reklama
edey
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 27 Wrzesień 2020
- Postów
- 167
@PaulinxBB Ojj tak.. musimy się wspierać.. I miejmy nadzieję że będzie dobrze..
edey
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 27 Wrzesień 2020
- Postów
- 167
@modesty Powiem Ci że mnie niestety nikt nie pytał.. nie wiem czy to był masaż szyjki.. słyszałam że niektórzy lekarze robią coś takiego podczas porodu I ze to strasznie boli.. A ja to "badanie" miałam wczoraj.. miałam wrażenie że ona chce sprawdzić jak wysoko jest główka.. A u mnie jest wysoko.. mega nieprzyjemne to było na prawdę..
- Dołączył(a)
- 21 Kwiecień 2021
- Postów
- 2
Nie pisałam tu jeszcze choć zdarzało mi się czytać wasze wiadomości
Piszę bo może komuś się to przyda ...
Zacznę od tego, że ze zdalnej szkoły rodzenia zapamiętałam 2 rzeczy
1) kochający rodzić nie zrobi krzywdy swojemu dziecku
2) kieruj się intuicją - mama czuję czy z jego dzieckiem wszystko jest dobrze czy nie
I tak z terminem na 06.04 czekaliśmy na rozwój sytuacji.
30.03 od rana przez 4 h siedziałam przed komputerem i słuchałam konferencji. W międzyczasie zjadłam śniadanie i co nieco słodkiego. Po około 2 h zorientowałam się, że mimo zjedzenia czegoś co powinno pobudzić dziecko nie zostałam "skopana". Więc poprawiłam śniadanie pączkiem i zaczęłam liczyć ruchy. W ciągu 2 naliczyłam 4 - ale do tej pory nie wiem czy to kopniaki czy skurcze. Zadzwoniłam do położnej którą miałam wykupioną a ona kazała mi pojechać na KTG ( zabrać coś do jedzenia i picia bo może być kolejka). W szpitalu trafiłam na wspaniałą położna która pomimo kolejki stwierdziła że mam zostać zbada jako pierwsza - może jest taka procedura , nie wiem. Pod KTG podłączyła mnie praktykantka która po chwili znikneła i przyszła z kimś bardziej doświadczonym. Nagle zostałam zastrzelona szybkimi poleceniami " wstań, na kolana, wyciągnij rękę" Zobaczyłam że w koło mnie nie ma 2 osób a co najmniej 3 razy więcej. Słyszałam że ktoś mówi " zaraz będziemy z pacjentką na ciencie". Ktoś wkuwał mi coś w rękę, ktoś inny podawał coś do ust. Ktoś rzucił pytanie " czy wyrażam zgodę na CC" - nie wiem nawet czy odpowiedziałam. Poprosiłam o poinformowanie męża. Pielęgniarka powiedziała że mam 2 minuty na zadzwonienie ( tyle zajęło dojechanie na blok operacyjny). 8 min później na świecie pojawił się ON - tak wynika z dokumentacji i historii telefonu. Miałam znieczulenie ogólne.
Obudziłam się na sali pooperacyjnej. Nic nie czułam poza lecącymi łzami. I tu kolejna wspaniała położna od razu się mną zajeła. Zapytałam czy wie co z dzieckiem a ona, że tak bo spodziewała się takiego pytania i że możemy do niego zadzownić - pierwsze pomyślałam że coś źle usłyszałam. Położna dała mi telefon w którym przedstawiła się Pani neanatolog która zajmowała się synkiem od czasu urodzenia. Poinformowała że wszytko jest dobrze i jak się będę czuła na siłach to wyśle synka do mnie. Po 5 min synek leżał ze mną.
Panie położne były wspaniałe za co im dziękuję.
Piszę bo może komuś się to przyda ...
Zacznę od tego, że ze zdalnej szkoły rodzenia zapamiętałam 2 rzeczy
1) kochający rodzić nie zrobi krzywdy swojemu dziecku
2) kieruj się intuicją - mama czuję czy z jego dzieckiem wszystko jest dobrze czy nie
I tak z terminem na 06.04 czekaliśmy na rozwój sytuacji.
