Kilka godzin. Ja byłam bardziej wściekła, że się nie udało niż zrozpaczona. Do tego lekarka na wizycie nastraszyła mnie, że mam żywą ciążę w jajniku i nieżywą w macicy, więc jak się okazało, że to "zwykłe" poronienie, to wręcz poczułam ulgę. Natychmiast chciałam te komórki usunąć ze swojego ciała i starać się o dziecko. Wiele razy myślałam o tym czy ja czegoś nie wyparłam i czy mi to kiedyś nie "wybije", ale chyba nie. Uznałam, że lepiej, że się ciąża zatrzymała na 333 bety niż gdybym miała urodzić np. dziecko z okiem w miejscu buzi czy coś. Te komórki źle zaczęły się rozwijać i organizm to zablokował. Tak po prostu było. Do tego stopnia nie poświęcałam temu uwagi, że kiedy mnie pytają ile razy byłam w ciąży, to odruchowo mówię, że dwa, bo mam dwie córki. Co to było, "to tamto"? Nie wiem. Pomyłka genetyczna. Mam dwie cudowności genetyczne, najpiękniejsze panienki na świecie i na tym się skupiam