałam antybiotyk na 5 dni, fizycznie dochodziłam do siebie 1,5 tygodnia, zwolnienie dostałam na niecałe 2 tygodnie.
Plamienia już nie mam, brzuch nie boli.
Przed zabiegiem (teraz bym tego nie zrobiła) trochę czytałam o poronieniu farmakologicznym. Jak widziałam, jak dziewczyny opisują swoje przeżycia, to jestem zadowolona, że lekarz zlecił mi zabieg. Tym bardziej, że jestem dość słaba psychicznie.
Teraz już prawdopodobnie znam przyczynę poronień, bo zrobiłam badanie na trombofilię i wyszły mi 3 mutacje
Wiem, że to była ingerencja w mój organizm, ale wierzę, że teraz wszystko będzie ok
Trzymaj się, żadnej z nas nie powinno spotkać coś takiego, ale niestety życie pisze różne scenariusze
Ściskam