30.03 od rana przez 4 h siedziałam przed komputerem i słuchałam konferencji. W międzyczasie zjadłam śniadanie i co nieco słodkiego. Po około 2 h zorientowałam się, że mimo zjedzenia czegoś co powinno pobudzić dziecko nie zostałam "skopana". Więc poprawiłam śniadanie pączkiem i zaczęłam liczyć ruchy. W ciągu 2 naliczyłam 4 - ale do tej pory nie wiem czy to kopniaki czy skurcze. Zadzwoniłam do położnej którą miałam wykupioną a ona kazała mi pojechać na KTG ( zabrać coś do jedzenia i picia bo może być kolejka). W szpitalu trafiłam na wspaniałą położna która pomimo kolejki stwierdziła że mam zostać zbada jako pierwsza - może jest taka procedura , nie wiem. Pod KTG podłączyła mnie praktykantka która po chwili znikneła i przyszła z kimś bardziej doświadczonym. Nagle zostałam zastrzelona szybkimi poleceniami " wstań, na kolana, wyciągnij rękę" Zobaczyłam że w koło mnie nie ma 2 osób a co najmniej 3 razy więcej. Słyszałam że ktoś mówi " zaraz będziemy z pacjentką na ciencie". Ktoś wkuwał mi coś w rękę, ktoś inny podawał coś do ust. Ktoś rzucił pytanie " czy wyrażam zgodę na CC" - nie wiem nawet czy odpowiedziałam. Poprosiłam o poinformowanie męża. Pielęgniarka powiedziała że mam 2 minuty na zadzwonienie ( tyle zajęło dojechanie na blok operacyjny). 8 min później na świecie pojawił się ON - tak wynika z dokumentacji i historii telefonu. Miałam znieczulenie ogólne.
Obudziłam się na sali pooperacyjnej. Nic nie czułam poza lecącymi łzami. I tu kolejna wspaniała położna od razu się mną zajeła. Zapytałam czy wie co z dzieckiem a ona, że tak bo spodziewała się takiego pytania i że możemy do niego zadzownić - pierwsze pomyślałam że coś źle usłyszałam. Położna dała mi telefon w którym przedstawiła się Pani neanatolog która zajmowała się synkiem od czasu urodzenia. Poinformowała że wszytko jest dobrze i jak się będę czuła na siłach to wyśle synka do mnie. Po 5 min synek leżał ze mną.
Panie położne były wspaniałe za co im dziękuję.
ola13650
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 27 Październik 2015
- Postów
- 870
Az mnie ciarki przeszly czytajac to.
Dlaczego zrobili cc co bylo powodem tak szybkiej decyzji?
I co z maluszkiem caly i zdrowy?
Dlaczego zrobili cc co bylo powodem tak szybkiej decyzji?
I co z maluszkiem caly i zdrowy?
Nie pisałam tu jeszcze choć zdarzało mi się czytać wasze wiadomości
Piszę bo może komuś się to przyda ...
Zacznę od tego, że ze zdalnej szkoły rodzenia zapamiętałam 2 rzeczy
1) kochający rodzić nie zrobi krzywdy swojemu dziecku
2) kieruj się intuicją - mama czuję czy z jego dzieckiem wszystko jest dobrze czy nie
I tak z terminem na 06.04 czekaliśmy na rozwój sytuacji.
30.03 od rana przez 4 h siedziałam przed komputerem i słuchałam konferencji. W międzyczasie zjadłam śniadanie i co nieco słodkiego. Po około 2 h zorientowałam się, że mimo zjedzenia czegoś co powinno pobudzić dziecko nie zostałam "skopana". Więc poprawiłam śniadanie pączkiem i zaczęłam liczyć ruchy. W ciągu 2 naliczyłam 4 - ale do tej pory nie wiem czy to kopniaki czy skurcze. Zadzwoniłam do położnej którą miałam wykupioną a ona kazała mi pojechać na KTG ( zabrać coś do jedzenia i picia bo może być kolejka). W szpitalu trafiłam na wspaniałą położna która pomimo kolejki stwierdziła że mam zostać zbada jako pierwsza - może jest taka procedura , nie wiem. Pod KTG podłączyła mnie praktykantka która po chwili znikneła i przyszła z kimś bardziej doświadczonym. Nagle zostałam zastrzelona szybkimi poleceniami " wstań, na kolana, wyciągnij rękę" Zobaczyłam że w koło mnie nie ma 2 osób a co najmniej 3 razy więcej. Słyszałam że ktoś mówi " zaraz będziemy z pacjentką na ciencie". Ktoś wkuwał mi coś w rękę, ktoś inny podawał coś do ust. Ktoś rzucił pytanie " czy wyrażam zgodę na CC" - nie wiem nawet czy odpowiedziałam. Poprosiłam o poinformowanie męża. Pielęgniarka powiedziała że mam 2 minuty na zadzwonienie ( tyle zajęło dojechanie na blok operacyjny). 8 min później na świecie pojawił się ON - tak wynika z dokumentacji i historii telefonu. Miałam znieczulenie ogólne.
Obudziłam się na sali pooperacyjnej. Nic nie czułam poza lecącymi łzami. I tu kolejna wspaniała położna od razu się mną zajeła. Zapytałam czy wie co z dzieckiem a ona, że tak bo spodziewała się takiego pytania i że możemy do niego zadzownić - pierwsze pomyślałam że coś źle usłyszałam. Położna dała mi telefon w którym przedstawiła się Pani neanatolog która zajmowała się synkiem od czasu urodzenia. Poinformowała że wszytko jest dobrze i jak się będę czuła na siłach to wyśle synka do mnie. Po 5 min synek leżał ze mną.
Panie położne były wspaniałe za co im dziękuję.
