Witam Drogie Forumowiczki. Przeczytałam parę watków i nie ukrywam że strasznie podoba mi się atmosfera tu panująca. Jesteście otwarte na siebie, swoje historie, problemy, a także na problemy całkiem nowych na forum osób. Dlatego postanowiłam tu napisać. Ale po kolei.
Jakoś w połowie sierpnia ostatni raz przytulałam się z moim Ł (potem musiał wyjechać, wrócił niedawno). We wrześniu i październiku miałam normalnie @ ("@" oznacza tu u Was okres- dobrze wywnioskowałam czytając posty?;-)) tylko ze były wyjątkowo krótkie (albo tez takie odniosłam wrażenie..). Natomiast w tym miesiącu- ni z tego ni z owego: NIC! Zaczął mi się spóźniać i to długo bo ok.3 tygodnie. Zrobiłam test- jedna kreska. Dzień później dostałam- ale jakiś taki dziwny ten okres mam, bo po pierwsze: żadnych objawów "typowo okresowych", tzn ani mnie w ten specyficzny sposób brzuch nie bolał, ani mnie prawa noga nie rwała tak jak zawsze. Poprostu "luneło" ze mnie dnia pewnego i tyle. Dziwne jest natomiast to jak się czuję- bo przy wkłądaniu tamponu czuję się poprostu jakby mi ktoś- za przeproszeniem- macicę wyrywał! W ogóle przedwczoraj ledwie chodziłam z tego wszystkiego.. No dosłownie pierwszy raz w życiu czuję swoją macicę, okropne uczucie, bo zupełnie różne od tego które jest zazwyczaj. Inny rodzaj bólu.
Jestem po jednym poronieniu sprzed 4 lat, i pomyslałabym że może to to samo, ale przecież na teście była jedna kreska...
Macie jakieś pomysły co się mogło wydarzyć lub tez co się może dziać w moim organizmie?
Byłoby cudownie gdyby okazało się że to mała fasolcia tak "harcuje", ale pewnie to nie to.. Przecież to byłby już 3 miesiąc a ja nie mam w zasadzie żadnych objawów.. (no może poza zmiennymi nastrojami:/)
A z drugiej strony- co jesli gin mi powie że to było poronienie? Chyba tego nie przezyje po raz drugi..
Planowałam iść do gina we wtorek, bo tylko wtedy przyjmuje, ale teraz we wtorek mamy święto no i nie wiem za bardzo co robić..