Marta dobrze , że wszystko się dobrze skończyło, zdrówka dla Was.Nie pisałam tu jeszcze choć zdarzało mi się czytać wasze wiadomości
Piszę bo może komuś się to przyda ...
Zacznę od tego, że ze zdalnej szkoły rodzenia zapamiętałam 2 rzeczy
1) kochający rodzić nie zrobi krzywdy swojemu dziecku
2) kieruj się intuicją - mama czuję czy z jego dzieckiem wszystko jest dobrze czy nie
I tak z terminem na 06.04 czekaliśmy na rozwój sytuacji.
30.03 od rana przez 4 h siedziałam przed komputerem i słuchałam konferencji. W międzyczasie zjadłam śniadanie i co nieco słodkiego. Po około 2 h zorientowałam się, że mimo zjedzenia czegoś co powinno pobudzić dziecko nie zostałam "skopana". Więc poprawiłam śniadanie pączkiem i zaczęłam liczyć ruchy. W ciągu 2 naliczyłam 4 - ale do tej pory nie wiem czy to kopniaki czy skurcze. Zadzwoniłam do położnej którą miałam wykupioną a ona kazała mi pojechać na KTG ( zabrać coś do jedzenia i picia bo może być kolejka). W szpitalu trafiłam na wspaniałą położna która pomimo kolejki stwierdziła że mam zostać zbada jako pierwsza - może jest taka procedura , nie wiem. Pod KTG podłączyła mnie praktykantka która po chwili znikneła i przyszła z kimś bardziej doświadczonym. Nagle zostałam zastrzelona szybkimi poleceniami " wstań, na kolana, wyciągnij rękę" Zobaczyłam że w koło mnie nie ma 2 osób a co najmniej 3 razy więcej. Słyszałam że ktoś mówi " zaraz będziemy z pacjentką na ciencie". Ktoś wkuwał mi coś w rękę, ktoś inny podawał coś do ust. Ktoś rzucił pytanie " czy wyrażam zgodę na CC" - nie wiem nawet czy odpowiedziałam. Poprosiłam o poinformowanie męża. Pielęgniarka powiedziała że mam 2 minuty na zadzwonienie ( tyle zajęło dojechanie na blok operacyjny). 8 min później na świecie pojawił się ON - tak wynika z dokumentacji i historii telefonu. Miałam znieczulenie ogólne.
Obudziłam się na sali pooperacyjnej. Nic nie czułam poza lecącymi łzami. I tu kolejna wspaniała położna od razu się mną zajeła. Zapytałam czy wie co z dzieckiem a ona, że tak bo spodziewała się takiego pytania i że możemy do niego zadzownić - pierwsze pomyślałam że coś źle usłyszałam. Położna dała mi telefon w którym przedstawiła się Pani neanatolog która zajmowała się synkiem od czasu urodzenia. Poinformowała że wszytko jest dobrze i jak się będę czuła na siłach to wyśle synka do mnie. Po 5 min synek leżał ze mną.
Panie położne były wspaniałe za co im dziękuję.
Ja nie odciagam, bo później nie poradzilabym sobie z nadmiarem - musiałabym stanc na targu chyba . U nas już sie unormowalo i piersi produkują tyle ile mała je. Także zaczekajCo do masażu szyjki to ja nigdy nie miałam, ale też z opowiadań koleżanek i znajomych wiem że to nie jest przyjemne, ale pomaga.
Mamuśki ściągacie nadmiar mleka i mrozicie?
modesty
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 31 Sierpień 2020
- Postów
- 8 694
Zastanawiam się czy mi się wydaje pewna rzecz czy rzeczywiście tak jest. Brzuch nie wygląda na obinzony tylko mam takie poczucie jakby przez większość czasu był u góry dość miękki, a najtwardszy jest kilka cm nad pępkiem. Przy wypychaniu się dziecka czułam też i u góry trochę napięcie, ale czy to możliwe że jak zawsze miał tam dupkę i nóżki zagięteto np. Teraz to była jakoś wyciągnięta noga? Jak było u Was?
reklama
U mnie też już jest tak żeby mały się najadł, ale czasem jak chce wyjść do sklepu, czy gdzieś na dłużej lub jak chce przespać 3h ciągiem to mąż ma akurat w butelce dla młodego. Także ściągam trochę, ale nie ma tego dużo. Taki nadmiar to ok. 20-30ml z dwóch piersi.Marta dobrze , że wszystko się dobrze skończyło, zdrówka dla Was.
Ja nie odciagam, bo później nie poradzilabym sobie z nadmiarem - musiałabym stanc na targu chyba . U nas już sie unormowalo i piersi produkują tyle ile mała je. Także zaczekaj
Myślę żeby zamrozić na potem.
Podobne tematy
- Odpowiedzi
- 14 tys
- Wyświetleń
- 669 tys
- Odpowiedzi
- 2 tys
- Wyświetleń
- 122 tys
Podziel się: